7.1. ŻYCIE TO NIE BAJKA

166 12 1
                                    

BAJKA

Czy istniało coś wspanialszego od budzenia się obok ukochanej osoby? Harry wątpił, żeby kiedykolwiek był szczęśliwszy. Dlatego od razu po uchyleniu powiek, ucałował delikatnie usta wciąż śpiącego Draco, który zamruczał przez sen, a potem ułożył się inaczej, chowając twarz w przedramieniu.

Zero problemów, zmartwień, niemiłych wyborów. Voldemort odszedł w zapomnienie, Hogwart skończony. Zaczęli dorosłe życie. Razem. To było istotne. Cholernie istotne. I nikt nic nie powiedział. A co miałby? To nie oni z własnej woli związali się z tym sarkastycznym, uroczym dupkiem. I dobrze. Miał cholerne szczęście, że Draco był jego.

Początki bywały ciężkie, owszem, jednakże Harry uważał, iż było warto. Co prawda musiał wysłuchiwać marudzenia Rona („Harry, czy to koniecznie musi być Malfoy? Ze wszystkich ludzi na świecie?"), Hermiony („Nie chcesz dzieci? Wiem, że możecie adoptować, ale myślałam, że wolisz... ach, nieważne."), a potem także samego Draco („Na Merlina, przecież moi rodzice nas zamordują! Albo zrobi to Czarny Pan! Nie, sam to zrobię przed nim. Jakim cudem wylądowałem akurat z tobą, co, głuptasie?"), jednak nie zmienił zdania. Dla tych chwil, w których Draco obdarzał go uśmiechem. Dla tych chwil, gdy okazywał słabość i potrzebował być blisko Harry'ego. Dla tych chwil, gdy dzielili rozkosz. Dla tych chwil, gdy mogli być sobą.

Rodzina Draco przyjęła go zaskakująco serdecznie. Właściwie traktowali go jak drugiego syna. To było dopiero szokujące. Po cichu obstawiali zakłady, kiedy Lucjusz Malfoy pęknie, jednak nic takiego się nie stało – był serdeczny, chociaż zdystansowany. Harry jednak nie brał tego do siebie, bo Lucjusz taki po prostu był.

Właściwie, jakby się zastanowić, najgorzej całą sytuację przyjęła Ginny. Po cichu liczyła, że to tylko młodzieńcze zafascynowanie, ponieważ od dawna chciała być z Harrym, który ostatecznie nigdy na nią nie spojrzał w ten sposób. Przykre, aczkolwiek prawdziwe. I to nie tak, że Harry wolał chłopców – po prostu Ginny stanowiła jego rodzinę. Była jak młodsza siostrzyczka. A z młodszymi siostrzyczkami nie bierze się ślubu, nie chodzi się z nimi do łóżka.

Wstając z ich wygodnego i ogromnego loża, Harry uznał, że równie dobrze mógł zabrać się za robienie śniadania. Mieli skrzata, którego Draco pamiętał jeszcze z dzieciństwa, a był nim Stworek, jednak tym razem Harry chciał zaskoczyć swojego partnera i podać mu własnoręcznie zrobione śniadanie. Ot, miła niespodzianka, która jednocześnie ratowała Harry'ego od porannej nudy.

Nucąc pod nosem najnowszy kawałek Wyrd Sisters, przygotowywał bekon oraz jajka, jednocześnie wlewając olej na patelnię. W międzyczasie wstawił wodę na kawę, po czym wrzucił kromki chleba na drugą patelnię, aby nieco je przysmażyć. Draco lubił, gdy chleb był chrupiący i ciepły.

— Harry Potter, sir — odezwał się Stworek, który pojawił się w kuchni.

— Witaj, Stworku — przywitał się Harry.

Co prawda skrzat był jego, ale dużo chętniej słuchał Draco. Harry podejrzewał, że miało to związek z wyznawaną przez panią Black ideologię czystej krwi. Tak jakoś.

— Zalej, proszę, kawę — zwrócił się do skrzata, pilnując jedzenia. Przewrócił chleb na drugą stronę.

— Tak jest, sir.

Już po paru minutach Harry lewitował tacę z posiłkiem do sypialni, szczerząc się jak idiota. Może nim był. Takim idiotą. Ale szczęśliwym idiotą, więcej nie miało znaczenia.

Wszedł do sypialni niemal tanecznym krokiem.

— Kochanie, wstawaj — powiedział wesoło, różdżką odsłaniając zasłony. — Mam dla ciebie coś pysznego.

alternatywa || DrarryWhere stories live. Discover now