Rozdział 9 Retrospekcja

1.6K 183 16
                                    

Marinette obudziła się już bladym świtem.

Pierwszym co zarejestrowała, był świst wiatru, uderzający z wielką siłą o ściany stodoły. Od razu przypomniała sobie o wczorajszej burzy-wyglądało na to, że ją przespała, co było szczęśliwym zbiegiem okoliczności.
Prawdopodobnie gdyby się wtedy obudziła schowałaby głowę w śpiwór, próbując nie słyszeć grzmotów i starając nie wyobrażać sobie najgorszych możliwych scenariuszy, o stodole rozwalającej się w drobny mak. To, że jakimś cudem spała nieprzerwanym snem, pozwoliło jej sobie tego oszczędzić.

Leżała spokojnie, tkwiąc w przyjemnej świadomości, że ominęło ją coś strasznego i nawet nie drgała, z obawy przed obudzeniem Kota. Czekała, w nadziei, że uda się jej zasnąć ponownie. Nie było przecież potrzeby, żeby wstawać.

Starając się usnąć, mimowolnie zaczęła wyłapywać różne dźwięki. Jazgot aut, szybko przemieszczających się po pobliskiej autostradzie, cichutkie chrapanie i odgłosy wydawane przez zwierzęta, raczej gospodarne niż leśne. Wsłuchiwała się w brzmienie tego miejsca, uświadamiając sobie, że czuła się w tej, śmierdzącej co prawda, stodole, dużo lepiej niż w namiocie, gdzie zewsząd otaczała ją dzika głusza. Tu dało się poczuć cywilizacje, do której jak by nie patrzeć była bardzo przyzwyczajona. Och, najbardziej brakuje jej teraz jej miękkiego łóżeczka... i prysznica!

Zmarszczyła nos.

Ileż to czasu się już nie kąpała? Musiała przeokropnie cuchnąć! O zgrozo, trzeba coś z tym zrobić.

Pokręciła głową, przy okazji zerkając pobieżnie na pomieszczenie. Może jednak obudzi Kota? Im wcześniej wyruszą, tym w sumie lepiej.

A kiedy miała otwierać usta i odwracać się w jego stronę, ni stad, ni zowąd zauważyła coś, co na chwile sprawiło, że z trwogi zamarła. Malutkie, czerwone stworzonko, słodko pochrapujące tuż przy jej nogach.

"Ups"-przeleciało jej przez myśl.

Czyli go nie budzimy.

- Tikki, Tikki - potrząsnęła nią delikatnie, powodując, że na słodkiej twarzyczce pojawił się grymas - Wstawaj szybko! Mamy problem! Spory!

Kwami powolutku podniosło zaspane powieki, z początku nie łapiąc co się dzieje. Podfrunęła wyżej, bez słowa rozglądając się w około.

– Gdzie Czarny Kot? – zapytała ze zmarszczonymi brewkami.

Marinette zmarszczyła brwi

– Kolejne Ups? 

Po trwającym parę minut użalaniu się nad sobą (no bo zawsze coś się musi psuć akurat jej) i po długowiecznym narzekaniu na Kota postanowiła w końcu podnieść się do pozycji siedzącej. Natychmiast zauważyła liścik.

Papier był wyrwany na szybko z jakiegoś zeszytu, a wiadomość nabazgrana niedbałym pismem.

"Przepraszam Biedrona, za niedługo wracam. Kochasz więc poczekasz, prawda?"

Marinette zgniotła skrawek w ręce, gotując się ze złości.

– Och, Tikki ja go kiedyś uduszę!

Czarny Kot potrafił być irytujący jak nikt inny. Czasami sama nie wiedziała czy lubiła go właśnie za to, czy może pomimo tego.

– Marinette, dlaczego nie widzisz plusów tej sytuacji? Nie zobaczył cię bez maski, mamy czas żeby odpocząć - na te słowa wleciała do jej plecaka, skąd już po chwili dobiegał odgłos chrupania ciasteczek - Pewnie poszedł za potrzebą, już się tak na niego nie złość. Sama co pół godziny zatrzymujesz się na sikanie – kontynuowała lekko sepleniąc-pewnie wypchała sobie buzię po brzegi.

Nigdy nie będziesz nią /Miraculum/ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz