~6~

1K 38 5
                                    

*Perspektywa Danieli*

Podczas drogi powrotnej siedziałam pod oknem po lewej stronie. Łzy cisnęły mi się do oczu, w głowie miałam mętlik i czułam złość. Wszechogarniającą złość. Na nikogo nie spojrzałam, do nikogo się nie odezwałam. Daryl i Rosita też nic do nas nie mówili. Poprostu widzieli moją bezradną złość, zamyślonego Carl'a i obitego po twarzy Ron'a. Woleli chyba zostawić tę sprawę nam. Może i lepiej? Nie mam siły z nikim o tym gadać. Kiedy samochód się zatrzymał, wysiadłam z niego i trzasnęłam drzwiami. Ron zrobił to zaraz po mnie i odszedł w stronę domu, w którym mieszkał wraz z młodszym bratem i mamą. Rosita chciała pewnie dopytać o wszystko Carl'a, ale on też wyszedł z samochodu. Każde z nas odeszło szybko w innym kierunku.

Zatrzasnęłam drzwi od domu. Rzuciłam na ziemię torbę ze znalezionymi rzeczami. Zdjęłam z siebie łuk i kołczan i położyłam wszystko na kanapie. Nóż z kieszeni wylądował na kuchennym blacie. Usilnie połykałam łzy. Gula w gardle rosła coraz bardziej. Wbiegłam po schodach na piętro. Zamknęłam się w łazience. Podeszłam do lustra. Nie mogłam na sobie patrzeć. Odkreciłam wodę i włożyłam dłonie pod strumień. Mój oddech przyspieszył. Byłam coraz bliższa płaczu. Nabrałam wody w ręce i oblałam sobie twarz. Teraz łzy mogły toczyć się po moich policzkach. Nie dało się rozróżnić kropli wody od łez. Była tylko jedna mała różnica. Moje łzy były słone. Słone jak jasna cholera. Patrzyłam w swoje odbicie. Blada, mokra twarz. Moje oczy powędrowały na małe, czerwone ślady na mojej szyi. Ślady po paznokciach Ron'a. Najbardziej fałszywego skurwiela jakiego znam. Zawsze był taki... Taki miły. A ten dupek udawał! Jest taki jak jego ojciec. Bił Jessie kiedy żył. Bił swoje dzieci. W tym Ron'a. Wszystko kurwa jasne! Żałuję, że nie przyłożyłam mu mocniej. Teraz smutek przeradzał się we wściekłość. Zamoczyłam rękę w wodzie i przyłożyłam dłoń do czerwonej, spuchniętej szyi. Zamknęłam oczy i marzyłam, żeby to co się wydarzyło, okazało się jednak snem.
Przebrałam się w czyste rzeczy. Przeczesałam włosy i włożyłam pistolet za pas. Zeszłam na dół. Rosita była w kuchni i wypakowywała zapasy. Próbowałam nie zwracać na nią uwagi i szłam prosto do drzwi.

-Zostawiasz łuk? Naprawdę jest aż tak źle?- odparła się o blat, skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła na mnie z troską.

-Rosi... - zaczęłam i podeszłam do niej blisko-... Obiecuję, że wszystko Ci opowiem, ale... Nie teraz... Muszę pobyć sama.

-Jasne... -Rosita założyła mi włosy za ucho- Uważaj na siebie i wróć dziś do domu.

Pokiwałam głową, a ona mnie przytuliła. Odwzajemniłam to.

*Perspektywa Carl'a *

Szedłem szybko w kierunku domu, zaraz po tym jak wysiadłem z auta. Teraz w mojej głowie kotłowało się mnóstwo myśli. Ten skurwiel ją dotykał! I może ona jego... Cholera! Próbowałem oddalać tą możliwość jak się dało. Doszedłem do schodów prowadzących na taras. Zobaczyłem za oknem tatę, trzymającego Judith na rękach. Rozmawiał z Michonne. Śmiali się i patrzyli na sobie z czułością. Usiadłem na schodach i oparłem splecione ręce na kolanach popierając podbródek. Patrzyłem przed siebie. Nagle zauważyłem Ron'a. Myślałem, że idzie do sobie, ale skręcił i wszedł do domu Enid.
Pewnie chce ją bzyknąć, powyżywać się trochę i zostawić samą. Kretyn.
Trwałem w tej myśli przez jakiś czas, ale zaczęło wydawać mi się to dziwne. Wpadłem na pomysł. Może głupi i bez sensu, ale wstałem i zacząłem zmierzać w tamtym kierunku.

***

Stojąc na tarasie, zobaczyłem przez szybę plecy Enid. Podszedłem do uchylonego okna nieco bliżej. Teraz bardzo wyraźnie słyszałem ich głosy.

-... tak powiedział?- zapytała zdziwiona Enid.

-Tak powiedział... - odparł Ron.

I Need You~ Carl Grimes~The Walking Dead Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz