Pierwszą rzeczą o jakiej pomyślałam zaraz po przebudzeniu była myśl, że gdy tylko wrócę do domu rodzice po prostu mnie zabiją. Bałam się, że informacja o tym co zrobiłam zeszłej nocy dotarła do nich, a znając podejście ojca do narkotyków mogłam nie pokazywać się mu na oczy przez co najmniej rok.
Drugą rzeczą jaką dopadła moje roztargane myśli było to, że nie znajdowałam się wcale w moim pokoju. Inny rozstaw mebli, inne kolory. Zamiast jasnych odcieni, w pokoju dominowała czerń. Masywne rolety były zasłonięte ale przez przebijające się przez nie słońce mogłam zakładać że dzień trwał w najlepsze już od jakiegoś czasu.
Podniosłam się zbyt gwałtownie czego skutkiem były zawroty głowy i pulsujący ból w skroniach. Przymrużyłam oczy przyciskając palce do skroni i wzięłam głęboki wdech gdy pierwsze mdłości dały o sobie znać. Przełknęłam ślinę chcąc pozbyć się odruchu wymiotnego i ponownie zaczerpnęłam dużej dawki tlenu.
Gdy zawroty w większym stopniu ustąpiły odważyłam się rozejrzeć uważniej po pomieszczeniu. W sumie nie różnił się niczym od przeciętnej sypialni. Starałam się zwrócić uwagę na najmniejsze detale, które pozwoliłyby mi odpowiedzieć sobie na pytanie, gdzie ja do cholery się znajduje. Na tej płaszczyźnie jednak odniosłam sromotną porażkę.
Wytężyłam słuch nasłuchując jakichkolwiek dźwięków i dopiero wtedy usłyszałam szum wody dobiegający zza drzwi.
Podparłam się z zamiarem wstania jednak mój wzrok spoczął dłużej na prawej ręce, a dokładniej na tym co na niej było.
Obok łóżka stał stojak do którego przyczepiona była kroplówka, która zdążyła w całości dostać się do mojego krwiobiegu. Zmarszczyłam brwi i jednym ruchem wyrwałam wenflon plamiąc przy tym niemal nieskazitelnie czystą pościel. W tym momencie mnie to nie obchodziło. Kimkolwiek była ta osoba chciałam uniknąć konfrontacji z nią.
Podpierając się tym razem ściany szłam wzdłuż, prosto w kierunku drzwi.
Po drodze przejrzałam się w lustrze skupiając wzrok w pierwszej kolejności na mój ubiór, który od wczorajszego wieczoru nie zmienił się znacząco. Odetchnęłam z ulgą gdy zdałam sobie sprawę, że osoba w żaden sposób nie wykorzystała mojego stanu do złych czynów. Później przeniosłam spojrzenie trochę wyżej skupiając się na mojej twarzy. Obawiałam się tego jak może wyglądać mój makijaż ale ku mojemu zaskoczeniu ani gram kosmetyku nie pokrywał mojej skóry. To wygląda tak jakby ktoś zmył mi makijaż i dokładnie oczyścił moją twarz.
Oczywiście wory pod oczami i zmęczone oczy mówiły samo przez siebie jak się aktualnie czuję ale przynajmniej nie wyglądałam jak panda z rozmazanym makijażem.
Z każdym kolejnym krokiem czułam że postąpiłam źle i nie powinnam się podnosić ale to było silniejsze ode mnie. Chciałam po prostu zaszyć się w swoim łóżku i odespać całe zmęczenie. Pomijam już fakt, że dopiero wstałam ale czuję się jakbym w ogóle nie zmrużyła oka.
Gdy nacisnęłam klamkę i drzwi ustąpiły postawiłam pierwszy krok ale głos za mną sprawił, że mnie zamurowało. Dosłownie.
- Dokąd się wybierasz? - stałam jak kamień totalnie ignorując to co przed chwilą do mnie powiedział. Zacisnęłam powieki i wzięłam gwałtowny wdech.
- Odpowiesz mi? - usłyszałam za sobą kroki zbliżające się w moją stronę. Ten ruch sprawił, że żołądek zacisnął się do mikroskopijnych rozmiarów, a to co znajdowało się w nim szukało ujścia. Z każdą chwilą było gorzej, torsje coraz bardziej mną targały.
Odwróciłam się na pięcie i przepychając chłopaka przebiegłam obok niego ignorując uporczywy ból głowy. Z przytkniętą dłonią do ust wbiegłam do pomieszczenia z którego wyszedł i doskoczyłam do toalety wyrzucając z siebie to co mi zalegało.
CZYTASZ
Niebezpieczny [W TRAKCIE POPRAWY]
Lãng mạnSophie Walker od małego miała wpajane wartości, o których powinna pamiętać i przestrzegać przez całe życie. Piękna, ponadprzeciętnie inteligenta ale co z tego jeśli jej życie stanowiła ponura codzienna rutyna. Jeden dzień zlewał się z drugim tworząc...