— Lucy! — Przeciągłe jęknięcie Levy przebiegło pomiędzy sąsiednimi stolikami, zwracając ku dziewczynie kilka par oczu. Zatoczyła się wokół własnej osi, zabawnie kiwając głową i uderzyła nagle dłońmi o blat drewnianego stołu. — Lucy, uśmiechnij się!
Heartfilia po raz pierwszy była tak niebywale szczęśliwa, widząc swoich przyjaciół pijanych w sztok. Wiedziała, że przez ten stan nikt nie będzie starał się dociekać i uprzykrzać dodatkowo jej zblazowanego humoru. Czuła jednak, że Gray i Erza szybko poznali się na jej zaczerwienionych od płaczu oczach, nie łykając bajki o kłótni z Mestem. Doskonale wiedzieli, że dziewczyna miała co do tego związku całkiem luźne podejście; nie reagowała na awantury zbyt emocjonalnie, więc jej stan był co najmniej zastanawiający.
— Levy, uważaj. — Gajeel chwycił McGarden niemalże w ostatniej chwili, ratując przy tym jej głowę przed rozbiciem o kant stolika. — Jasna cholera, kto ją tak upił?
Blondynka posłała mu pocieszający uśmiech i z rozczuleniem przyglądała się, jak Redfox przyciąga do siebie dziewczynę, by zamknąć ją w ramionach; ot, tak dla jej bezpieczeństwa.
— Sama się upiłam — bąknęło maleństwo, wtulając policzek w jego szyję. — Muszę się czasem upić... Ciągle cię nie ma, czuję się cholernie samotna, Gajeel. Rzuć tę robotę i siedź przy mnie...
Chłopak popatrzył na jej zmęczoną twarz, delikatnie rozchylając usta. Ani on, ani sama Lucy nie spodziewali się, że usłyszą kiedykolwiek takie słowa od Levy. Oboje jednak wiedzieli, że dziewczyna powiedziała to całkiem szczerze; im dłużej Redfox pozostawał poza Tokio, w tym gorszym stanie znajdowała się McGarden. Snuła się po szkolnych korytarzach bez celu, naskakiwała na innych, a w siedzibie pojawiała się tylko wtedy, gdy była potrzebna. Przechodziła trudne okresy i denerwowała się, gdy ktoś chciał jej pomóc. Była hipokrytką; zrzędziła na egoizm Heartfilii, a sama była stokroć gorsza.
— Wiesz, że nie mogę jej rzucić — mruknął, okalając jej policzek swoją ciepłą dłonią. Ludzie zazwyczaj przed nim uciekali, bo jego wizerunek wręcz nie pozwalał myśleć o nim jak o miłym człowieku. W środku jednak był z niego całkiem fajny chłopak, który skrywał w sobie więcej uczuciowości niż niejeden miejscowy romantyk. — Postaram się brać zlecenia u nas w mieście, okay? Mogłaś wcześniej powiedzieć, że coś jest nie tak. Myślałem, że ci to nie przeszkadzało.
— Przeszkadzało! — Naburmuszyła się i nieudolnie klepnęła go dłonią w pierś. — Cholernie przeszkadzało, ty cholero...
Lucy podparła policzki na dłoniach i zapatrzyła się na ten słodki obrazek. Zazdrościła im takiej więzi; ich miłość niemalże przybierała materialną postać, wijąc się wokół ciał, gdy tylko byli blisko siebie. Redfox przeprosił blondynkę i zabrał Levy przed pub, by zaczerpnęła nieco świeżego powietrza.
W siedzibie było całkiem głośno i tłoczno. Powrót dwójki ludzi z czołowych szeregów Fairy Tail spowodował, że naprawdę prawie cały skład organizacji pojawił się tego wieczora w barze. Lucy widziała ten tłumny komplet może raz na pół roku, kiedy Laxus organizował jakieś ważne zebrania. Wszyscy byli zajęci rozmowami, wzajemną wymianą wrażeń po ostatnich zadaniach, a ona okupowała kąt pubowej sali, po cichu sącząc własne piwo. Liczyła na to, że spotka się z Caną i trochę z nią porozmawia, ale kobieta wróciła do Tokio strasznie chora. Musiała zostać w mieszkaniu i obiecała jej, że zobaczą się na tygodniu. Heartfilia nie narzekała na swoje stałe towarzystwo. Problem polegał na tym, że Scarlet naprawdę stęskniła się za Fernandezem i nie chciała przerywać ich spotkania. Levy napruła się jak świnia. Juvia dostała nagłe zlecenie i tak blondynka skończyła całkiem samotnie. Nie mogła nawet posiedzieć z Lisanną czy Wendy, bo Mirajane wysłała je do pokoju, mówiąc, że tamten wieczór należał do dorosłych.
CZYTASZ
[Fairy Tail] Blisko Demona
FanfictionLucy i spółka to uczniowie tokijskiego liceum, którzy rozpoczynają właśnie trzeci rok edukacji. Choć z pozoru to zgrana paczka nastolatków, nikt dookoła nie zdaje sobie sprawy z tego, kim są tak naprawdę. Każde z nich to członek organizacji Fairy Ta...