Marinette obudziła się już bladym świtem.
Pierwszym co zarejestrowała, był świst wiatru, uderzający z wielką siłą o ściany stodoły. Od razu przypomniała sobie o wczorajszej burzy-wyglądało na to, że ją przespała, co było szczęśliwym zbiegiem okoliczności.
Prawdopodobnie gdyby się wtedy obudziła schowałaby głowę w śpiwór, próbując nie słyszeć grzmotów i starając nie wyobrażać sobie najgorszych możliwych scenariuszy, o stodole rozwalającej się w drobny mak. To, że jakimś cudem spała nieprzerwanym snem, pozwoliło jej sobie tego oszczędzić.Leżała spokojnie, tkwiąc w przyjemnej świadomości, że ominęło ją coś strasznego i nawet nie drgała, z obawy przed obudzeniem Kota. Czekała, w nadziei, że uda się jej zasnąć ponownie. Nie było przecież potrzeby, żeby wstawać.
Starając się usnąć, mimowolnie zaczęła wyłapywać różne dźwięki. Jazgot aut, szybko przemieszczających się po pobliskiej autostradzie, cichutkie chrapanie i odgłosy wydawane przez zwierzęta, raczej gospodarne niż leśne. Wsłuchiwała się w brzmienie tego miejsca, uświadamiając sobie, że czuła się w tej, śmierdzącej co prawda, stodole, dużo lepiej niż w namiocie, gdzie zewsząd otaczała ją dzika głusza. Tu dało się poczuć cywilizacje, do której jak by nie patrzeć była bardzo przyzwyczajona. Och, najbardziej brakuje jej teraz jej miękkiego łóżeczka... i prysznica!
Zmarszczyła nos.
Ileż to czasu się już nie kąpała? Musiała przeokropnie cuchnąć! O zgrozo, trzeba coś z tym zrobić.
Pokręciła głową, przy okazji zerkając pobieżnie na pomieszczenie. Może jednak obudzi Kota? Im wcześniej wyruszą, tym w sumie lepiej.
A kiedy miała otwierać usta i odwracać się w jego stronę, ni stad, ni zowąd zauważyła coś, co na chwile sprawiło, że z trwogi zamarła. Malutkie, czerwone stworzonko, słodko pochrapujące tuż przy jej nogach.
"Ups"-przeleciało jej przez myśl.
Czyli go nie budzimy.
- Tikki, Tikki - potrząsnęła nią delikatnie, powodując, że na słodkiej twarzyczce pojawił się grymas - Wstawaj szybko! Mamy problem! Spory!
Kwami powolutku podniosło zaspane powieki, z początku nie łapiąc co się dzieje. Podfrunęła wyżej, bez słowa rozglądając się w około.
– Gdzie Czarny Kot? – zapytała ze zmarszczonymi brewkami.
Marinette zmarszczyła brwi
– Kolejne Ups?
Po trwającym parę minut użalaniu się nad sobą (no bo zawsze coś się musi psuć akurat jej) i po długowiecznym narzekaniu na Kota postanowiła w końcu podnieść się do pozycji siedzącej. Natychmiast zauważyła liścik.
Papier był wyrwany na szybko z jakiegoś zeszytu, a wiadomość nabazgrana niedbałym pismem.
"Przepraszam Biedrona, za niedługo wracam. Kochasz więc poczekasz, prawda?"
Marinette zgniotła skrawek w ręce, gotując się ze złości.
– Och, Tikki ja go kiedyś uduszę!
Czarny Kot potrafił być irytujący jak nikt inny. Czasami sama nie wiedziała czy lubiła go właśnie za to, czy może pomimo tego.
– Marinette, dlaczego nie widzisz plusów tej sytuacji? Nie zobaczył cię bez maski, mamy czas żeby odpocząć - na te słowa wleciała do jej plecaka, skąd już po chwili dobiegał odgłos chrupania ciasteczek - Pewnie poszedł za potrzebą, już się tak na niego nie złość. Sama co pół godziny zatrzymujesz się na sikanie – kontynuowała lekko sepleniąc-pewnie wypchała sobie buzię po brzegi.
CZYTASZ
Nigdy nie będziesz nią /Miraculum/
FanfictionTo opowieść o dziewczynie, która boi się wszystkiego, ale jest odważna. O chłopaku, który szaleje za kimś, kogo imienia nawet nie zna. O ojcu, który nie umie kochać. O bracie, który zazdrości. O stracie. O śmierci. I o szczęściu. No i o podróż...