– Shizuo, mówię do ciebie!
Heiwajima drgnął, wracając na ziemię. Oderwał wzrok od nieprzytomnej twarzy Izayi i przeniósł go na Shinrę, który wpatrywał się w niego gniewnie, oczekując odpowiedzi na swoje pytanie.
Jesteś pewien, że to nie on cię wrobił?
Shizuo nie miał pojęcia, co o tym myśleć. I dlaczego po usłyszeniu tego pytania przypomniała mu się ta jedna noc z wycieczki, na której byli razem jeszcze w liceum. Być może dlatego, że wtedy po raz pierwszy poczuł łączącą ich nić porozumienia, mimo że była ona tak bardzo cienka, że mocniejszy powiew wiatru mógłby ją rozerwać. Wtedy, siedząc na krześle i rozmyślając nad tym wszystkim, zdał sobie sprawę z wielu rzeczy. Choćby z tego, że Izaya od zawsze nie mógł żyć bez kawy. Że nigdy nie miał okazji zobaczyć, jak śpi. Że tamtego dnia ani słowem nie próbował zaprzeczać, gdy Shizuo nazwał go potworem. I że on sam również nie zaprzeczył, słysząc to samo określenie z ust Orihary.
Lecz rzeczą, która zdziwiła go najbardziej, było coś zupełnie innego. A konkretnie owa nić porozumienia, o której zapomniał. Której nie czuł przez te wszystkie lata spędzone na gonieniu Izayi po ulicach Ikebukuro z pierwszym lepszym znakiem drogowym w ręku. A która mimo wszystko przetrwała o wiele więcej niż mocny podmuch wiatru, teraz nagle stała się grubsza i znacznie wytrzymalsza. A mimo to nie napawała Shizuo optymizmem, a wręcz przeciwnie – czuł coraz to większy niepokój. Nigdy nie wiedział, czego może się spodziewać po Izayi, wzbraniał się przed nim tak długo, jak mógł. A teraz słuchał każdego jego słowa – ba! – nawet uratował mu życie. To życie, którego chciał się pozbyć niezliczoną ilość razy, które uważał za coś najzwyczajniej zbędnego.
Heiwajima być może zastanawiał się, skąd ta nagła zmiana w Izayi, być może nawet uwierzył jego słowom i zapewnieniom i niewykluczone, że w swój pokrętny sposób przywiązał się do tej śmierdzącej pchły. Ale nie był też głupi. Orihara to wciąż Orihara. Mimo wszystko Shizuo znał go wystarczająco długo, żeby zastanowić się głębiej nad tym, co wyprawiał.
Czy Shizuo uważał, że to wszystko było sprawką Izayi? Nie wykluczał tego. Ale nie wykluczał również, że tym razem nie miał z tym nic wspólnego. Przecież to Izaya. Tylko dziewięćdziesiąt dziewięć procent złych rzeczy, jakie dzieją się w Ikebukuro, to jego sprawka. A Heiwajima byłby w stanie uwierzyć w ten jeden pozostały procent. W końcu wyjątek potwierdza regułę.
– Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia – odezwał się Shizuo, wreszcie zaspokajając ciekawość Shinry. Doktor tak na dobrą sprawę niczego się nie dowiedział, ale najwyraźniej ta odpowiedź go w pełni satysfakcjonowała.
– Tak też myślałem – oznajmił mądrym tonem.
– O czym konkretnie?
– Wiesz, myślę, że możesz roboczo przyjąć, że zaplanował to wszystko od a do z. – Kiwnął głową w stronę Izayi, poprawiając okulary, które zjechały mu niemal na czubek nosa.
– Gdyby nie ja, zginąłby tam! – Shizuo podniósł głos. – Myślisz, że postawiłby na szali swoje życie tylko i wyłącznie dla jakiegoś głupiego planu?! Izaya nie jest idiotą.
Shinra uniósł brwi i pociągnął mały łyk kawy, przyglądając mu się znacząco znad czerwonej krawędzi kubka. Celty zaś cała się spięła i choć nie miała głowy, Heiwajima mógłby przysiąc, że robi wszystko, by nie napotkać jego spojrzenia.
– Co? – warknął, widząc, że inaczej może nie doczekać się odpowiedzi.
– Chodzi o to, że... – Shinra urwał, zastanawiając się nad doborem słów.
CZYTASZ
Człowiek czy bestia? || Shizaya ||
FanficSłynna Bestia z Ikebukuro ostatnimi czasy jest rozdrażniona bardziej niż zwykle. Shizuo, choć stara się dobrze wykonywać swoją pracę, wścieka się, gdy tylko coś nie jest tak, jak być powinno. Irytuje go wszystko - od ludzi niespłacających długów po...