Rozdział 2

290 36 0
                                    

Leżałem na łóżku ze słuchawkami w uszach. Zamiast odrabiać lekcje, wolałem odciąć się od tego popieprzonego świata. Minęło pięć lat... Dokładnie pięć, odkąd rodzice się rozeszli. I dokładnie pięć, kiedy widziałem ojca po raz ostatni... Chwila, przecież nie mogę go już nazywać swoim ojcem. Nie po tym, co mi zrobił, jaki cios zadał. Brzydziłem się nim okropnie. Kilka razy wydzwaniał do mamy i pytał, czy nie chciałbym się z nim spotkać. Kretyn. Serio myśli, że ja nic wtedy nie rozumiałem? Że będąc gówniarzem nie zrozumiem, co tak właściwie się wydarzyło? To się myli. Mama sama niechętnie odbierała od niego telefony.  

Leżałem tak już chyba z dwie godziny. Zamknięte oczy, dobra muza... Mógłbym tak leżeć już zawsze. Do czasu, kiedy ktoś mi tej spokojnej chwili nie przerwał. Tym kimś mogła być tylko jedna osoba.

- Siema stary! Co tak leżysz? 

Taaaak, był to Eryk, mój kumpel z podwórka. Razem się wychowaliśmy i razem też chodzimy do jednej klasy i to od pierwszej podstawówki. Westchnąłem ciężko i otworzyłem oczy. Spojrzałem na niego. Miał jak zwykle ten swój uśmieszek. Koleś nigdy nie tracił poczucia humoru i zawsze chodził pogodny. W swoim słowniku nie ma zapisanych słów typu ,,smutek", ,,płacz" lub ,,depresja". Rzadko kiedy był przygnębiony. No może raz, gdy zdechł mu pies, ale to już dwa lata minęły i teraz ma nowego. Tylko, że ja nie kupię sobie nowego ojca, a mama nie przepada za randkami. Może to i lepiej. Tylko ona mi wystarczy, bo tylko ją kocham. Po tym co przeszła, to ją można tylko podziwiać. Nie popadła w depresję, nie pije, nie ćpa... Jest po prostu silna. Żyje, bo ma dla kogo... A wracając do mojego kumpla. Zdjąłem słuchawki i usiadłem na łóżku.

- A zasady gentelman'a to ty znasz? Puka się, zanim wejdziesz do czyjegoś pokoju lub innego pomieszczenia. Jak twoja siostra jest w łazience, to też jej tak włazisz bez uprzedzenia?

- Sophie ma dopiero cztery lata, jeszcze nie mam co oglądać - zaśmiał się.

Wspominałem może, że Eryk jest tak trochę bardzo zboczony? To mówię to teraz. Zawsze jak obok przechodziła jakaś laska, to na nią gwizdał. Patrzył tylko na jej walory. O spotkaniach z kumplami już nie wspomnę. Zawsze musiał obgadywać jakąś dziewczynę i mówić, jakie to ma duże cycki czy dupę. Dla mnie było to ohydne. Dlaczego? Dlatego, że jest to brak szacunku do płci pięknej. Ważne co jest w środku, a nie na zewnątrz. Fakt, że jeżeli dziewczyny z mojego otoczenia mają duże to czy tamto, jest efektem zwykłego, sztucznego botoksu. 

- Co cię do mnie sprowadza? - zapytałem po chwili.

- Chodzi o pewną imprezę, jaka będzie niedługo u nas w szkole - powiedział, siadając przy moim biurku. - Mam nadzieję, że się na nią wybierasz.

- Wątpię Eryk, wątpię.

- A to niby dlaczego?

- Wiesz, że nie lubię takich zabaw. Nie jestem rozrywkowy i jakoś nie specjalnie się wybieram na jakiekolwiek imprezy. 

- Powiedział Chester, który w wieku dziecięcym robił dowcipy sąsiadom i lubił wydzierać mordę na całe osiedle. Stary, zawsze lubiłeś się bawić, nie rozumiem dlaczego już taki nie jesteś.

- Dorastam - znowu się położyłem.

- Dorastasz, oczywiście. Mamy tyle samo lat, a ja jakoś nie mam zamiaru porzucić tego dzieciaka, którego w sobie mam.

- Bo ty dorastasz później ode mnie. 

- Weź już skończ z tymi tekstami, bo wcale nie są śmieszne. Stary masz szesnaście lat, a ta impreza to wielkie wydarzenie, nie możesz jej opuścić.

- A ja myślałem, że najważniejszym wydarzeniem z życia chodzenia do szkoły jest studniówka.

- To też, ale ta impreza też jest ważna.

- Z jakiej niby okazji?

- Szkolna drużyna futboolow'a obchodzi swoje pięćdziesięciolecie. Jest okazja do świętowania, nie uważasz?

- Nie.

- No Chester, nie bądź taki! Weź chodź.

- Podziękuję. Wolę się uczyć.

- Ta, jasne. Jakoś do tej pory nie odrobiłeś pracy domowej. 

- Eryk zrozum, że mnie nie ciągnie na takie zabawy.

- A może ty po prostu nie masz z kim iść?

Już się nie odezwałem. Czasami się zastanawiam, dlaczego ja się zadaje z tym kretynem. On w głowie nie ma nic, oprócz porno i głupich pytań. Chyba zmienię towarzystwo...

- Tak też myślałem - powiedział znowu. - Słuchaj, dlaczego po prostu nie zaprosisz Talindy? Wiem, że ci się podoba, a teraz masz okazję. Weź idź z nią.

Talinda Bentley... Moja miłość od najmłodszych lat. Też się z nią wychowywałem na jednym osiedlu. Byliśmy ze sobą bardzo blisko. Kiedyś prawie ją pocałowałem... Ale w wieku dziesięciu lat wyprowadziła się do Nowego Jorku. Jednak nigdy o niej nie zapomniałem. Rok temu wróciła do Phoenix. Cieszyłem się wtedy jak dziecko. Jednak teraz już nie mam odwagi do niej zagadywać. Denerwuję się, gdy przy niej jestem. Nie potrafię jej zwykłego ,,cześć" powiedzieć, a co dopiero zaprosić na szkolną imprezę. 

- Zapomnij...

- Ale dlaczego?

- Bo ja tak mówię. A jak już coś postanowię, to się tego trzymam. Sorry Eryk, ale nie mam dzisiaj humoru... Czy mógłbyś...

- Dobra, dobra, już sobie idę. Ale jak się ogarniesz, to daj mi znać. Na razie.

Opuścił mój pokój i poszedł. Wpatrywałem się w sufit pustym wzrokiem. Zaprosić Talinde? Pytanie czy w ogóle iść na tą imprezę... Życie ma za dużo pytań, aby na nie odpowiedzieć...

In The End. Chester Bennington [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz