Namie siedziała przy mahoniowym biurku, udając, że coś robi, na wypadek gdyby Izayi strzeliło do głowy nagle się wrócić i sprawdzić, czy nie zaniedbuje obowiązków. Nie żeby miało dla niej jakiekolwiek znaczenie, czy Izaya będzie na nią zły, czy nie, ale czasem jak miał gorszy humor, za lenistwo potrącał jej z wypłaty. Wypłata zaś warta była tego drobnego poświęcenia, jakim było owo udawanie, któremu całkowicie się w tamtej chwili oddawała.
Jej myśli jednak były zajęte czymś kompletnie innym, nie zdawała sobie nawet sprawy, że robi jeszcze większy zamęt w papierach, które "segregowała" na dwie starannie ułożone sterty. Normalnie zastanawiałaby się, co porabia jej młodszy braciszek, ale zachowanie Orihary, który wybiegł stamtąd w pośpiechu jakieś piętnaście minut wcześniej, było znacznie ciekawszym tematem do rozmyślań.
* * *
Wpadł do apartamentu, jakby się paliło i, nie mówiąc nic, wymienił telefon wyjęty z kieszeni kurtki na jeden z tych leżących w szufladzie, po czym zamierzał wyjść. Zatrzymało go jednak zadane nieco groźnym tonem pytanie.
– Dokąd znowu idziesz?
– Nie powinno cię to obchodzić, Namie – odpowiedział jej swoim lekko przesłodzonym, ale stanowczym tonem.
– I wierz mi, nie obchodzi – westchnęła. – Ale wyobraź sobie, że przychodzi tutaj mnóstwo osób, które cię szukają. I aby znaleźć, są gotowi roznieść to miejsce na strzępy.
– A ty oczywiście tak bardzo martwisz się moim cennym apartamentem, że chcesz zapobiec, jak to ujęłaś, rozniesieniu tego miejsca na strzępy? – zapytał Izaya. Chytry uśmiech błąkał się na jego ustach.
– Oczywiście – skłamała gładko. – W takim razie, dasz mi jakieś namiary, żebym w razie czego mogła je podać potencjalnemu klientowi?
Orihara zmrużył oczy, ale nie skomentował.
– Idę pokręcić się koło magazynów, w których kolorowe gangi tworzą swoje bazy. Przypuszczam, że każdy... potencjalny klient wie, gdzie to jest.
– Zapewne – przyznała i odwróciła się w krześle z powrotem do swojego biurka. Uśmiech ukryła za kurtyną ciemnych włosów. Usłyszała, jak Izaya idzie do wyjścia, jednak po dłuższej chwili nie dobiegł jej dźwięk otwieranych drzwi.
– Jeszcze jedno, Namie – odezwał się, stojąc w progu. – Jakby Shizuś pytał, to nic mu nie mów. Niech się trochę powścieka.
– Wszystkim innym można? – Uniosła brwi.
Zastanowił się.
– Ta... Ktokolwiek by to nie był.
Drzwi trzasnęły, Izaya zniknął, a Namie została sama z papierami, których nie chciało jej się układać.
* * *
Jeszcze raz okręciła się na krześle, wstała i przeciągnąwszy się, podeszła do okna. Zajmowało ono praktycznie całą ścianę, lecz według niej była to zdecydowanie zaleta. Miała stamtąd świetny widok na ulice zatłoczone przez ludzi, którzy z tej wysokości byli mali jak mrówki. Widziała panoramę miasta, która stawała się widokiem naprawdę niezwykłym dopiero nocą, gdy rozświetlały ją tysiące świateł. Tak, Namie wiedziała dobrze, dlaczego Izaya tak lubił patrzeć przez to okno.
Wzdrygnęła się prawie niezauważalnie, zdawszy sobie sprawę, że zachowała się prawie tak samo jak on, gdy męczy go już siedzenie przy biurku. Skarciła się w myślach i wróciła na swoje miejsce. Zmarszczyła brwi, widząc papiery, które miała uporządkować. Rozejrzała się w poszukiwaniu jakiejś jeszcze nie zajętej teczki, a gdy takową znalazła, wepchnęła wszystko do środka i odłożyła na stos innych, poza kolorem niczym nie różniących się teczek. Wzięła w dłoń kubek z już zimną herbatą i oparła się wygodnie na oparciu. Co prawda, miała wolne przez prawie dwa tygodnie, ale dzisiaj już powracała do poprzedniego rytmu, a to nie podobało jej się jakoś szczególnie. Wreszcie mogła odpocząć...
CZYTASZ
Człowiek czy bestia? || Shizaya ||
FanfictionSłynna Bestia z Ikebukuro ostatnimi czasy jest rozdrażniona bardziej niż zwykle. Shizuo, choć stara się dobrze wykonywać swoją pracę, wścieka się, gdy tylko coś nie jest tak, jak być powinno. Irytuje go wszystko - od ludzi niespłacających długów po...