4. PIOSENKI O MIŁOŚCI

332 25 13
                                    

Zszedł ze sceny wśród gromkich oklasków publiczności. Uśmiechał się pod nosem, czując zadowolenie z ostatniego koncertu. Ich trasa pożegnalna właśnie dobiegła końca, a bilety na nią rozeszły się niczym świeże bułeczki. Harry miał wrażenie, że na dzisiejszy wieczór zjechało pół magicznej Anglii, aby zobaczyć NecRomance jeszcze jeden raz.

Ktoś z obsługi podał mu butelkę wody, którą natychmiast odkręcił i opróżnił; po półtoragodzinnym śpiewaniu miał zdarte gardło. Przerwy oraz kubki z wodą to było niewiele jak na gust Harry'ego. Otarł pot z czoła, zgarnąwszy poplątane kosmki za ucho. Sięgały łopatek, a ich niegdyś krucza czerń wyblakła, przepleciona idealnie białymi włosami. Czuł, że wraz z potem po twarzy spływał makijaż sceniczny.

Frank poklepał go po ramieniu.

— To było świetne, stary.

Harry pokiwał głową.

— Najlepsze — odpowiedział ochrypłym głosem.

Starał się jak najszybciej wyjść z zespołem i udać się do hotelu, w którym mieszkali aż do jutra. Choć uwielbiał muzykę oraz publiczność, uznał, że należał mu się wreszcie odpoczynek. Poświęcił najlepsze lata życia karierze rockmana i, szczerze mówiąc, nie żałował ani trochę. Poznał fantastycznych ludzi, bawił się jak nikt inny, zaś sławę tym razem przyniósł mu talent, a nie wydarzenie, którego nie pamiętał. Właściwie to Ministerstwo uznało go za marnującego swój potencjał czarodzieja, lecz młodzi i starzy fani ciężkich brzmień byli zachwyceni. Uwielbiał przebywać z tymi szaleńcami. W końcu był jednym z nich.

Harry szedł przodem, zaś Frank z Tomem pół kroku za nim. Na końcu wlókł się John, jeszcze chyba nie do końca kontaktujący ze światem żywych; cały czas przyglądał się opuszkom palców, jakby nie wierząc, że były całe.

— Skoczę do sklepu po piwo, chłopcy! — rzucił Tom, oddalając się od grupy w przeciwnym kierunku. — Niedługo będę!

Pomachali mu, zaśmiewając się zaraz ze sprośnych żartów opowiadanych przez Johna. Cokolwiek można było powiedzieć o gitarzyście prowadzącym, jedno pozostawało niezmienne — seks wychodził mu tak samo dobrze jak gra. Szczególnie w dowcipach.

— Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę koniec — odezwał się nagle Frank, kręcąc głową. Kręcone włosy podskakiwały przy każdym ruchu, a latarnie kryły ich siwiznę w swym słabym świetle. — Tyle lat razem, tyle koncertów, świat zjeżdżony... — ubolewał.

— Ja też, chociaż... Tęsknię za czasami, gdy był z nami Stephen — przyznał. Stali na przejściu, oczekując, aż rozpędzony samochód wreszcie ich minie. — Bez niego to nie to samo...

Zapadła chwilowa cisza.

— Właściwie to dobrze, że się chłopak już nie męczy — rzucił Harry ponuro, poprawiając skórzaną kurtkę. Przełknął, po czym ruszyli w dalszą drogę do hotelu. — Można powiedzieć, że dzisiejszy koncert daliśmy jemu, nie? To już koniec NecRomance, wiecie, więcej nie wyjdziemy na scenę jako ekipa.

— Musisz o tym przypominać? — spytał Frank, uśmiechając się smutno.

— Muszę.

— Skoro tak ładnie prosisz — dodał John — jutro czeka cię wywiad z redaktorem Proroka i Now!ROCK.

— Dzięki — prychnął kwaśno Harry, nie ciesząc się z perspektywy bycia wypytywanym o najmniejszy szczegół swojego życia. Prawdę mówiąc, miał już dosyć. To był jedyny minus sławy. Nie mógł jednak odmawiać wywiadów, ponieważ media to ogromna siła sprawcza. W taki sposób zapewniał też fanom możliwość dostępu do życia ulubionego artysty. Nie każdy dostał możliwość spotkania go, więc wywiad stanowił pewien rodzaj rozmowy.

alternatywa || DrarryWhere stories live. Discover now