"szMira" - część 8

13.6K 61 5
                                    


Obudziłam się wczesnym popołudniem zawinięta w pościel. Otworzyłam powoli jedno oko, później niechętnie drugie. Słońce razi mnie w oczy, for'God'sake, cały dzień poszedł w...... Doskonale wiem, że gdy późno wstaję to nic ludzkiego nie zrobię; nie pójdę na zakupy, nie zrobię prania, nie będę uprawiać żadnych sportów - no bez przesady. 

Wstaję, wyciągam z szafy liliowy sweter i zakładam go na gołe ciało. Nie przejmuję się tym, że kompletnie do mnie nie pasuje. Rude chyba nie lubią kwiatowych kolorów. 

Zapalam papierosa, odsuwam krzesło, siadam na nim zaplatając pod sobą bose stopy. Rękaw swetra opada odsłaniając ramię. Strzepuję popiół do popielniczki. Sprawdzam rachunki. Nic przyjemnego. 

Wstaję, włączam radio, wiadomości. Słucham chwilę propagandowego wywiadu, ale szybko się poddaję. Włączam RMF Classic i zwijam włosy w kok. Niechlujny kok, bo kręcone włosy są wredne i nie współpracują. Znowu jakiś klasyczny szlagier. Tym razem Czajkowski. 

Znam ten balet doskonale, nuta w nutę. Z papierosem w ustach nucę go pod nosem wbijając jajka na patelnię. Kiedy kończy się słynne interludium gaszę papierosa, nakładam jajecznicę na talerz i wcinam śniadanie przegryzając maślanym rogalem. 
Po posiłku wsuwam talerz do zlewu - nie mam w zwyczaju przez posiłkiem czy po posiłku zmywać, to odbiera przyjemność nażarcia się - i robię kawę. Rozpuszczalną, czarną, łyżeczka cukru i ciut. Łyżeczka i ciut to takie moje powiedzenie i mój zwyczaj. Wszyscy wiedzą, że ciut to tylko zamoczenie czubka łyżeczki w proszku i nieznaczne dosypanie go do kubka. Nie zmienia to bardzo smaku, ale zasada to zasada. 
Podchodzę do okna i już wiem, że nie chce mi się dziś wychodzić z domu. Zakładam bladoniebieskie skarpetki, odprawiam poranny łazienkowy rytuał szczotkowania i zaspana rzucam się na fotel w paski znudzona jakże późnym porankiem. 
Otwieram laptop i czekam na ekran logowania. Macham nogą, która zwisa przez oparcie. Wbijam hasło. 
O kurwa. 

Pojawia się mi się strona, na której skończyłam wczoraj zabawy. Cały proces zawieszony. Klikam 'cofnij' i program automatycznie losuje zboczonego kolesia, który patrzy na mnie i wali sobie konia /tak się jeszcze mówi?/
Wszystko sobie teraz przypominam. To nie jest tak, że mam amnezję i zapomniałam co robiłam wczoraj. Przypomniałam sobie każdą minutę tego cybersexu. To jak się rozebrałam, jak ściskałam piersi i sutki /oh, sama myśl o tym.../, jak pieprzyłam moją myszkę, zaciskałam zęby na koszulce żeby nie skomleć i mocno doszłam. Z facetem. W Internecie. Który na mnie patrzył. 

Ale przypał. 

Wbrew pozorom, kiedy nie targa mną pożądanie, jestem trochę nieśmiałą kobietą. I teraz właśnie uświadamiam sobie co zrobiłam. Fuck. 

Dobra, rozliczmy się z tym. Stanę na wysokości zadania i... włączę Skype. 

...logowanie... 

*bliip*  Zaproszenie do znajomych od: Sven

Sven, online,  1 nowa wiadomość. 
- Hej, maleńka. Wyspałaś się? Jak się czujesz po naszym udanym rżnięciu?

/skąd wiedział, że to odczytam, że to prawdziwe konto, że pisze to do odpowiedniej osoby?/

Sven pisze wiadomość...    /o cholera, głupia trzpiotko, przecież On widzi Cię online!/

- Wszystko okej? Martwię się jak to przyjęłaś?     /za późno, co tu odpisać..?/
-
Hej! Heej... taak, wszystko okej. Długo spałam i... robiłam pranie, hehe ^^       /WTF?!/ 
- Myślałem, że takie panny jak Ty mają służące. Powinnaś ją mieć, słodka. Zasługujesz na to.
- Nie, dziękuję. Radzę sobie. Lubię być zaradna i niezależna. /No i masz, kurwa mać, feministka.../

- Mam dla Ciebie link z, chyba, dobrą muzyką. To mój ulubiony zespół z ulubionym kawałkiem. Posłuchaj w wolnej chwili. Może Ci się spodoba, a może ich zniszczysz, ich los spoczywa w Twoich rękach ;) https:// youtube.com/Mdih#63Cfgx   a teraz muszę wracać do pracy, jestem zbyt potrzebny ;) bye!

whathefuck.

Okej, chyba nie było najgorzej. Neutralna rozmowa, spokojna, wychillowana, na życiowy temat... Wstaję z fotela, żeby jakoś się ogarnąć, nie wiem, może jednak przejść się gdzieś, odetchnąć. 

*bliip* 

Sven, online, 1 nowa wiadomość                /cofam się, siadam z powrotem, żeby odczytać/

- Myślę o Tobie, o Twojej cipce. Jestem ciekawy jak wygląda.      /o cholera/ 
-
Nie miałeś czasem pracować, ktoś Cię nie potrzebuje?

- Mam spotkanie. Jednak wydaje mi się, że bardziej Ty mnie teraz potrzebujesz. Dotknij ją.  
- Co... 

- Cipkę. Zrób to. Dotknij ją delikatnie paluszkiem. Włóż rączkę w majteczki prześlizgnij się po niej. A kiedy to zrobisz... opisz mi ją. 

- Okej, a więc... eee... wkładam rękę w majteczki... rozchylam nogi, ona się eee... otwiera. No i... przesuwam... powoli. Powoli paluszkiem... jest troszkę obolała, bo... troszkę ją wczoraj, hmm, nadszarpnęłam... ale nie boli bardzo, wstyd mi trochę, ale... robi się... wilgotna... 

Sven odpisuje do mnie dopiero po jakichś 5 minutach. 

- Jesteś słodka, skarbie. Podobasz mi się. Wiem to, mój przyjaciel udowodnił mi to w nocy i teraz.
   Nie dotykaj się już więcej. Masz kategoryczny zakaz. Będę wieczorem. Pa! 

Jego ikonka z zielonej - dostępnej zmienia się w białe kółko - offline. Opadam skonsternowana na oparcie fotela i wgapiam się w ostatnie linijki rozmowy. Po czasie orientuję się, że dłoń jeszcze mam schowaną w majtkach. Lecz nic z tym nie robię, intensywnie się zastanawiam, posłuchać go, nie robić nic, czy olać kolesia i dogodzić sobie? 



szMiraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz