7.2. ŻYCIE TO NIE BAJKA

157 15 2
                                    

ŻYCIE

Przed wybraniem się do Malfoy Manor musieli się ogarnąć. Narcyza lubiła, gdy wyglądali porządnie i z klasą. W tej kwestii jednak to Draco o nich dbał – miał zdecydowanie więcej gustu od Harry'ego, a także lepiej znał się na zwyczajach panujących w starych rodach czarodziejów. Jak się Harry dowiadywał, im dłużej razem żyli, nawet drobiazgi miały znaczenie. Wszystko. Czy to były spinki do mankietów, czy kolor szaty.

— Jesteś okropnym manekinem — mruknął Draco, właśnie dziesiąty raz z rzędu próbując ogarnąć włosy Harry'ego. — Nie wierć się!

— Au! Ciągniesz mnie! — syknął Harry, na nowo uchylając się przed jego dłońmi. — Nie możesz ich po prostu zostawić?

— Nie!

Minęło zdecydowanie za dużo czasu jak na gust Draco. A musieli jeszcze dokończyć ubieranie się. Na Merlina, rodzice go rozniosą, jeśli cokolwiek będzie nie tak. W tym momencie przejmował się wyglądem swoim i Harry'ego na tyle mocno, by zapomnieć o prawdziwym powodzie pojawienia się w Malfoy Manor.

— Wreszcie wyglądasz jak czarodziej — skwitował, przyglądając się Harry'emu.

Ulizał mu włosy, zrobił przedziałek. Zupełnie tak, jak powinien nosić się codziennie. Później narzucił na niego czarną szatę, która fantastycznie kontrastowała ze śnieżnobiałą koszulą z eleganckim żabotem. Draco wyglądał podobnie, choć jego żabot był nieco bardziej okazały.

— Kto to w ogóle wymyślił — mruknął Harry, podczas gdy Draco szukał muszek.

— Ludzie, Harry — odrzekł cierpko. — Wszystko po to, żebyś miał kolejny powód do narzekania.

— Bardzo śmieszne — nadąsał się.

— Cholernie śmieszne.

— Znalazłeś?

— Tak, już prawie...! Mam! — Draco uniósł triumfalnie rękę, w której trzymał dwie czarne muszki. Podał jedną Harry'emu. — Z tym sobie chyba poradzisz? — zakpił.

Harry wycelował w niego różdżką.

— Jeszcze słowo...

Draco zaśmiał się, po czym pocałował go.

Uwielbiam, gdy się wściekasz. Jesteś wtedy nieziemsko gorący — wymruczał mu do ucha.

Harry odetchnął, mając przemożną ochotę go udusić.

💚

Aportowali się na wzgórzu, z którego doskonale widzieli Malfoy Manor.  W dolinie po lewej leżała wioska czarodziejów, a jej tereny podlegały rodzinie Draco jako panom ziemskim.

Harry złapał partnera pod ramię.

— Idziemy — mruknął Draco; czuł chłód. I nie chodziło tu wcale o pogodę, ponieważ od tego miał zaklęcia. Coś się nie zgadzało. Intuicja wręcz krzyczała, że miało stać (lub stało się) coś nieprzyjemnego.

— Będzie dobrze.

— Wiem.

— Musi.

Wiem. Przestań się powtarzać — wyszeptał Draco, zezując na wszystkie strony.

Harry wydawał się być rozluźniony, lecz to tylko pozory. Jako auror nauczył się, że brak Voldemorta to nie brak zagrożenia. Wciąż na świecie rozproszeni byli jego poplecznicy, a także czarodzieje i czarownice z równie szalonym podejściem. Nie okazywał zdenerwowania; jego czujność zdradzała wyłącznie dłoń zaciśnięta kurczowo na różdżce.

alternatywa || DrarryWhere stories live. Discover now