6

75 2 2
                                    

    -Usiądź – powiedział mój szef nawet się do mnie nie odwracając. Po cichu przeszłam pomieszczenie. Było średniej wielkości, koło szerokiego okna stało biurko, obok stał regał w przeróżnymi kodeksami.
Po mojej lewej stronie stała kanapa z malutkim stolikiem do kawy.
Lekko odsunęłam krzesło po drugiej stronie biurka i czekałam na ruch mężczyzny. Odwrócił się sekundę po tym jak usiadłam. Sam stał patrząc na mnie z góry, jednocześnie pokazując kto tu jest ważniejszy.
- Staż będzie trwał do końca twoich wakacji, czyli do ostatniego dnia września –zaczął. Ręce oparł o potężny, czarny fotel. W jego głosie było słychać opanowanie i nutkę dominacji. – 3 dni w tygodniu, tak jak umawiałem się z uczelnią, nie krócej. Wynagrodzenie 10 funtów za godzinę. Mam nadzieje, że to godziwa stawka – spojrzał na mnie jakby wyczekiwał odpowiedzi. Przyglądałam mu się jak wystraszona córka słuchająca reprymendy od ojca. Nawet nie wiem dlaczego tak się poczułam. W końcu nie zrobił mi nic złego, jednak sama jego obecność przyprawiała mnie o dreszcze. Wiedziałam, że mam przed sobą wprawionego w boju prawnika pierwszej ligi, dla którego osoby takie jak ja, to nic nie znaczące płotki.
- Tak. Bardzo dziękuję – powiedziałam nie patrząc mu w oczy.
- Powiedz Jane, żeby przygotowała cię w kwestii przepisywania umów, żeby nie było sytuacji, że kiedy poproszę Cię o pomoc to nie będziesz nic umiała- powiedział mężczyzna
Nic nie odpowiedziałam, pokiwałam tylko głową.
- Możesz już iść – kontynuował.
Spełniłam prośbę Parkera, wychodząc na chwilę odwróciłam głowę i przyłapałam go na patrzeniu się na mnie. Szybko powędrowałam do drzwi i zamknęłam je za sobą. Wzięłam głęboki oddech i kątem oka zauważyłam jak obok z małego salonu wynurza się Morton. Szedł uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Jak minęła rozmowa? Narzucił Ci jakieś nowe obowiązki? – zagaił skanując moją sukienkę. Zupełnie się z tym nie krył, widać było, że sprawia mu radość przyprawianie mnie o zakłopotanie.
- Myślałam, że będzie gorzej. Mam nauczyć się przepisywania umów, właśnie idę z tym do J...
- Idealnie. Mam chwilę czasu, wejdź do mnie to dam ci gotowce – bez czekania na moją odpowiedź wszedł do swojego gabinetu. Stałam zdziwiona przez kilka sekund, po czym powędrowałam za moim szefem. Jego gabinet był tak samo elegancko umeblowany jak u Parkera, tylko ściany w nim były o wiele jaśniejsze co dało efekt świeżości.
- Usiądź na kanapie, zaraz dam poszukam tych papierów. Kiedyś je pożyczałem Jane, więc gdzieś tu powinny być. – powiedział przeszukując szuflady w swoim biurku.
Posłusznie usiadłam na sofie przypatrując się Danielowi. Coś czułam, że pod jego uprzejmością czaiło się coś więcej
- Tu je mam – oznajmił wyjmując kilka kartek i podając je mi. Szybko przyszedł do mnie siadając bardzo blisko. Czułam się skrępowana, ale nie dałam tego po sobie poznać. Z bliska wydawał się bardzo przystojny, idealnie zaczesane włosy i trzy-dniowy zarost. Ideał każdej kobiety.
Patrzył na mnie z wyczekiwaniem, więc postanowiłam się odezwać.
- Długo Pan już jest prawnikiem? – wypaliłam. Nie miałam nic sensowniejszego w głowie. Zobaczymy jak potoczy się ta sprawa.
- Całe sześć lat. Ale do kancelarii dołączyłem dopiero cztery lata temu. Więc dopiero od tamtej pory mam do czynienia z rozwiązywaniem spraw. – powiedział – Wiesz co, głupio pracuje się przy formalnych zwrotach. Przejdźmy na Ty. Jestem Daniel – kontynuował wystawiając rękę.
- Elizabeth, miło mi – uścisnęłam dłoń, którą według mnie Morton trzymał zbyt długo.
- Elizabeth – zaczął – bardzo ładne imię. Może droga Elizabeth będzie miała czas na wspólną kawę? Oczywiście w ramach wykonywania zajęć i bliższego poznania nowego pracownika– dodał. Cały czas intensywnie się na mnie patrzył wyczekując odpowiedzi.
- Masz sprawę McGregor'a – nagle do pokoju wpadł Parker, zdawał się nie zauważać, że ktoś oprócz jego partnera tu jest. Położył grubą teczkę i spojrzał odruchowo na kanapę. Zawstydziłam się i szybko wstałam.
- Może już wyjdę. – oznajmiłam. Przez cały ten czas w ciszy przyglądał mi się Nathaniel.
Opuszczając pokój, nie zamknęłam do końca drzwi.
- Jest tu drugi dzień, a Ty chcesz już ją podrywać? – usłyszałam stanowczy głos Parkera.
- Wyluzuj, tylko siedzieliśmy. – usłyszałam jak lekko odpowiedział jego kompan. – Jeszcze.
Zrobiło mi się gorąco. Co miał na myśli? Przez to, że sprawa dotyczyła mnie, nie mogłam się ruszyć spod drzwi.
- To jeszcze dziecko. Nie rób czegoś, co mógłbyś później żałować – usłyszałam ostry ton głos mężczyzny.
Usłyszałam jak kieruje się w stronę drzwi więc najszybciej jak mogłam ruszyłam na dół. Na szczęście dla mnie nikt mnie nie zauważył. Podeszłam do biurka w holu i usiadłam obok Jane. Ta szybko na mnie spojrzała.
- Co jesteś taka czerwona? Coś ci nagadał? – zagaiła. Wyglądała na zmartwioną. Nie zdążyłam odpowiedzieć, kiedy na dół zszedł Daniel.
- Zapomniałaś kartek – oznajmił mi, kładąc plik papieru przede mną. Ulotnie spojrzałam mu w oczy. Patrzył się na mnie z chytrym uśmieszkiem po czym wziął jakąś teczkę od Corwell i wyszedł z kancelarii.
- Co u niego robiłaś? – teraz już Jane wydawała się wybitnie zainteresowana.
- Tylko rozmawialiśmy. Nic takiego. Dał mi wzory umów. – odpowiedziałam.
Nigdy nie przyzwyczaiłam się do flirtowania, a moja rozmowa z Mortonem tak właśnie wyglądała. Jak początek flirtu. Nie sądziłam, że mogę się podobać mężczyznom w jakikolwiek sposób. Całe szczęście pojawił się Parker i wybronił mnie z tej niezręcznej sytuacji.     

Law LoveWhere stories live. Discover now