*Perspektywa Carl'a*
-Carl...Zwolnij- usłyszałem głos swojego ojca, zza moich pleców.
-Co znowu? - nadal byłem zły. Nie do końca wiedziałem dlaczego, ale czułem, że to mój tata jest winny temu, że reszta naszej grupy prawdopodobnie nie żyje.
-Zatrzymajmy się, w którymś z tych domów. Musimy odpocząć...- tata był słaby. Pobity, utykający, zakrwawiony.
Niedawno wyszliśmy z lasu i kierowaliśmy się uliczką, która prowadziła przez osiedle małych domków rodzinnych z ogrodami. Miejsce to trochę przypominało mi King County, czyli okolice, w której mieszkałem przed wybuchem epidemii. Przeszły mnie ciarki na wspomnienie o dawnym życiu.
-Tutaj. Przeszukamy ten dom- tata wskazał na jeden z białych domków przy drodze.
Podszedłem do drzwi, wyjąłem broń i już miałem je wyważyć , gdy nagle ojciec złapał mnie za ramię.
-Ja to zrobię.
-Co? Ledwo stoisz na nogach. Ja to zrobię- zapewniałem tatę patrząc na niego zdziwionym wzrokiem.
-Zrobimy to razem- nie dawał za wygraną.
-W porządku- odparłem mimo woli- na trzy. Raz... Dwa... Trzy!
Wpadliśmy do domu. Bronie mieliśmy w gotowości. Tata przeszedł przez korytarz, a następnie do jednego z pokoi. Szedłem za nim, odsłaniając go w razie potrzeby, gdyby jakiś sztywny wylazł nagle zza rogu. Trwało to dosyć długo, zanim wyszliśmy z powrotem na korytarz.
-To strata czasu - powiedziałem bardziej do siebie niż do taty. Jest tu spokojnie.
-Co powiedziałeś?
-Powiedziałem, że to strata czasu. Gdyby był tu jakiś sztywny to by już wyszedł.
-Do prawdy? Carl, musimy być ostrożni.
Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Podszedłem bliżej ściany i zacząłem uderzać w nią ręką krzycząc.
-Hej dupki! Hej gównojady!
-Słownictwo! - skarcił mnie ojciec.
Już miałem mu coś odpowiedzieć, ale zamiast mnie, ciszę przerwał kobiecy głos.
-Naprawdę? Świat ma aktualnie o wiele większe problemy niż nie wypażony język Twojego synka- odezwała się drwiącym głosem nieznajoma. Spojrzałem w tamtą stronę, ale dziewczyna szybko zniknęła w drzwiach. Byłem zaskoczony. Już od dawna nie spotkałem nikogo żywego. Zacząłem biec w jej kierunku.
-Carl! Stój!- usłyszałem głos taty, ale nie zwracałem na niego uwagi.
Wpadłem do pomieszczenia, które okazało się być kuchnią. W środku zwolniłem kroku, po czym się zatrzymałem. Nieznajoma stała na blacie kuchennym i szukała czegoś na półkach.
Dziewczyna wyglądała na około 17 lat, czyli na mój wiek. Miała długie włosy w kolorze ciemnego miodu. Na plecach miała kołczan ze strzałami, na jednym ramieniu przewieszony łuk, a na drugim dużą lnianą torbę. Ubrana była w rurki w kolorze zgniłej zieleni, z wieloma kieszeniami, wysokie, czarne, sznurowane buty i wysokie szare skarpety nałożone na spodnie. Miała też czarny T-shirt i czarną, zwiewną koszulę narzuconą na ramiona.
CZYTASZ
I Need You~ Carl Grimes~The Walking Dead
FanfictionMógłbym kochać się z Tobą tu i teraz, na tym stole