— Nie dotykaj mnie! — ryknęła, w panice próbując się od niego odczołgać.
Znieruchomiał, w pokojowym geście unosząc ku górze obie dłonie; wiedział, że każdy jego gwałtowny ruch wprawiłby dziewczynę w jeszcze gorszy stan paniki. Oddychała głośno, patrząc na niego rozwścieczonym, głodnym zemsty wzrokiem. Była napięta jak struna, która w każdej chwili mogła się zerwać i nieźle go okaleczyć.
— Wszystko w porządku, Lucy? — zapytał, taksując ją badawczym wzrokiem.
Heartfilia kontrolnie zerknęła na obserwującą ją Anayę, która uniosła się lekko na swoim materacu i obserwowała z przestrachem tę zaskakującą scenę.
Wróciła spojrzeniem do intruza i zacisnęła mocno szczęki, odruchowo próbując uwolnić spętane ręce. Nie mogła na niego patrzeć; sama świadomość tego, że przebywał z nią w jednym pomieszczeniu sprawiała, że robiło jej się niedobrze. W dodatku doprowadzał ją do białej gorączki, zwracając się w tak spokojny i łagodny sposób.
— Wynoś się stąd, rozumiesz? — wycedziła przez zęby, podkurczając nogi. — Nie chcę na ciebie patrzeć. Najlepiej przestań istnieć, Mest.
Wzięła krótki wdech, widząc jego minę. Chociaż chciał to przed nią skrzętnie ukryć, jego usta zadrżały. Odwrócił prędko głowę od światła, opadając w końcu na kolana i pozwalając jej dostrzec, że był prawdziwie roztrzęsiony.
— W co grasz tym razem? — warknęła, nieco zbita z tropu jego zachowaniem. Z jednej strony wiedziała, że mogła to być zwykła podpucha, z drugiej jednak coś w tym wszystkim było nie tak. — Po co tu przylazłeś?
— Wyjaśnić — odparł cicho, a jego głos w połowie słowa się załamał. Krył usta za sterczącym kołnierzem skórzanej kurtki i wciąż na nią nie patrzył. — Chcę tylko, żebyś wiedziała...
— Zamknij się! — Wyrzuciła przed siebie jedną nogę, nie mogąc się powstrzymać przed tym, by go kopnąć.
Przechylił do tyłu ciało, prawie lądując plecami na Anayi. W końcu ponownie popatrzył w oczy Lucy, które połyskiwały od zbierających się łez.
Dziewczyna wpadła w obłęd; jednocześnie pragnęła, by w tamtej chwili jego sylwetka zalała się krwią, by cierpiał, by nie wydusił z siebie już żadnego słowa. Z drugiej strony zaś potrzebowała tego, by powiedział cokolwiek i sprawił, że dziewczyna poukładałaby sobie nieco w głowie.
— Próbowali mi wmówić, że to Zeref zabił mojego brata... — wyszeptała, ledwo przepuszczając kolejne słowa przez ściśnięte gardło. — Wszyscy tak uważają... ale ten nieśmiertelnik, twój cyniczny uśmiech. Przyznaj, ty to zrobiłeś, prawda?
Zamilkła, doglądając jego czerwonych oczu. Choć przydługie, zmierzwione włosy opadały mu na twarz i skutecznie je zakrywały, to w tamtym momencie patrzył prosto na nią, odsłaniając przy tym ciemne tęczówki. Była pewna, że jego rzęsy były mokre, połyskiwały nieco w ciepłym świetle lampy.
Przez krótką chwilę zastanawiała się, czy aby na pewno przed nią znajduje się ten sam Mest, którego znała.
— No mów! — krzyknęła, wznosząc się na kolanach. — Nagle ci języka w gębie zabrakło, ty pieprzony draniu?! Wcześniej byłeś bardziej wygadany!
— Nie zabiłem twojego brata, Lucy... — Zacisnął zęby i skrył twarz w dłoniach, przechylając się do przodu. — Nie zabiłem go, naprawdę.
Anaya wzniosła się do siadu i odsunęła w kąt, nie chcąc przebywać w pobliżu Grydera. Była wystraszona zarówno jego wizytą, jak i postawą Lucy, która w tamtym momencie w większym stopniu przypominała kata. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że ten chłopak czegoś się cholernie bał.
CZYTASZ
[Fairy Tail] Blisko Demona
FanfictionLucy i spółka to uczniowie tokijskiego liceum, którzy rozpoczynają właśnie trzeci rok edukacji. Choć z pozoru to zgrana paczka nastolatków, nikt dookoła nie zdaje sobie sprawy z tego, kim są tak naprawdę. Każde z nich to członek organizacji Fairy Ta...