1. Kei-chan

7.2K 309 135
                                    

Mój ostatni dzień w Karasuno, co mnie jakoś specjalnie nie ruszyło. I tak jej nie lubiłam. Ja i Kei-chan za bardzo ze sobą rywalizujemy by być w jednej szkole, a co dopiero w jednej klasie. On ma tylko naukę i dinozaury w głowie, a ja chcę mieć więcej możliwości w życiu. Na przykład spełniać marzenia. Nawet jeśli ich nie mam. Tak szczerze, to mam wszystko po prostu gdzieś i jestem też w jakimś stopniu zmęczona. Szkoła jest nudna i typowa, uczniowie dziwni i większość zbyt nachalna, a siatkówka mnie już znudziła, po dwóch tygodniach ponownego grania w drużynie. Jak Kei-chan może nadal w to grać? W sumie, to jedyne co mamy wspólnego to podobny wygląd, ta sama wada wzroku i identyczny gust muzyczny. No może i charaktery mamy podobne, ale w to wątpię. W przeciwieństwie do niego, ja nie mam nic przeciwko kontaktu ludzkiego.

Stanęłam z bratem pod bramą szkoły, wiedząc, że to nasz ostatni dzień razem. Po szkole wyjeżdżam od razu do Tokio do ojca. Powodzenia w byciu jedynym najlepszym w Karasuno, Kei-chan. Zachichotałam i spojrzałam na Kei'a.

— Zobaczymy kto się wybije. — ruszyłam przodem z wrednym uśmiechem. 

Kei zaraz mnie jednak dogonił, patrząc na mnie ze zwycięstwem.

— Jeszcze ci pokażę, Kou-chan. — oboje patrzyliśmy sobie w oczy, na ustach mając wredne uśmiechy. Rywalizacja, to u nas podstawa.

— Chętnie zobaczę, Nii-san. — specjalnie go tak nazwałam, wiedząc jak bardzo tego nienawidzi.

— Zamknij się. 

Weszliśmy do środka, gdzie bez zbędnych ceregieli zmienialiśmy nasze obuwie w ciszy, nie odzywając się do siebie na ten moment. 

— Kou-chan, mamy dzisiaj matematykę? — zapytał, na co spojrzałam zamyślona na niego. 

No tak, mamy inny plan lekcji, bo dwóch głupich nauczycieli się zwolniło. Co się dziwić, kiedy uczą takich debili jakich mamy w klasie. Na ich miejscu też bym tak zrobiła, mając dość ich wygłupów i nieśmiesznych żartów.

— Niestety tak. Masz wszystko prawda? — zapytałam zatroskana, wiedząc, że teraz musimy mieć zawsze wszystko ze sobą, nawet jeśli tego nie będziemy używać. Taka zachcianka nowego nauczyciela.

Nasze rozmowy mogą zmienić się w przeciągu sekundy o nawet i sto osiemdziesiąt stopni. Tacy już jesteśmy. Raz skaczemy sobie do gardeł i denerwujemy, by w innej chwili martwić się o siebie. Mogę sobie teraz jedynie wyobrazić jaka będzie nasza rozłąka.

— Rano jeszcze raz wszystko sprawdzałem. — stanął przede mną i patrzył mi w oczy. — Cieszę się, że to ja przejąłem wzrost. — uśmiechnął się z wyższością.

— Aż tak niska nie jestem! Mam równy metr siedemdziesiąt cztery. — położyłam ręce na biodrach i patrzyłam na niego groźnie.

Uwielbiamy się droczyć. Tyle, że kiedy jesteśmy sami, to zachowujemy się całkiem inaczej. Dlatego lubię spać w jego pokoju, zajmując jego łóżko. Zawsze tam ładnie i świeżo pachnie, w odróżnieniu do mojego pokoju, który jest na przeciwko. Może dlatego, że ma na widoku ogród, a ja okno kuchenne sąsiadki. Zazdroszczę mu tego.

— Mamy jeszcze niecałe dziesięć minut do dzwonka. Chodźmy najlepiej. — objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie, doskonale wiedząc, że to uwielbiam.

— Najlepiej. — uśmiechnęłam się do niego i razem ruszyliśmy do naszej klasy.

Uwielbiam tego gościa. Nawet jeśli wchodzi mi do łazienki, bo czegoś zapomniał i potem robi mi wyrzuty, że rzucam w niego mydłem. Nie moja wina, zasłużył na to.

Pod klasą oderwaliśmy się od siebie, gdzie weszłam pierwsza, a Kei-chan zaraz za mną. Pierwsza lekcja dzisiaj to historia, którą na prawdę lubię. Kei chyba nie, bo zawsze patrzy się na wszystko sceptycznie. W sumie to on na wszystko tak patrzy, nawet czasami na naszego starszego brata. Ciekawe gdzie ten Kei-chan co się uśmiecha, śmieje, jest zabawny i umie rozśmieszać? Pewnie został w domu i grzecznie na nas czeka jak pies.

— Siadaj wreszcie i nie denerwuj mnie. — usłyszałam jego głos i dopiero wtedy zauważyłam, że stoję przy ławce i patrzę na nią. Po co leży na niej koperta? Listy przychodzą do mnie pocztą do domu, a nie do szkoły. Dziwne.

— Nii-san? — podniosłam przedmiot i obejrzałam z każdej strony. Jest na nim jedynie moje imię, które zostało bardzo ładnie zapisane. — Od kiedy poczta dostarcza listy na moją ławkę? — spojrzałam na niego, pokazując przy okazji błękitną kopertę.

Kiedy spojrzał na przedmiot w moich rękach od razu zerwał się z miejsca, wyrywając mi list. A jemu co odbija?! To mój tajemniczy list!

— Moja siostra jest za młoda na chłopaka. — usłyszałam jak wymruczał pod nosem. Jego oczy wypełniły się gniewem, troską i ogromną chęcią mordu. Spojrzał na resztę klasy. Akurat wszyscy na nas patrzyli. — Gadać od razu, który to! — podniósł kopertę na wysokość swoich oczu, które raziły piorunami po każdym chłopaku.

Jak na zawołanie, co mnie nie zdziwiło, jeden chłopak wypowiedział jakieś imię, tyle, że tak mamrotał i jąkał, że sama miałam ochotę walnąć go mocno w łeb. Może by mu to pomogło?

— Wyraźniej! — warknął, podchodząc do niego bliżej.

Oby często mnie nie odwiedzał w Tokio. Mam zamiar mieć normalne życie, a nie życie z bratem sadystą. Jeszcze by mi moje całe życie towarzyskie zniszczył.

— Asahi Azumane! — powiedział na jednym wdechu, krzycząc przy tym.

Ale chwila, "Asahi"? Ten z jego drużyny? To chyba będę zmuszona przyjść na jego pogrzeb i kupić ładne kwiaty.

— Kei-chan, nie zapominaj, że to As Karasuno. Zabicie go... — zasłonił mi usta ręką, patrząc mi w oczy. Chyba lepiej by było gdybym się nie odezwała.

— Zamknij się i siedź cicho. Zajmę się wszystkim. — uśmiechnął się w ten jego przerażający sposób.

Będzie boleć. A więc spoczywaj w pokoju, Asahi-senpai! Szkoda go trochę, ale nie dam rady powstrzymać teraz Kei'a.

Od dalszego rozwoju akcji, uratował nas wszystkich dzwonek na lekcje. Te kilka minut strasznie się przedłużyło. Usiadłam na swoim miejscu, przygotowując się na lekcję. Chyba nie będę zaszczycona przeczytaniem tego listu. Szkoda, tak mnie zachęcił.

Na przerwie obiadowej jadłam razem z Kei'em i Tadashi'm, ale Noya-kun i Tanaka-kun się wprosili. Tak teraz jemy w piątkę, co mnie denerwuje, bo złączyli nasze stoliki i to pewnie ja będę musiała je później poprawiać. W grupie podobno raźniej, o ile lubi się tę grupę.

— Kou-chan, jutro idziemy do kina, pójdziesz z nami? — jak zwykle Noya jest przepełniony energią. Skąd on ją czerpie? Bierze coś? A może wstrzykuje?

— Po pierwsze, jeszcze raz mnie tak nazwij to wyrwę ci wszystkie włosy. Po drugie, w kinie teraz i tak nic ciekawego nie leci. Po trzecie, jutro już mnie nie będzie. — powiedziałam zimno i ostro, mając ich oboje dość w swoim życiu.

Noya spojrzał na mnie dziwnie i z lekkim strachem. A temu co? Jakby mnie nie znał.

— Wyjeżdżasz?!?! — wykrzyknęli razem Noya i Tanaka.

Widać jak mnie słuchają. W piątek mówiłam im, że od wtorku przestaję chodzić do Karasuno. Sami przytaknęli, ale po głębszym zastanowieniu się, wiem czemu nic o tym nie wiedzą. Byłam wtedy odebrać Kei'chan'a, więc miałam zwykłe ubrania. Pewnie mnie nigdy w nich nie widzieli, bo przyglądali mi się i jedynie przytakiwali głowami. Idiotą się nie zostaje, idiotą trzeba się urodzić.

— Morda! — zagroziłam razem z Kei'em.

Może powinnam jak reszta mówić do niego Tsukki? Aż tak źle nie brzmi.

Spokojny Diabeł |Kuroo Tetsurou|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz