Perspektywa Marty:
"-Przyjedź na 17:30 to mi pomożesz przy dekoracji, ok?
-Eee 17:30 to już za późno... Będę przed 17.
-Jak chcesz ..."
Jest 17:10 a jej jeszcze nie ma... Eh...
Gdybyśmy były umówione na jakąś kawę, czy coś w tym stylu to bym normalnie wyszła i pojechała do domu. Niestety teraz nie mogę sobie od tak wyjść.W sumie to już trochę zrobiłam. Poprzestawiałam trochę dekoracje na stołach z pomocą kelnerek, pomogłam rozłożyć sprzęt DJ'owi i przy okazji go udekorować. Teraz zostało tylko nadmuchać balony, połowę tlenem połowę helem, zawiązać te z helem serpentynami i powiesić kilka girland. Jak ja się cieszę, że już byłam gotowa... Jedyne co to poprawię makijaż jak skończę.
Czas brać się do roboty!!!
***
Stałam właśnie w 7 centymetrowych szpilkach na szczycie drabiny i wieszałam kolorowe girlandy...
Halo halo gdzie jest mój puchar!
... Gdy nagle na sali usłyszałam stukot obcasów. Czyżby szanowna Emily raczyła się zjawić?
-Jestem! Od teraz twoje życie stało się lepsze!- krzyknęła.
-Moje życie było lepsze bez ciebie.- odparłam sarkastycznie, schodząc z drabiny. Już miałam się odwrócić i się z nią przywitać, ale tego nie zrobiłam, gdyż przeżyłam szok.
-Co on tu robi?- spytałam, patrząc to na Emi to na jej towarzysza.
-I ciebie też miło widzieć Mar.- odparł Grassi.
-To jest powód twojego spóźnienia?-zwróciłam się do niej.
- Poniekąd...- odparła.- Przepraszam cię... Byłam już niedaleko...
-Czyli pewnie gdzieś pod kolegiatą - wtrąciłam w połowie jej zdania.
Ps. Kolegiata jest jakieś 12 km ode mnie czyli 1 km od niej...
-Nie przerywaj mi. No więc kiedy byłam juz pod kościołem, ktoś...-tutaj spojrzała na bruneta, który uważnie słuchał rozmowy, którą prowadzimy w naszym ojczystym języku. -... Szedł środkiem drogi i gdybym szybko nie zahamowała po tym tu Amerykaninie byłaby piękna czerwona plama.- Piękna?- spytałam i z uniesioną brwią popatrzyłam na przyjaciółkę. Jeszcze kilka dni temu potrafiła wygłosić na jednym wydechu litanię pełną przekleństw o Grassi'm.
- Oczywiście.- odparła z uśmiechem już po angielsku i pocałowała go w policzek. Normalnie oczy mi wyszły z orbit.
-What...the hell?- wykrztusiłam po chwilowym amoku.
-Co ty taka zdziwiona?
-Bo... E... No... Ty... I on... Cooo? - nie umiałam nic wykrztusić a oni stali obok jak gdyby nigdy nic i śmiali się ze mnie.- Czy możecie mi wyjaśnić o co...
-Martusia!!
No nie jeszcze tego mi brakowało. Babcia... Przymknęłam na chwilę oczy i przełknęłam pod nosem.
-Wrócimy do tego.- rzuciłam ostro w stronę gołąbków po czym odwróciłam się. -Babcia!- krzyknęłam i podeszłam do staruszki.- A co ty tu robisz tak wcześnie? Przecież jest jeszcze,e godzina do rozpoczęcia.