5

83 3 2
                                    

Następny dzień zaczyna się leniwie. Wstałam o ósmej rano, ubrałam się w czerwoną, letnią sukienkę i ruszyłam na przystanek autobusowy, żeby o równej dziewiątej stawić się na miejscu pracy. Z tego co zauważyłam, to z Jane jesteśmy pierwsze. Nasi szefowie przychodzą godzinę później, przez ten czas mamy możliwość załatwić drobne formalności oraz przygotować kancelarię na przyjazd klientów. Z tego ostatniego powodu zostałam wysłana do kawiarni obok, żeby kupić trzy rodzaje kaw i ciasta. Za dziesięć dziesiąta do biura wszedł Daniel Morton. W dopasowanym, granatowym garniturze i teczką wyglądał jak gwiazda Hollywood. Jane wstała, żeby szybko podać mu kilka listów, które przyszły tego ranka. Głupio było mi siedzieć na swoim miejscu, więc szybko wstałam. I stałam. Jak kołek, kiedy tych dwojga mówili o nieznanych mi klientach i sprawach.
- Jak naszej nowej stażystce pracowało się pierwszego dnia? – zapytał Morton nie odrywając wzroku od papierów, które dała mu Corwell.
Nie do końca zorientowałam się, że mówił do mnie.
- Dobrze. To znaczy... nie miałam dużo do roboty, odbierałam telefony. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.Mężczyzna podniósł wzrok na mnie i chytrze się uśmiechnął. Nie wiedziałam jak do końca to zinterpretować.
- Tylko tyle? – zapytał przenosząc wzrok na kobietę obok siebie – Mamy tu aspirującą studentkę, a ty Jane dajesz jej do roboty odbieranie telefonu? Stać cię na więcej.
- Na razie. Z czasem przejmie moje obowiązki – Corwell uśmiechnęła się.
Rozmowę przerwał dzwonek w drzwiach informujący, że ktoś wszedł.
Mężczyzna w czarnym garniturze i kawą w rękach miał poważną twarz. Wydawał się zamyślony, a przez to wyjątkowo piękny. Przywitał się ze stojącymi na środku pomieszczenia wspólnikiem i asystentką. Gdy stanął koło nich przypatrywałam się nieznajomemu. Miał potargane, brązowe włosy, a muskulatura przebijała się przez drogi strój. Daję sobie odciąć rękę, że na jego widok zaczerwieniłam się. Był przystojny. I to bardzo. Jego skupienie na twarzy dodawało mu aurę powagi, wyglądał na pracowitego, jego teczka była niedomknięta przez wystające różnej wielkości kartki.
Tak się zapatrzyłam, że straciłam rachubę o czym rozmawiają.
Nieznajomy spojrzał na mnie ulotnie po czym odwrócił się ponownie do mojego szefa.
-Kto to? – zagaił nieznajomy
- Przecież sam ją zatrudniłeś – odpowiedział śmiejący się Daniel. Z tego wynika, że musi to być Nathaniel, mój drugi szef
- Zatrudniłem? Przecież ja...a tak, już pamiętam.
Mężczyzna zaczął iść w moim kierunku pewnym krokiem, będąc koło mnie podał mi rękę
- Nathaniel Parker
Odwzajemniłam gest przedstawiając się. Mam nadzieje, że nie zauważył moich drżących rąk.
- Za dziesięć minut przyjdź do mojego gabinetu, obmówimy zasady stażu – powiedział mężczyzna i szybko udał się na piętro. Nie miałam czasu nawet odpowiedzieć.
Widząc to, mój drugi szef podszedł do mnie.
-Nie spodziewaj się, że będzie miły – uśmiechnął się – w tej kancelarii to ja jestem dobrym prawnikiem, a on tym złym – dodał patrząc mi w oczy.
- Mam to uznać za ostrzeżenie? – niepewnie spytałam
- Jak chcesz - odpowiedział mężczyzna wzruszając ramionami. Cała jego postać przypominała mi jednego z tych ludzi, którzy lubią patrzeć na reakcje innych. Trochę mnie wystraszył i to dało mu powód do uśmiechu. – Powiedz mi później jak było – puścił do mnie oczko i śladem swojego wspólnika poszedł na górę.
- On tak na poważnie?– zagaiłam siedzącą koło mnie kobietę. Zdawała się nie zauważyć przebiegu rozmowy, zajęta była wypisywaniem jakichś papierów. Nie odrywając wzroku od pracy zrobiła grymas na twarzy
-Jeśli miałabym wybierać, wybrałabym Daniela – odpowiedziała – Nathaniel jest... specyficzny. Zachowuje się jak służbista, w pracy nie lubi zabawy, uznaje ją jak największą świętość – w końcu na mnie spojrzała jakby czegoś oczekiwała.
- No idź już – kontynuowała – bo będzie miał do mnie pretensję, że jeszcze Cię zatrzymuje. Szybko wstałam i udałam się na schody. Moje serce waliło jak młot. Nie lubię nie miłych ludzi, a czuję, że mój drugi szaf taki właśnie będzie. Będąc na piętrze rozejrzałam się i skierowałam do drzwi po prawej stronie, na których pochylonym pismem było nazwisko mojego oficjalnego pracodawcy.Kulturalnie zapukałam, jednak nikt nie odpowiadał. Cicho weszłam do pokoju zastając mężczyznę jak przypatruje się z okna na ruchliwą ulicę. Niepewnie czekałam na to, co ma mi do powiedzenia.     

Law LoveWhere stories live. Discover now