8. Śmieszna sprawa, że nazywałam Cię moim chłopakiem

80 10 0
                                    

Po tamtym incydencie byłam wytrącona z równowagi. Rano obudziłam się ze złym samopoczuciem, ale co się dziwić, noc była dość mocno zakrapiana alkoholem.

Byłam obojętna na wszystko. Obudziłam się w salonie, zaczęłam szukać swoich rzeczy i wyszłam. Nie pożegnałam się z dziewczynami, nie miałam na to siły. Chciałam być sama, myśl o tym, że wrócę do domu, w którym ktoś jest doprowadzała mnie do szału, a bardziej do płaczu.

Droga do domu była krótka, wahałam się czy może by się gdzieś przejść, ale mój nieświeży stan mi na to nie pozwolił.

Nie zwracałam uwagi na rodziców. Jak przyszłam jeszcze spali, na moje szczęście, bo na pewno by coś odkryli. Nie miałam na nic siły. Chciałam wziąć kąpiel, przebrać się, rozpakować, ale nie umiałam. Usiadłam na środku pokoju i się rozpłakałam. To był tylko cichy szloch, taki którego nikt nie usłyszy. Taki, który opanowałam do perfekcji.

Nie pisałeś, nie chciałeś tego wyjaśnić. Myślałeś o mnie wtedy?

Wtedy pierwszy raz przyszedł mi do głowy pomysł, żeby to zakończyć. Z własnej woli o tym pomyślałam. Z nikim nie rozmawiałam, po domu chodziłam jakby mnie nie było. Dało mi to dużo czasu do przemyśleń. Cierpiałam, wcześniej próbowałam wyprzeć to z siebie. Przecież byłeś moim chłopakiem, podobno ci na mnie zależało. Mówiłeś, że będziesz się o mnie troszczyć, że będziesz obok niezależnie od tego co się stanie.

Łzy, które wylałam przez ciebie przeczą temu.

Dobrze wiedziałeś, że mnie ranisz. Nikt mi nie wmówi, że o niczym nie miałeś pojęcia. Robiłeś to z pełną świadomością, ale jaki miałeś cel?

Przed naszym pierwszym spotkaniem nie byłam szczęśliwa. Miałam wiele skomplikowanych spraw, których nie umiałam załatwić. Ale czy z tobą czułam się lepiej?

Wcześniej bywały noce pełne łez, ale z tobą też mnie to spotkało. Nie wnosiłeś nic dobrego do mojego życia. No dobra, nie będę taka. Na początku, wtedy wszystko układało się cudownie, było tak jak powinno być. Ale z czasem zacząłeś mnie niszczyć. Szkoda, że nie widziałam tego wtedy. Nie uwolniłam się o ciebie, a konsekwencje przychodziły z czasem.

Przeżywałam każdą naszą kłótnię. Całą winę brałam na siebie. Uznałam, że skoro ty nie przepraszasz to wina leży po mojej stronie. Latałam za tobą jak głupia, chciałam ci dogodzić pod każdym względem. Wpadałam w coraz większe kompleksy. Moja anoreksja osiągnęła apogeum. Dla ciebie chciałam być idealna. Widziałam wszystkie swoje wady, zalety gdzieś uciekły. Wszystko było wyolbrzymione.

Wiedziałeś o tym. Wiedziałeś, że znowu schodzę na tą ścieżkę. Nie pomogłeś mi. Wołałam o pomoc, nieświadomie. Kurwa, widziałeś to i nawet palcem nie kiwnąłeś. Wiem, że sama wkroczyłam w anoreksje, że to ja zaczęłam, ale ty pokazywałeś mi, że się mnie wstydzisz. A ja głupia myślałam, że im chudsza tym lepsza. Wydawało mi się, że to załatwi wszystko. Wpadłam w to, a ty nie podałeś mi ręki.

Ominę fragment, w którym się pogodziliśmy, bo to taki schemat i nie będę się powtarzać. Ja napisałam, przeprosiłam i wzięłam winę na siebie.

To było nasze najdłuższe milczenie, bo napisałam 16 stycznia. Przez połowę miesiąca byłam nieobecna, każdy dzień wyglądał tak samo.

Kolejna kłótnia zawitała cztery dni przed walentynkami. To, że mnie zbywałeś nikogo nie zaskoczy. Pisaliśmy sporadycznie, raz gadaliśmy przez telefon, a o wspólnym wyjściu nawet nie wspomnę. Nie miałam siły, teraz mówię o takiej fizycznej. Chudłam szybko, mało spałam, a szkole jak zwykle było dużo nauki.

To miała być zwykła normalna rozmowa, która zaczęła się zwykłym "co tam u ciebie?".

- Zmęczony jestem, nic mi się nie chce.

- Też jestem zmęczona, możemy być zmęczeni razem, niektóre czynności są lepsze, kiedy robi się we dwójkę.

- Ale ja na prawdę jestem zmęczony.

- A ja na prawdę do ciebie przyjdę i sobie poleżymy, pogadamy, co ty na to?

- Weź nie mam siły.

- Może zacznij mi coś mówić, co.

- Nie zrozumiesz tego, nie będę zaczynać.

- Jak mam zrozumieć skoro nic nie powiedziałeś, X jeśli coś się dzieje to mi mów, martwię się.

- Jeszcze raz mówię, że nie zrozumiesz, nie opłaca się mówić.

- Dla twojej wiadomości ja też mam problemy, nie jesteś jedyny.

- Ale twój, a mój problem to są problemy zupełnie innej wagi.

- No co się takiego dzieje, mów bo zaraz do ciebie przyjadę i tak będziesz się tłumaczyć.

- Siedź w domu i zajmij się swoją anoreksją, albo coś zjedz jak normalny człowiek, a nie jakieś gierki stosujesz.

Tym mnie zniszczyłeś, zabiłeś pewną cząstkę we mnie. Dla twojej wiadomości to nie takie łatwe. To nie jest takie "po prostu coś zjedz" bez kosekwencji. Nie miałeś pojęcia jak to jest. To co przeżywałam niszczyło mnie każdego dnia coraz bardziej, ale dla ciebie to była zwykła zabawa i moje widzi mi się.

Przyjęłam wtedy postawę "nikogo nie interesuje co się u mnie dzieje". Nie jestem osobą, która z problemami leci do kogoś, wolę trzymać wszystko dla siebie. Ale ty utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że wszyscy mają mnie w dupie. Przez to nie poprosiłam o pomoc, gdy tego potrzebowałam. Siedziałam w tym całkiem sama, a potrzebowałam kogoś, kogokolwiek. Ale jeśli mój własny chłopak uważał, że anoreksja to tylko mój żałosny wymysł to u innych nie mam co szukać pomocy.

Nie będę przytaczać reszty rozmowy, ponieważ jest zbyt prywatna. Skończyło się na tym, że znowu przeżywaliśmy ciche dni.

Śmieszna sprawa, że miałam chłopaka, a Walentynki spędziłam sama oglądając serial, żeby w jakiś sposób zabić myśl o tym, że tego dnia powinniśmy być razem.


Gdybyś nie istniała miastu by wygodniej się żyło||Moja historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz