Epilog

448 46 27
                                    

   Namie weszła do środka, kompletnie nie przejąwszy się faktem, że drzwi były otwarte. Postawiła torbę na podłodze, żeby zdjąć zielony płaszcz, a następnie powiesić go na wieszaku. Izaya zapewne wyśmiałby ją za barak gustu, ale jej się ów płaszcz podobał. Według niej ładnie komponował się z jej ulubionym swetrem, a jego odcień był bardzo miły dla oka. Mimo to postanowiła przygotować się psychicznie na docinki Orihary i wchodząc do pokoju, który był urządzony na gabinet, starała się umiejętnie ignorować wszystko, co się rusza.

   Problem w tym, że powinna to być jedna osoba. A zobaczyła trzy.

   – Przepraszam bardzo, co panowie tu robią? – zapytała ostro, siląc się na formalny ton.

   W odpowiedzi dwóch stojących przed biurkiem Izayi mężczyzn podeszło do niej szybkim krokiem i równie szybkim ruchem usadziło ją na kanapie. Chciała się wyrwać, jednak powstrzymał ją głos należący do trzeciej osoby. Tej, która siedziała za biurkiem i kołysząc się leniwie na obrotowym krześle, wyglądała przez okno.

   – Spokojnie. Nie przyszliśmy tutaj sprawiać kłopotów. Trochę bez uprzedzenia, co prawda, ale przyszedłem ci oznajmić, że od dzisiaj będziesz moją sekretarką.

   Namie przezornie nie próbowała się podnieść, bowiem stojący nad nią mężczyźni wyglądali niepokojąco – zwłaszcza ten z blizną na policzku – jednak nie przypominała sobie, żeby ktoś zabraniał jej się odzywać.

   – Jak to?! Gdzie jest Izaya?! – krzyknęła gniewnie. Jeśli już musiała spędzać całe dnie w pobliżu nie w stu procentach normalnych osób, to z dwojga złego wolała pracować dla Izayi. – I coś ty za jeden?!

   – Spokojnie – powtórzył nieznajomy. – Cóż, tak wyszło, że Izaya już tutaj nie wróci.

   – Ponieważ?

   – Ponieważ nie żyje.

   Zapadła cisza, zarówno w pokoju jak i w umyśle Namie. Nigdy nie lubiła Izayi i po tym, co wyprawiał, wcale nie dziwiło ją, że ktoś go w końcu załatwił. Miała jednak nadzieję, że wtedy już nic nie będzie ją łączyło z jego nowoczesnym apartamentem ani informacjami wziętymi nie wiadomo skąd. Myślała, że wróci do swojego poprzedniego zawodu, być może udałoby się jej nawet odbudować od podstaw rodzinną firmę i dać jakąś posadę Seijiemu, żeby mogła mieć go na oku.

   Więc jednak będzie musiała zostać tutaj?

   – A co ja mam z tym wspólnego? – zapytała już spokojniej. Mimo że nie widziała jego twarzy, miała wrażenie, że się uśmiechnął.

   – Bardzo wiele, Yagiri Namie. – Odwrócił się do niej, a ona od razu przypomniała sobie, że przecież go zna. On też bywał u Izayi, tak jak teraz zawsze miał na głowie tę samą czapkę. Kto to był? – Pracowałaś z Izayą całkiem sporo czasu. Na pewno orientujesz się w tym, jak zdobywał informacje, na pewno znasz źródła, z których korzystał. Pomożesz mi, a będziesz miała stałą pracę. Nie będziesz musiała się martwić tym, że cię wyrzucą, wypłatami, w ogóle niczym.

   – Doprawdy? – prychnęła. – Tak się składa, że mam już plany co do innej pracy. Dam sobie radę bez twojej pomocy...

   – Naprawdę myślisz, że uda ci się odbudować Yagiri Pharmaceuticals? Nie bądź naiwna.

   – Skąd ty...

   – Och – przerwał jej – czyżbym nie powiedział ci jeszcze, po co tutaj jestem? – Przekrzywił głowę na bok, świdrując ją szaroniebieskimi oczami. – Jestem Aki.

   Oparł się o oparcie skórzanego fotela, a na jego wargi wpłynął uśmiech, którego nieco bardziej niepokojący odpowiednik tak często pojawiał się na ustach Izayi.

   – Nowy informator.  


~<*>~<*>~<*>~   

Dziękuję każdemu, kto dotrwał końca.  

Mam takie małe pytanie – lubicie KageHinę? Jeżeli tak, to siódmego kwietnia startuję z krótkim opowiadaniem właśnie o nich. To prawie za dwa tygodnie, ale zapraszam zawczasu, bo mogę~

Człowiek czy bestia? || Shizaya ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz