Nie wiem jak mam to określić. Urodziłem się dawno czy może jednak nie tak dawno... Różnie to bywa. Inni twierdzą, że mogę już być stary, a inni, że jestem jeszcze w wieku energicznym, czy jak kto woli. Ja jednak mam do powiedzenia tyle, że przyszedłem na ten świat 20 marca 1976 roku. Urodziłem się w największym mieście w Arizonie, jakim jest Phoenix. Wychowywałem się tutaj. Tu chodziłem do szkoły, tu miałem paru przyjaciół. Zawsze interesowałem się muzyką. Już od najmłodszych lat, było to moje największe zainteresowanie. Moimi największymi idolami byli Stone Temple Pilots i Depeche Mode. Uwielbiałem ich muzykę. Dzieciństwo miałem takie, jakie być powinno. Rodzice spędzali ze mną czas, bawili się ze mną. Biegałem po podwórku z przyjaciółmi z osiedla i razem wymyślaliśmy różne dziwne rzeczy. Często robiliśmy kawały sąsiadom. Nie były one chamskie, chcieliśmy tylko sprawić, aby i na ich twarzach zagościł uśmiech, chociaż na krótką chwilę. Moje życie przepełniała radość i wieczna zabawa. Myślałem, że tak już będzie zawsze, że zawsze będę tym pogodnym dzieckiem i nic mi tego nie zepsuje. Do czasu...
Wróciłem ze szkoły do domu. Rzuciłem plecak gdzieś w kąt i udałem się do kuchni, aby się napić. Wyjąłem z lodówki sok pomarańczowy i nalałem go sobie do szklanki. Idąc z napojem w ręku, ujrzałem moją mamę, która siedziała w salonie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie ma taty. Dziwne... Zwykle o tej porze rodzice siedzieli razem przed telewizorem, albo razem przyrządzali kolację. To w końcu małżeństwo nie do przebicia. Moi rodzice bardzo się kochają i zdziwiła mnie nieobecność ojca. Podszedłem więc do mojej rodzicielki i usiadłem obok niej. Szklankę położyłem na stoliku. Spojrzałem na mamę. Miała smutny wyraz twarzy, a oczy miała czerwone. Widać było, że płakała i to całkiem niedawno.
- Mamo... - zacząłem niepewnie. - Wszystko okej?
Spojrzała na mnie. Pomimo stanu, w jakim aktualnie była, starała się uśmiechnąć i być pogodną.
- Tak synku... Co tak wcześnie dziś skończyłeś lekcje? - zapytała, ocierając resztę łez z oczu chusteczką.
- Wcześnie? Skończyłem o tej godzinie co zawsze.
Mama spojrzała na zegarek, wiszący nad telewizorem.
- To już po piątej? A kolacja nawet nie gotowa. Pewnie jesteś głodny.
Wstała z kanapy i skierowała się w stronę kuchni. Jej zachowanie było naprawdę dziwne. Za wszelką cenę chciałem się dowiedzieć, o co właściwie chodzi. Dlaczego mama płakała? Dlaczego zastałem ją w takim stanie? Dlaczego straciła wyczucie czasu? To nie było w jej stylu. Chwilę jeszcze siedziałem zatracony w myślach, aż wreszcie udałem się za moją mamą. Zanim jednak zdążyłem przekroczyć próg kuchni, usłyszałem kroki na schodach. Odwróciłem się i zobaczyłem ojca. W rękach miał kartonowe pudło i... Jego rzeczy? O co tu chodzi do cholery?
- Tato?
Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Potem skierował go na mamę, która również na niego patrzyła. Ojciec jedynie spuścił głowę i bez słowa opuścił dom. Podbiegłem do okna i zobaczyłem, jak pakuje pudło do samochodu. Kiedy już to zrobił, jak gdyby nigdy nic, wsiadł na kółko i odjechał z piskiem opon. Po chwili już go straciłem z oczu. Wróciłem do mamy.
- O co tu chodzi?!
Nie mogłem już dłużej tego znieść. Chciałem poznać prawdę.
Mama spojrzała na mnie. Widząc mnie wściekłego i pogubionego, znowu zaczęła płakać. Usiadła przy stole i zakryła twarz dłońmi. Ja jedynie stałem i na nią patrzyłem. Po około pięciu minutach, uspokoiła się nieco i odkryła twarz. Moim oczom ukazała się jej buzia, po której policzkach leciały łzy. Czekałem aż coś powie.
- Twój ojciec i ja, rozwodzimy się.
- CO?!
Nie mogłem w to uwierzyć. W głowie miałem pytania typu: dlaczego? Z jakiego powodu? Co się stało? Kto zawinił? Jeszcze ona powiedziała to w taki sposób, jakby to było normalne. Jednak potem wszystko się wyjaśniło...
- Twój ojciec miał kochankę od dłuższego czasu i dopiero teraz się o tym dowiedziałam. Niestety nie ma innej opcji, jak tylko rozwód... On wybrał ją, a nie nas...
Po tych słowach, mama znowu zaczęła płakać. Ja nadal stałem i patrzyłem na nią. W moich oczach pojawił się gniew. Czułem ból i nienawiść. Jak on mógł coś takiego zrobić mnie i mamie? Jak mógł nas tak oszukiwać, aby potem wybrać inną? Wolał jakąś lafiryndę niż moją mamę? Jeżeli ma z nią jeszcze dzieci, to one były ważniejsze ode mnie? Brzydziłem się nim. Nie chciałem go już więcej widzieć. Cały zdenerwowany, bez słowa pobiegłem do mojego pokoju. Trzasnąłem drzwiami i bez namysłu zacząłem krzyczeć ze złości. Mimo iż miałem wtedy raptem jedenaście lat, rozumiałem więcej niż jakikolwiek dorosły. Taki cios, jaki został mi zadany, był chyba najbardziej bolesny. To była najgłębsza rana, jaką można mi było zadać. Ale wiedziałem jedno. Nie mogę się załamywać. Muszę być dzielny. Muszę stawić czoła przeciwnościom losu. Muszę być wsparciem dla siebie samego i dla mojej mamy. Teraz mamy siebie nawzajem. Tylko my jesteśmy dla siebie wsparciem. Już nie miałem męskiej ręki, która by mnie wychowała na mężczyznę. Muszę poradzić sobie sam. I tak też zrobię. Będę dorastał tak, jak ja sobie to zaplanuję. Dam sobie radę. Taki w końcu jestem. Jestem Chester Bennington...
******************************************************************************************
Oto pierwszy rozdział mojej nowej książki. Od razu mówię, że to co piszę jest z perspektywy wokalisty, a historia jest zmyślona. Oczywiście trafi się tu nota biograficzna, ale to co tu napisałam jest wymyślone. Mam nadzieję, że się podoba. Pozdrawiam serdecznie <3
~Akiko92

CZYTASZ
In The End. Chester Bennington [ZAKOŃCZONE]
Fanfic,,Czasami rozwiązania nie są takie proste, Czasami pożegnania są jedyną drogą"