Pierwszy raz spotkałam go na dodatkowych zajęciach angielskiego. Siedziałam na krześle, czekając na lekcje i nawet nie zwróciłam na niego uwagi. Totalnie nie był w moim typie. Nie mówię, że nie był przystojny, bo na swój sposób był to oczywiste, ale nie wywarł na mnie takiego wrażenia.
Byłam przekonana, że jest z innej grupy, więc przyjęłam postawę takiej zimnej, chamskiej dziewczyny. Z bólem przyznaję, że tak robię to. Jest to pewnego rodzaju moja samoobrona. Nie daję po sobie poznać moich słabości. Wyglądam na taką, która wie wszystko najlepiej, ale w środku jestem słaba, strasznie słaba, o czym się przekonacie.
Sam mi to powiedział, że wywarłam na nim takie wrażenie. Byłam zimna i odpychająca. Ja się tylko broniłam. Nawet nie wiem przed czym. Chciałam po prostu pokazać "nie uda Ci się mnie złamać". Zrobiłam to chociaż byłam przekonana, że nigdy więcej go nie spotkam.
Jednak okazało się, że ten chłopak i ten dzień nieźle zmienią moje życie.
Gdy przyszedł nauczyciel i wpuścił nas do klasy poczułam wstyd. Mimo, że nawet się do niego nie odezwałam poczułam się winna. Było mi go szkoda, przyjęłam się tym. Tamtego dnia unikałam jego wzroku na zajęciach.
Nie wiem nawet, w którym momencie zaczęliśmy na siebie zerkać. Zazwyczaj było to, gdy ktoś z grupy powiedział coś "śmiesznego" i każdy oprócz nas się śmiał. Na początku myślałam, że coś mi się przywidziało, ale z czasem przyznał mi się do tego.
Jestem osobą, która uwielbia marzyć. Wyobrażam sobie idealne albo w miarę idealne życie. To jest mój błąd, moja wada. Zbyt mocno interpretuję reakcje innych. Wydaje mi się coś co nie jest prawdą, a potem przychodzi rozczarowanie. Wystarczy nawet, że jakiś chłopak spojrzy na mnie kilka razy i mi już się coś wyobraża. Strasznie to głupie i na szczęście trochę się z tego wyleczyłam. Wydaje mi się, że próbowałam podnieść moją samoocenę. Robiłam to nieświadomie, bo potrzebowałam tego i to bardzo. To był czas dużych zmian i potrzebowałam poczucia, że nie jestem taka beznadziejna jak mi się wydawało. Kompleksy spowodowane nieśmiałością, anoreksja i strach przed tym, że nowe towarzystwo mnie nie zaakceptuje to była codzienność. Tak więc gdzieś tam w środku musiałam się trochę dowartościować. Wierzyłam w to nawet, bo nie uważam, że z twarzy jestem brzydka. Wręcz przeciwnie, myślę że jestem nawet ładna. Nie boję się tego powiedzieć. Wiem, że to można uznać za narcyzm aczkolwiek uważam, że każdy powinien oceniać swoją wartość sprawiedliwie. Nie można zaniżać swoich zalet tylko dlatego, aby inni nie wzięli nas za przemądrzałych. Takie zaniżanie własnej wartości doprowadziło do wielu problemów.
Wracając do X. Tak będę go nazywać. Nie chcę zdradzać jego prawdziwego imienia, gdyż mógłby to zobaczyć ktoś znajomy i skojarzyć fakty, a otwieram się tu przed wami i liczę na anonimowość.
Znalazłam go na facebooku. Zaprosiłam, on przyjął i tyle, w tym wypadku nie wyobrażałam sobie nic.
Z naszej pierwszej rozmowy pamiętam kilka rzeczy. Wiem, że przyszłam na angielski wcześniej i on siedział w klasie. Wyciągnęłam telefon, żeby nie było niezręcznie, bo nie miałam ochoty nawiązać konwersacji. Jednak on miał inne plany. Nawet nie wiem od czego się zaczęło, nie zapamiętałam, bo nie wiedziałam, że ta rozmowa będzie miała znaczenie w moim dalszym życiu. Pamiętam coś w stylu "Zaprosiłaś mnie na facebooku. Jesteś fotogeniczna."
Tego dnia nauczyciel włączył nam film. Siedzieliśmy w innej sali i jako, że wcześniej rozmawiałam z X zaproponował, żebyśmy usiedli obok siebie.
Napisałam do niego. Zrobiłam to nie dlatego, bo chciałam z nim chodzić, tylko chciałam znaleźć przyjaciela.
To był dość ciężki okres w moim życiu, ale w sumie praktycznie cały czas mam "ciężki okres". W każdym bądź razie zmagałam się wtedy z nowym towarzystwem. Jestem nieśmiała, więc stąd te obawy. Moja poprzednia grupka się rozpadła. Jedna dziewczyna, podobno moja przyjaciółka stwierdziła, że mamy na nią zły wpływ i zaczęła się zadawać z klasowymi "kujonkami". Nie chcę obrażać osób, które się bardzo dobrze uczą, ale inaczej nie potrafię ich nazwać. Natomiast ja wraz z moją przyjaciółką G znalazłyśmy nowe towarzystwo. Wcześniej nie byłam popularna, a w klasie gadałam mało z kim, więc gdy trafiłam do nowego towarzystwa czułam się zagrożona. Wydawało mi się, że prędzej czy później się mnie pozbędą.
X wydawał mi się wtedy dobrym kandytatem na przyjaciela. Tylko przyjaciela. Uznałam, że skoro zaczynam zadawać się z większą ilością osób to czego nie wykorzystać tego jak mam okazję.
Zaczęło się od zwykłego pytania "Co będzie na sprawdzianie?". Próbowałam znaleźć to w naszej konwersacji, jednak dokopanie się do początku graniczy z cudem. W dodatku dochodzą wspomnienia i kilka łez poleciało.
Pierwsza rozmowa była drętwa. Ciągnęłam to na siłę, ale chciałam mieć przyjaciela. Nie umiałam się przed nim otworzyć. To znaczy, udawałam kogoś kim nie jestem. Sprawiałam wrażenie miłej, grzecznej, ułożonej dziewczyny. Na początku naszej znajomości powstrzymywałam się przed napisaniem czegoś "dziwnego". Ta konserwacja miała bardzo formalny charakter i nie umiałam tego przełamać. Myślałam, że skoro on jest taki porządny to jak ujawnię kawałek prawdziwej siebie to nasza znajomość sie skończy.
CZYTASZ
Gdybyś nie istniała miastu by wygodniej się żyło||Moja historia
EspiritualNieśmiałość, przemoc, anoreksja, depresja, samotność, plotki, myśli samobójcze, nieudany związek i na końcu "Ty". Stworzyłam tą książkę, bo muszę wyrzucić z siebie te wszystkie myśli , które mnie niszczą. Będę tu głównie opisywać przeszłość, dowieci...