2.

432 32 6
                                    

Samochód Jamesa powoli wtoczył się na zielone wzgórze. Z pojazdu widać było ogromne miasto rozciągające się w dole. Psychologa powitał pięknie zdobiony szyld "Amore Stables wita!". Po chwili ujrzał przygnębioną kobietę siedzącą na powalonym pniu drzewa. Wyszedł z samochodu i podszedł do jasnowłosej nieznajomej.

- Dzień dobry! Nazywam się James Eaton.

- O matko! Przepraszam. Nie zauważyłam pana wcześniej - podniosła na niego swoje ciemne głębokie oczy. - Ja jestem Suzie Brown.

- A więc gdzie jest pacjentka? - chciał powiedzieć to wesołym głosem, ale nie najlepiej mu to wyszło.

- Jest w stajni. Zaprowadzę. Ale podczas drogi, chciałabym opowiedzieć panu w czym tkwi problem.

Oboje ruszyli kamienistą ścieżką ciągnącą się w dół zbocza.

- Moja córka Devi, od lat jeździ konno. Już jako malutkie dzieciątko kochała te majestatyczne zwierzęta - w jej głosie można było usłyszeć dumę. - Jeździć uczyła się tutaj. Znała wszystkie konie, ale jej ulubieńcem był Kaspian. Siwy ogier o bujnej grzywie i przyjacielskim usposobieniu. Jednak pewniej nocy w stajni wybuchł pożar. Straż pożarna przyjechała zbyt późno. Wszystkie konie zginęły, a właściciele wyjechali do Europy. Córka nie spała po nocach. Płakała całymi dniami. Potem znowu zaczęła tu przyjeżdżać. Pewnego dnia gdy weszłam do stajni ona...ona głaskała powietrze - głos się jej załamał. - Zachwowywała się jakby konie nadal tu były. Rozmawiała z nimi, a nawet chciała je karmić - po jej policzkach pociekły pojedyncze łzy. - Gdy spytałam co robi, odpowiedziała, że bawi się z Kaspianem. Ja już nie wiem co robić. Devon zaczęła nawet spać w stajni. Boję się, że ta rudera się w końcu zawali. Zresztą sam pan zaraz zobaczy.

Zza zakrętu zaczęły wyłaniać się resztki drewnianego budynku. W dachu znajdowała się ogromna dziura. Prawej ściany prawie nie było. Przez miejsce gdzie kiedyś zapewne znajdowały się drzwi, widać było małą, może ośmioletnią, rudowłosą dziewczynkę. Była zupełnie niepodobna do swojej mamy. James powoli wszedł do stajni. Devi przez chwilę na niego patrzyła, ale zaraz potem wróciła do głaskania niewidzialnego konia. Na boksie wisiała tabliczka z napisem "Kspan". Mężczyzna wywnioskował, że dwie litery odpadły podczas pożaru.

- Jestem James. Przyszedłem z tobą porozmawiać.

- Jestem Devi -dziewczynka uśmiechnęła się i na chwilę przerwała zabawę ze zwierzęciem. - O co chodzi?

- Może porozmawiajmy o koniach. Dowiedziałem się od twojej mamy, że bardzo je lubisz.

- Kocham - na jej twarzy zagościł jeszcze szerszy uśmiech, a wiatr który wpadł do stajni przez dziurę w ścianie, rozwiał jej długie, rude włosy. - Widzi pan jaki Kaspian jest śliczny? Jak dumnie unosi głowę?!

- Emm...nie. Nie widze go - głęboko odetchnął. - Kaspiana tutaj nie ma. On przecież nie żyje.

Twarz dziewczynki nagle się zmarszczyła.

- Nie! - krzyknęła rozzłoszczona. - Pan jest taki jak moja mama! Nie widzi pan nic więcej! Jako psycholog powinien pan widzieć to czego inni nie dostrzegają. Myślałam, że chociaż jedna osoba mnie zrozumie, ale jest pan jak inni dorośli. Proszę mnie zostawić w spokoju.

- Ale...- powiedział zdezorientowany James.

- Proszę mnie zostawić! - krzyknęła i tupnęła nóżką.

Po chwili mężczyzna opóścił starą budowlę. Matka dziewczynki czekała w napięciu.

- Nie udało mi się nic wywnioskować - odparł ze zmarnowaną miną. - I wątpie żeby coś z tego wyszło, ale proszę umówić się z sekretarką na kolejną wizytę, o ile Devon będzie chciała opóścić to miejsce.

Wsiadł do samochodu i odjechał.

Kaspian-White StallionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz