Rozdział 11. Zabawki są nieposłuszne

459 51 24
                                    

   Przejeżdżający obok samochód przywiódł ze sobą chłodny powiew, który załopotał ich ubraniami. Światło reflektorów oświetliło na moment ich twarze, sprawiając, że blask gwiazd wydałby im się niezwykle blady, niemal niewidoczny, gdyby spojrzeli w niebo. Jednak trzy pary oczu były zajęte czymś innym niż obserwowaniem migoczących w górze gwiazdozbiorów. Trzy spojrzenia prześlizgiwały się po sobie nawzajem, jakby chcąc dostrzec coś, czego oczy dostrzec nie mogły.

   Aki stał niewzruszony, patrząc na nich lekko wyzywającym wzrokiem. Beżowy płaszcz, choć stary i wypłowiały, skutecznie bronił go przed podmuchami wiatru. Ciemnobrązowe, prawie czarne włosy przytrzymywane czapką wpadały mu do oczu, jednak on nawet nie próbował temu zapobiec. Z wyrazem triumfu na twarzy wpatrywał się w dwóch mężczyzn całkiem nieźle znanych w Ikebukuro.

   Informator i Bestia.

   Bestia i informator.

   Choć stali ramię w ramię, żadne z nich nie było pewne, czy nie powinni stać naprzeciw siebie. Tak, jak zawsze było.

   I jak najwyraźniej miało być już zawsze.

   – To twoja sprawka, tak? – zapytał Shizuo na pozór spokojnie, jednak stopniowo narastająca nuta wściekłości doszczętnie zrujnowała owe pozory. Shizuo odwrócił się do Izayi, ostatnim skrawkiem woli powstrzymując chęć rzucenia nim o pobliski śmietnik.

   – Moja? – odparł retorycznie, przeciągając samogłoski. – Zapomniałeś już, że stoję po twojej stronie?

   – Ha, zabawne! – odezwał się Aki, patrząc czujnie na Heiwajimę. – Mnie powiedział to samo.

   Orzechowe oczy Izayi zdawały się skanować Akiego niczym promienie rentgena, ale on, pomimo że mógłby przysiąc, iż w pewnym momencie zabłysły czerwienią, nie poruszył się nawet o centymetr. Choć nie mógł zaprzeczyć, że Orihara od samego początku ich znajomości napawał go niepokojem, nauczył się zachować spokój w jego obecności.

   – Co to ma znaczyć?! – warknął Shizuo. – Więc jednak byliście w zmowie, tak?! Znowu chciałeś się mnie pozbyć, ty mały, popieprzony... – Złapał go za obszyty futerkiem kołnierz kurtki i pociągnął w górę, tak że Izaya ledwie dotykał palcami ziemi.

   – Cóż... – Aki postąpił krok naprzód i przerwał im ostrożnie. Nie mógł dopuścić, żeby bestia zaczęła szaleć już teraz. Jeszcze nie, jeszcze nie. Przecież musiał mu powiedzieć jeszcze parę rzeczy.

   – Co znowu?!

   – Chyba mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że Izaya "był ze mną w zmowie" mniej-więcej w takim samym stopniu jak z tobą.

   – Hę? – Shizuo poluzował uchwyt, jednak wciąż jedną ręką przytrzymywał Oriharę, żeby ten przypadkiem mu nie uciekł.

   – Naprawdę nie jesteś zbyt bystry – westchnął Aki. – Nadal nie rozumiesz? Wykorzystał nas obu. Chciał, żebyśmy się nawzajem pozbyli, a wtedy on nie musiałby brudzić sobie rąk. Stworzył do tego bardzo dogodną scenerię, muszę przyznać. – Zwrócił spojrzenie na Izayę, jakby chciał przewiercić go na wylot. On jednak patrzył na niego stanowczo, podążając za nim wzrokiem, kiedy Aki zaczął powoli przemieszczać się po półkolu.

   Strasznie irytujący nawyk, pomyślał Orihara, jednak nie dał po sobie poznać, że jest zdenerwowany. A był. Plan, który stworzył, właśnie rozpadał się na jego oczach. Cała misterna konstrukcja zaczęła się walić, zmieniać w drobne kawałki, których nie będzie już można poskładać. A już prawie mu się udało. Jeśli Aki teraz wszystko powie lub, co gorsza, jeśli Shizuo mu uwierzy, już nic nie będzie można zrobić.

Człowiek czy bestia? || Shizaya ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz