Rozdział 6 "Wróć do domu"

215 27 14
                                    

Liczyłem na Pana, Panie Min.



- Czego ode mnie chcesz DaHee? - podchodzę do niego - Jak to czego? Musisz mi oddać to co mi zabrałeś – uśmiecha się, mimo że sytuacja nie należy do zabawnych, przynajmniej dla mnie. - Poczujesz jak to jest kogoś stracić Yoongi.

Prostuję się, i czuję jak strzelają mi kości w kręgosłupie. - Od kiedy jestem dla Ciebie na Ty, DaHee? - spoglądam na niego przekrzywiając głowę - Od kiedy nie jestem w Twojej mafii i nie obowiązują mnie twoje zasady – zaczyna spacerować po pomieszczeniu. Ja w tym czasie rozglądam się, szukając kogoś, kogo mógłby przyprowadzić że sobą. - Jesteśmy sami, Min - przerywa moje poszukiwania.

- Pewnie się zastanawiasz jak masz mi oddać moją stratę prawda? - kieruje się w moją stronę i zaczyna chodzić wokół mnie – a więc, albo zginiesz Ty – nachyla się od tyłu do mojego ucha – albo Twoja córka – mówi szeptem. Moje oczy rozszerzają się a ręce zaczynają się trząść. Odchodzi ode mnie kawałek i spogląda na mnie uśmiechając się. – To co? Którą opcję wybierasz? - czeka ma moją odpowiedź.
- Jak możesz chcieć zabić małe dziecko?! - podnoszę głos. Nie wierzę w to co usłyszałem. -A jak Ty mogłeś zabić młodą dziewczynę, kurwo, za ukradzione pieniądze?! - również zaczyna krzyczeć. Patrzę na niego tępym wzrokiem. Na wspomnienie Melanii, łapie mnie za kołnierz i odpycha od siebie, obracając się plecami do mnie.

-Trzeba było być grzecznym, nie było by tragedii – odwraca się i zmierza w moją stronę mrużąc oczy – Sam ją zabiłeś DaHee, to Twoja wina – kładę mocny nacisk na słowo Twoja – zaczyna odchodzić ode mnie, lecz wpół kroku rozmyśla się, obraca się na pięcie i zadaje mi cios pięścią, prosto w twarz. Tracę panowanie nad sobą, zadaję mu cios nogą w żebra. Zaczyna się zataczać, wykorzystuję to i uderzam go ponownie, tym razem pięścią w brzuch. Upada, jednak szybko wstaje, łapie mnie w pasie i rzuca mną o podłogę. Podnoszę się do klęku, i spuszczam głowę. DaHee myśli że się poddałem, i zaczyna odchodzić ode mnie. Biorę ciężkie wdechy i uspokajam się. Wycieram wierzchem dłoni krew z wargi.
-Jeśli myślisz że ktoś tu zginie – sięgam ręką na tył moich spodni – to masz rację – łapię rączkę noża – ale to nie będę ja – uśmiecham się pod nosem. Wciągam nóż i rzucam się z nim na przeciwnika. Zdezorientowany chłopak, w panice rozgląda się po pomieszczeniu szukając czegoś do obrony, w kącie za blatem znajduje coś na kształt kija do bilarda, i wyciąga go przed siebie, osłaniając nim swoje ciało. Zaczynam wymierzać w niego ciosy, jednak ten unika ich bądź kijem odpycha narzędzie od siebie. Uderzam go wolną ręką w bok głowy, by go otumanić i odsuwam się kilka kroków w tył. DaHee otrzepuje się, i ciśnie kijem w moją szyję, przez co nóż wypada mi z ręki a sam upadam na ziemię z hukiem. DaHee zaczyna się śmiać, słyszę jego kroki. Podnosi nóż, poczym podnosi i mnie przyszpilając do ściany, przykłada mi ostrze do gardła.
- I co, dalej jesteś pewien kto tu zginie? - uśmiecha się, mocniej przyciskając ostrze. Po chwili jego oczy robią się strasznie duże, a z jego ust zaczyna lecieć krew. Zdezorientowany patrzę na jego twarz szukając odpowiedzi, patrząc w dół już wiem co się stało. Ktoś wbił mu sztylet w plecy, przebijając DaHee na wylot. Ciało chłopaka upada ukazując mi osobę która go zabiła.

-Co Ty tu robisz?!

Patrzę na mojego obrońce i nie mogę uwierzyć w to co widzę.

-Przechodziłem nie daleko i usłyszałem wrzaski, a później rozpoznałem Ciebie.

*Jimin*

Mój telefon zadzwonił i powiedziano mi że muszę szybko znaleźć się w bazie, dopiłem kawę i wyszedłem z mieszkania. Idąc ulicą doszły do mnie krzyki i odgłosy bicia. Powoli podszedłem do miejsca skąd wydobywały się dźwięki, zobaczyłem dwóch bijących się mężczyzn. Gdy jeden przytrzymał drugiego nożem, zorientowałem się że ten pod ostrzem to Min, zastępca szefa. Musiałem zareagować. Wyciągnąłem swój sztylet że spodni i po cichu zakradłem się do pomieszczenia starego baru. Podszedłem do mężczyzny który zaatakował Mina i zanim zdążył się obrócić, wbiłem mu ostrze w plecy. Był wyższy o głowę i z łatwością mógł go zabić, więc dlaczego Min przyszedł sam?

-Co Ty tu robisz?! - Min spanikowany i zaskoczony moją osobą, lustruje moją twarz od czoła po brodę.

-Przechodziłem nie daleko i usłyszałem wrzaski, a później rozpoznałem Ciebie. On mógł Cię zabić, czemu przyszedłeś sam? - obserwuję ruchy rozmówcy, jednak odpowiada mi cisza.

-On chciał mi zabić córkę...- odzywa się w końcu, głos mu drży. Patrzę na jego twarz, w oczach gromadzą się łzy a wargi zaczynają mu się trząść. Odchodzi ode mnie i siada na jednym z krzeseł. Nie mogę go  zostawić w takim amoku, ale też muszę iść do bazy. Postanawiam zadzwonić do jednego z moich przyjaciół.

-Yuta? Mam prośbę, odwiózł byś kogoś do biura AOA? Tak jednego z nich. Okej. Jesteśmy pod tym dawnym barem który spłonął. Czekam – rozłączam się. Spoglądam na towarzysza, który prawie doszedł do siebie. - Przyjedzie mój znajomy ze szkoły odwiezie Cię do biura. Masz jak wrócić z niego? - zwracam się do niego, mówiąc powoli. Jednak on po chwili macha ręką na nie, i wskazuje palcem na drogę. - Tam stoi moje auto, po cholerę dzwoniłeś? – mówi ostrym tonem, łapiąc się za początek nosa.
- To przyjedzie po mnie, nie ma problemu. Dasz rade sam wrócić? - patrzy na mnie ciętym wzrokiem, zbiera się jakby nigdy nic i wychodzi, po chwili odjeżdża autem, zostawiając mnie samego w budynku.
- Chyba się nie polubimy – mówię do siebie pod nosem. Po paru minutach przyjeżdża mój kolega, wyjaśniam mu wszystko i jedziemy tam gdzie miałem się znaleźć dziesięć minut temu.

*Yoongi*

Wsiadam do auta, przekręcam kluczyki i ruszam. Jeszcze się trzęsę ale i tak jest już lepiej. Jezu, nie darowałbym sobie gdyby Sulli coś się stało. Uderzam rękami o kierownice, nigdy nie chciałem żeby ją w to wplątać. Jest moim oczkiem w głowie, musi przy mniezostać. Spoglądam w lusterko by ocenić szkody. Rozcięty policzek i warga. Nic mi nie będzie.

Jadąc do domu postanowiłem zajechać do Hoseoka sprawdzić jak się czuje. Rana nie wyglądała ciekawie. Poza tym muszę z nim pogadać, może da się załatwić jakąś ochronę dla małej.

Wjeżdżam na parking posiadłości Junga, wysiadam z auta i kieruję się do drzwi. Po zapukaniu srebrną kołatką otwiera mi Carl.

-Dzień dobry Panie Min, zgaduję się że do Pana Junga tak? - kiwam potwierdzająco głową – jest u siebie w gabinecie, ale proszę ostrożnie, przed chwilą odebrał jakiś telefon i jest wściekły. Patrzę pytającym wzrokiem na lokaja.

Co mogło się stać?

Ściągam buty i dzięki temu że znam ten dom na pamięć, kieruję się od razu do jego biura. Delikatnie pukam w grube, drewniane drzwi.
- Wejść – odpowiada ostro, typowo gdy coś go rozwścieczy. Pomału wchodzę do pomieszczenia, cicho zamykając drzwi. Krok po kroku zbliżam się do biurka, patrząc bez emocji na jego twarz. Gdy dociera do niego, że jestem tuż przed nim, ruchem głowy poprawia swoje równie wściekło rude włosy, jednocześnie poprawiając zegarek na prawym nadgarstku. Nie patrzy na mnie. Patrzy na w bok.

-Powiedz, że go nie zabiłeś.

________________________________

A więc nowy rozdział! :D

Chciałam wam podziękować za tyle ciepłych słów jak i odzewu 😊

Jak potoczy się ta historia dalej?

Carmen


Are you afraid? Where stories live. Discover now