tre | someone

75 13 18
                                    

Wkroczyłam nieśmiało do centrum handlowego i zaczęłam przyglądać się temu miejscu, które tak przyciągało nastolatków. Pod nogami rozciągała się ogromna powierzchnia pokryta kremowymi płytkami, które w kilku miejscach wyrywały się z ziemi i szybowały ku górze, zahaczając o kolejne piętra budynku. Ciągnęły się bardzo wysoko, aby wgryźć się w szklaną kopułę rozciągającą się nad całą zakupową fortecą. Nie wiem dokładnie w jakim celu, ale zauważyłam na trzech skrzyżowaniach korytarzy okręgi ze sztucznej trawy, wokół których stały drewniane ławki z pozłacanymi poręczami. Niedaleko stało też długie akwarium stanowiące nie lada rozrywkę dla dzieci, a zaraz obok niego, ruchome schody z przezroczystą balustradą. Sklepy natomiast kusiły przypadkowych przechodniów wystawami o różnych motywach i produktach, jarzącymi się neonami, kolorowymi szyldami i zapachami wydobywającymi się z pomieszczeń. Całość była zaaranżowana w bardzo zmodernizowanym stylu, ale mimo to nie czułam się tam komfortowo.

Jake szturchnął mnie lekko w ramię, a ja dopiero wtedy zorientowałam się, że stałam w miejscu dobre kilka minut, wpatrując się we wnętrze galerii. Potrząsnęłam głową i skierowałam wzrok na małżeństwo.

—Dobra, ja się umówiłem z chłopakami na górze, więc spadam. — powiedział i pocałował Innę na pożegnanie. — Za 3 godziny widzimy się tutaj!

Przybił mi jeszcze żółwika, po czym zarzucił kaptur i zlał się z tłumem. No tak, przecież jest sławny i musi się ukrywać. Spojrzałam pytająco na blondynkę, bo nie do końca wiedziałam, jakie ma plany co do m o i c h zakupów. Ta w odpowiedzi, wzięła mnie pod ramię i skręciłyśmy w lewą alejkę galerii. Minęłyśmy kilka sklepów, aż w końcu, niebieskooka wciągnęła mnie do w miarę dużego salonu w pastelowych kolorach. Wszędzie wisiały najwymyślniejsze suknie, o różnych krojach i kolorach, a w rogu stał jasny, drewniany stół, z wielkim, szklanym wazonem, wypełnionym po brzegi białymi różami. W powietrzu unosił się słodki zapach kokosu i cynamonu, który już kilka razy zdążył spowodować u mnie swędzenie nosa, bo niestety — byłam na cynamon uczulona. Inna podeszła do lady i uderzyła zgrabną dłonią w srebrny dzwoneczek, który był wbudowany w mebel. Po chwili w pozłacanych drzwiach pojawiła się dojrzała wiekiem kobieta, o jasnych włosach i promiennym uśmiechu.

— Och, pani Inna! — powiedziała kobieta wysokim głosem i jeszcze szerzej wygięła usta. — Przyprowadziła pani koleżankę, jak świetnie!

Logvin odpowiedziała uśmiechem, a ja tylko skinęłam głową.

— Czego wam trzeba, kochane?

— Poszukujemy stroju do baletu dla Liv. — rzekła radośnie moja przyjaciółka.

— Suknia czy może body i tutu? — zapytała mnie pani nadmiernie uśmiechnięta, a ja rozpoznałam w jej mowie zagraniczny akcent.

— Druga opcja.

Pokazałam na palcach jeszcze numer dwa, a kobiecina zniknęła za drzwiami.

— Co to jest za babsztyl?— zapytałam cicho towarzyszkę.

— Nie mów tak, pani Vònnet to świetna kobieta, przekonasz się. — powiedziała, dając mi lekkiego kuksańca w wystające żebra.

Natychmiast się skuliłam i powstrzymałam od przekleństw w stronę mojej głupiej przyjaciółki.

— O mój boże, Livcia nic ci nie jest? — zapytała przejęta blondynka i złapała mnie za bolące ramię, a następnie wzdrygnęła się, przypominając sobie o moim siniaku.

Wysłałam w jej stronę wściekłe spojrzenie, a następnie przewróciłam oczami i tłumiąc ból, wróciłam do poprzedniej postawy.

— Dziwne, że jeszcze nie pytała, co zrobiłam w oko, jak wszyscy. — odparłam kpiąco.

Aventurine | Andy Biersack [ ZAWIESZONE ]Where stories live. Discover now