4

77 3 1
                                    


Kiedy weszłam za próg kancelarii wszystkie oczy skierowane były na mnie. Na środku pomieszczenia stało zaokrąglone biurko, a za nim, w opinającej sukience siedziała blondynka, na oko trzydziestoletnia. Koło niej w ciemnym garniturze stał mężczyzna, podejrzewam, że nie był o wiele starszy od kobiety. Wysoki szatyn z kilkudniowym zarostem i brązowymi oczami. Oboje byli piękni. I to bardzo. Czuć było przed nimi respekt, jakby byli wielkimi osobowościami.
Spojrzeli na mnie jednocześnie z uśmiechniętymi twarzami – pewnie myślą, że będę ich klientką.
- Dzień dobry – odezwałam się nie śmiało, miałam jeszcze chrypę. Szybko się jej pozbyłam – Ja w sprawie praktyk. Nazywam się Elizabeth Ashmore.
Mężczyzna spojrzał na blondynkę szukając u niej odpowiedzi. Ta szybko wstała i zsunęła niżej sukienkę po czym podeszła do mnie
- Tak tak, pamiętam, Pani dane wysłała do mnie uczelnia tydzień temu, bardzo miło mi powitać Panią w progach kancelarii, nazywam się Jane Corwell – jestem główną asystentką. – wysunęła dłoń , zrobiłam to samo a kobieta ochoczo ją potrząsnęła. Mężczyzna nadal stał przy biurku nie wiedząc co tu się dzieje, ciekawa jestem kim jest.
- Jaka praktykantka? Jane? – mężczyzna spojrzał na kobietę z zakłopotaniem coraz bliżej podchodząc – Nathaniel to załatwił? – dopytywał się. W jego oczach nie było wrogości. Raczej zaciekawienie.
- Może najpierw uprzejmości – zaczęła Jane. Nadal stałam zakłopotana, nie wiedząc jak się zachować – Pani Ashmore, to jest jeden z dwóch naszych szefów – Daniel Morton. Panie Danielu, Pana wspólnik podjął umowę z uniwersytetem, że przyjmie do kancelarii jednego praktykanta, Pan Nathaniel nic nie mówił?
- Nic a nic. – odpowiedział mężczyzna nie spuszczając ze mnie oczu, czułam się skrępowana. Lustrował mnie od góry do dołu. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie znoszę jak ktoś na mnie zwraca zbyt dużą uwagę.
Uśmiechnęłam się nieśmiało po czym spontanicznie wystawiłam rękę w stronę Mortona. Chciałam jakoś zmienić sytuację.
Mężczyzna zdecydowanie ją uścisnął, szybko ją puszczając. Zaczął się rozglądać wokół siebie, kierując się powoli do tyłu.
- Będę w swoim gabinecie Jane. Obu Paniom życzę miłej pracy – oznajmił i poszedł na lewo na schody prowadzące do wyższych partii budynków.
Blondynka nieśmiało się do mnie uśmiechnęła. Zaczęła iść w stronę biurka, powoli kierowałam się za nią.
-Może przejdziemy na Ty?- spytała. Odruchowo skinęłam głową. Tu masz swoje stanowisko – wskazała na krzesło obok swojego, pokrytego eleganckim, puchatym kocykiem – na razie będziesz odbierała telefony, z czasem będziesz mi pomagała w rozplanowaniu wizyt naszych klientów- stwierdziła. Delikatnie usiadła na swoim miejscu. Postanowiłam zrobić to co ona.
- Czyli mam dwóch szefów? – zagaiłam
- Nasza kancelaria to Parker&Morton – zaczęła cicho śmiejąc się - oczywiście, że masz dwóch szefów – powiedziała. A mnie automatycznie zrobiło się głupio, przecież to było logiczne. – jednak nie musisz się bać natłoku obowiązków, na razie będziesz słuchała się tylko i wyłącznie mnie, a oni – skinęła w stronę schodów – jak będą mieli jakieś problemy to przyjdą do mnie – uśmiechnęła się. Ponownie. Poczułam, że praca z Jane nie będzie taka zła, jeżeli jest tak miła, jak pokazała to przez ostatnie 15 minut, to nie muszę się niczym stresować. Po prostu wygodnie rozsiądę się w swoim fotelu i będę odbierała telefony zdesperowanych o pomoc klientów. Ta myśl nawet mi się podoba.

Law LoveWhere stories live. Discover now