Rozdział 9

141 23 0
                                    

Minęło pięć lat. Pięć lat mojej niewoli. Tak, zgadza się. Przez niesłuszne oskarżenie, wpakowali mnie do więzienia na te zasrane pięć lat. A jak to się potoczyło? Opowiem Wam w skrócie. Po tym jak Tony wyzionął ducha, do szkoły przyjechała policja. Poszli prosto do gabinetu dyrektora, a przed nim ujrzeli widok jednego martwego chłopaka i drugiego zupełnie zbitego z tropu. Wyglądałem wtedy jak mała dziewczynka, która właśnie znalazła zwłoki swoich własnych rodziców i za ciula nie pojmowała, co się właśnie wydarzyło. Wyśpiewałem im wtedy wszystko, co do ostatniego słowa. Na szczęście mi uwierzyli. Martwe ciało Toniego zostało zabrane do sekcji, a ja zostałem wezwany na komisariat wraz z moją mamą. Tam musiałem wszystko zeznać, a potem zajęto się sprawą tych narkotyków, które mi podrzucono. Potem sąd, skazanie mnie na pięć lat i tak oto pożegnałem się z wolnością i moją randką z Talindą. Moja mama była załamana tym wszystkim. Właśnie tego obawiałem się najbardziej. Ale na szczęście nie było tak źle jak myślałem. Mama odwiedzała mnie tak często, jak tylko mogła. Podczas jednej z odwiedzin wszystko jej wyjaśniłem. Wtedy chciała coś z tym zrobić, wynająć prawnika, rozpocząć proces sądowy od nowa, ale ją powstrzymałem. To i tak nie miało sensu. Już wolałem odsiedzieć te pięć lat, niż jeszcze się męczyć z lataniem po sądach i szukać prawnika. Pogodziłem się z moim losem. Jednak też większość ludzi się ode mnie odsunęła. Nawet najlepszy przyjaciel. Eryk serio myślał, że jestem dilerem i wtedy powiedział, że nie zamierza się już więcej ze mną zadawać. Prawdziwy z niego przyjaciel, nie da się ukryć. Talinda jak tylko się o tej całej akcji dowiedziała, nie ukrywała szoku i tak samo nie chciała mnie znać. Szkoda tylko, że ci ludzie nie znali prawdy. No ale trudno, pogodziłem się, że zostałem sam. Prawie. W celi, w której siedziałem, miałem lokatora, który też był niesłusznie oskarżony o morderstwo. Tylko, że on był ode mnie starszy o dobre dziesięć lat. No ale nic, jechaliśmy w końcu na tym samym wózku. Gość był spoko, miał na imię Henry. To on podtrzymywał mnie na duchu w pierwszych dniach mojej odsiadki. Był dla mnie trochę jak starszy brat. Jednak jego towarzystwo, czyli koledzy z sąsiedniej kraty, nie byli dosyć przekonujący. Mianowicie byli oni ćpunami, czyli ludźmi, do których nie chciałem należeć. Do czasu... Po trzech latach siedzenia postanowiłem, że może coś się z nimi zapoznam. Pomyślałem, że może w tym więzieniu się trochę odmienili, ale byłem niestety w błędzie. Jednak jak już zaryzykowałem, to musiałem to kontynuować. Jeden z nich, Mateo, to z pochodzenia Brazylijczyk. Odsiadywał nielegalny transport narkotykami. A za takie coś, łagodnego wyroku się nie dostaje. Wprowadził mnie trochę w tematy narkotykowe i te wszystkie inne sprawy i nie wiem dlaczego, ale zainteresowało mnie to. Chciałem spróbować, jak to jest być takim... Naćpanym gościem, jakim był Tony. 

Tego dnia mogłem tego dokonać. Wyszedłem już z więzienia i mogłem wrócić do domu. Mama wyczekiwała mojego powrotu. Ona jest aniołem, a nie człowiekiem. Kiedy tylko wróciłem i pozbyłem się wszelkiego, więziennego brudu, udałem się na spacer w poszukiwaniu jakiegoś dilera. Oczywiście podczas chodzenia przez osiedle, nie obeszło się bez plotek na mój temat, wytykaniu mnie palcami i obelgami skierowanymi w moją stronę. Oj mama musiała mieć trudno przez ten czas, kiedy siedziałem. Dlaczego się nie wyprowadziła? Miałaby lżej w nowym miejscu. 

Będąc na terenie jakiegoś opuszczonego placu zabaw, który był zupełnie inny niż ten, który pamiętam, zobaczyłem grupkę tajemniczych typków, siedzących pod jakimś drzewem. Podszedłem do nich i zagadałem.

- Siema... Nie jesteście może tymi, co sprzedają jakiś dobry towar lub coś w tym stylu?

Jeden z nich spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. Jednak jego podkrążone i lekko czerwone oczy świadczyły o tym, że jednak miał co nieco w swoich zapasach. Wstał, otrzepał się i zabrał mnie na rozmowę w cztery oczy.

- A ile chcesz? - zapytał schrypniętym głosem.

- Nie wiem... Tak na spróbowanie na pierwszy raz... 

Mężczyzna prychnął pod nosem i zaczął szperać w kieszeniach. Wyjął z jednej woreczek z białą zawartością i dał mi go do ręki jak gdyby nigdy nic.

- Ponieważ cię znam, pierwszą kolejkę masz w gratisie. Jak ci posmakuje, przyjdź po więcej - powiedział i odwrócił się ode mnie, aby wrócić do swoich towarzyszy.

- Czekaj! Jak to mnie znasz? O co ci chodzi?

Mężczyzna przystanął i odwrócił się do mnie przodem. Jego wyraz twarzy był uśmiechnięty. Wtedy przypomniał mi się Tony. Też miał taki uśmieszek, kiedy mi wrzucił te narkotyki do plecaka. Zacząłem się poważnie zastanawiać nad popełnieniem czynu, jaki zamierzałem wykonać.

- Chester... Ludzi nie poznajesz? - zdjął kaptur, a ja nie wierzyłem własnym oczom.

- Max...

In The End. Chester Bennington [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz