Rozdział 1. Bestia nie w humorze

888 72 5
                                    

   Mężczyzna przeleciał przez trzy ściany, zanim zatrzymał się na czwartej, uderzając w nią z głuchym łoskotem. Z donośnym jękiem zsunął się po niej do siadu i oparł o nią głowę, starając się nie myśleć o tym, że prawdopodobnie wszystkie kości w jego ciele są połamane. Już sam nie wiedział, czy boli go wszystko, czy zupełnie nic. Dryfował gdzieś na skraju świadomości, nie był nawet w stanie wydobyć z siebie kolejnego jęku bólu. Nie zwrócił uwagi na pobojowisko, jakie stworzył, rozwalając ściany. Tynk pomieszany z farbą walał się wszędzie dookoła, meble były pokryte cienką warstwą białego pyłu, a w dodatku niektóre były zniszczone. Mężczyzna zaczął się zastanawiać, jakby tu uciec bez konieczności płacenia za owe zniszczenia, ale nie zdążył nic wymyślić, bo zemdlał.

   Nie wiedział, że chwilę potem pochylił się nad nim człowiek w okularach, z brązowymi dredami na głowie. Przyjrzał mu się dokładnie, zlustrował każdą wystającą kość, ocenił jego stan, patrząc na czerwoną kałużę, która powiększała się w miarę, jak krew wyciekała z otwartych złamań. Przyjrzał się jego twarzy ze zmarszczonymi brwiami i westchnął męczeńsko.

   – Miałeś być ostrożny – powiedział przez zaciśnięte zęby. Na pozór mogłoby się zdawać, że mówił do poobijanego, leżącego przed nim mężczyzny, jednak on zwracał się do kogoś innego.

   Przez dziurę w ścianie do pomieszczenia wszedł wysoki blondyn. Nie spieszył się wcale, żeby przypadkiem nie ubrudzić stroju barmana, który miał na sobie. Nie zwróciwszy specjalnej uwagi na słowa okularnika, zapalił papierosa. Zaciągnął się dymem, szybko pogrążając w nim całe pomieszczenie, i pochylił się nad nieprzytomnym.

   – Przecież żyje – ocenił i odwrócił się. – Bierz to, co jest winien i chodźmy stąd, zanim naprawdę go zabiję.

   Tom podniósł się z klęczek i, otrzepawszy z pyłu spodnie ciemnego garnituru, wyjął z dłoni mężczyzny plecak, którego ten nie puścił do samego końca. Otworzył go i ujrzał ciemne wnętrze, po brzegi wypełnione pieniędzmi. Pieniędzmi, którymi powinien był spłacić swój dług. Byłby oddał od razu, to teraz nie wykrwawiałby się na zasnutej tynkiem podłodze, cały połamany.

   Dwójka mężczyzn wyszła z budynku jak gdyby nigdy nic, oczywiście nie mając zamiaru informować kogokolwiek o tym, co się zdarzyło. Bo i po co? Większość osób, jak zobaczy zniszczenia, jakie po sobie zostawili, od razu domyśli się, kto ich dokonał. I nie będzie węszyć ani tym bardziej wchodzić im w drogę. Bo nie wchodzi się w drogę Bestii z Ikebukuro.

   Słońce od czasu do czasu przebijało się zza warstwy chmur, usiłując rozjaśnić ulice tokijskiej dzielnicy, zarazić je swoją wesołością. Ale Ikebukuro było dziwnym miejscem. Większość ludzi nie potrafiła ubrać tego w słowa, lecz niektórzy, ci wiedzący co nieco o tym, co czasami działo się nocą w ciemnych uliczkach, uważali tę dzielnicę za niepokojącą. Choć sami często robili w niej niezłe interesy, wiedzieli, że jeśli zrobią coś, co komuś mającemu większą władzę niż oni się nie spodoba, mogą skończyć jak tamten połamany mężczyzna. Albo gorzej.

   Jednak ta niewtajemniczona część ludzkości uważała dzielnicę za co najmniej dziwną. Być może żyli sobie tutaj całkiem zwyczajnie, ale nawet oni wyczuwali, że to, co się tam dzieje, nie jest do końca normalne. Nie mieli jednak powodu do strachu. Oni przecież nikomu się nie narazili, ba, nawet o niczym nie wiedzieli. I nie chcieli wiedzieć. Omijali ową dziwność szerokim łukiem i wychodziło im to zdecydowanie na dobre.

   – Na dzisiaj to wszystko, Shizuo – Tom wyrwał go z rozmyślań, przeglądając papiery, które trzymał w dłoniach. – Jutro chyba zrobimy sobie wolne – zastanowił się. – Tak, mam już dość patrzenia, jak masakrujesz każdą osobę, do której idziemy...

Człowiek czy bestia? || Shizaya ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz