Spacerowałam z małżeństwem po parku znajdującym się tylko dziesięć minut od mojego nowego domu, w którym swoją drogą, przez te kilka dni zdążyłam się już zaaklimatyzować, trzymając w dłoni wciąż sztywną od nowości smycz, która z każdym gwałtownym ruchem psiaka podrażniała moją wewnętrzną stronę dłoni. Para, jak zawsze prawie, tuliła się do siebie i chichotała z nieznanych mi powodów, więc nie chcąc im przeszkadzać, przyspieszyłam kroku i znalazłam się dobre dwa metry od tak niechcianych przeze mnie uczuć, skrzących się w oczach i na twarzach zakochanych. Odwróciłam się jeszcze, aby sprawdzić, czy przez ich nieuwagę nie skręcili w złe odgałęzienie żwirowej ścieżki, a gdy tylko zobaczyłam, jak szczerze i w tak fantastycznie niezrozumiany dla mnie sposób, uśmiechają się do siebie nawzajem, na mojej kamiennej twarzy również zamajaczył banan. Szybko jednak przywróciłam się do porządku i poddałam przewodnictwu szczeniaka, który zaciekawiony wąchał okoliczną roślinność, nie szczędząc sobie przy tym znaczenia terenu.
Inna jeszcze przed moją przeprowadzką była z tą śnieżnobiałą kulką u weterynarza, który stwierdził, że zwierzątko to miesięczny potomek zdrowej pary owczarków szwajcarskich. Gołąbki zapowiedziały mi także, że już niedługo zamieszka ze mną, ale oni zapewnią wszystko, co będzie potrzebne, czyli sytuacja powtarzająca się w kółko, w naszym przypadku. Nie mam jeszcze pomysłu na imię dla mojego nowego dziecka, ale w końcu pewnie i na to przyjdzie pora.
Nasz nowy przewodnik doprowadził nas do niewielkiego oczka wodnego będącego zwieńczeniem niedużego, sztucznego wodospadu, w którym topiły się cyklamenowej barwy łańcuchy wysokich, potężnych drzew do złudzenia przypominających płaczące wierzby. Pochylając swoje ulistnienie nad sadzawką, zabierały jej resztki światła tworzonego przez słońce, które górując wtedy nad centrum parku, zaszczyciło swoją obecnością jedynie sam środek akwenu. Jake zbierał się, aby wypuścić z gracją zszarzały kamyk z dłoni, który powinien odbić się kilkukrotnie w linii prostej, o falującą w rytm wiatru taflę malachitowego płynu, a ja w tym czasie przysłuchiwałam się słowom Inny skierowanym do mnie, które opisywały dokładnie zasady castingu. Zmieniły się one dzień wcześniej, ale nie przeszkadzało mi to, bo w tamtym momencie nie miałam jeszcze wybranej piosenki, do której zatańczę. Szczegółowy opis zgłoszenia przerwał mi stłumiony huk, a następnie przerażona twarz przyjaciółki. Odwróciłam głowę i dostrzegłam ciało Pitts'a, od szyi w dół wykrzywione nienaturalnie na zgniło—zielonej trawie oraz jego głowę na kamieniu, o ciemniejszym odcieniu grafitu od strony stawu. Barwę uzyskał zapewne przez każde wzburzenie wody spowodowane gwałtownym powiewem zefirku. Brązowooki głupawo się uśmiechał, ściskając w dłoni kamień, którym miał zamiar rzucić, a w jego włosy powoli wsiąkał wiśniowy płyn, który spływał również cienkimi strużkami po chropowatej, niesymetrycznie wyrzeźbionej przez matkę naturę, skale. Kiedy tylko Logvin dobiegła do ukochanego, w okolicy rozbrzmiał szyderczy, damski śmiech, który poszkodowany skwitował jeszcze szerszym uśmiechem.
— Nic ci nie jest, kochanie? Chodź, pomogę ci wstać. — mówiła przejęta blondynka, delikatnie oplatając ramię swojego małżonka jej drobnymi rączkami. — Liv, przestań się śmiać, do cholery!
— No, Jake Fabulous Pitts, powiedz nam, jak wywinąłeś orła na suchej trawie, w dodatku, w stabilnych glanach! No już, spowiadaj się.— powiedziałam, tłumiąc kolejny atak chichotu i krążąc wokół niego, ze splecionymi z tyłu dłońmi.
— Skarbie, zadzwonię do kogoś, dobrze? Trzeba ci to opatrzyć. — rzekła niebieskooka smutno, odwracając wzrok od krwi sączącej się z jego głowy, bo zwyczajnie bała się ona tego widoku równie mocno, jak bała się klaunów i samotności. — Po pogotowie?
— Nie, do któregoś z chłopaków.— Skinęła głową i wyciągając telefon z kieszeni przetartych, jasnych jeansów, oddaliła się o kilka kroków. — A co do ciebie Khach, to błagam, nie śmiej się ze mnie przy niej, bo za chwilę to ty będziesz mieć rozwaloną głowę.
YOU ARE READING
Aventurine | Andy Biersack [ ZAWIESZONE ]
Fanfiction„Czując, jak chłopak błądzi wzrokiem po mojej zaniedbanej twarzy, przeniosłam spojrzenie na jego gałki oczne, które mimo siatki popękanych naczyń, wciąż raziły lodowatą barwą tęczówek. Na myśl od razu przyszła mi spieniona fala, podczas wyjazdu na w...