Rozdział 2.

34 6 0
                                    



Pov Aron

Dzisiejszego popołudnia umówiłem się z kumplami na wspólny wypad do klubu. Mimo godziny dziesiątej zacząłem się już szykować, bo doskonale zdaję sobie sprawę, ile mi to zajmuje.

Po chyba dwóch godzinach miałem za sobą prysznic, golenie i szykowałem się do suszenia włosów, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Stwierdziłem, że musiało mi się wydawać, bo z chłopakami umówiłem się już na miejscu, więc jak gdyby nigdy nic wróciłem do planowanej czynności.

Nie minęło nawet pięć minut, a usłyszałem dzwonek do drzwi i tym razem byłem pewien, że mi się nie przesłyszało. Zdziwiony zacisnąłem mocniej ręcznik na swoich biodrach i żwawo podszedłem do drzwi.

Na korytarzu stała różowowłosa, zipiąca bestia, która ledwo trzymała się na nogach. W dłoniach trzymała dwie niewielkie walizki. Stałem i patrzyłem na nią, aż w końcu przerwała niezręczną ciszę.

- Dzień dobry, przepraszam za najście. Czy mieszka tu może rodzina Chereps?

- Owszem, mieszka. A czego panienka ode mnie oczekuje? - Starałem się odpowiadać tonem, który nie odzwierciedlałby mojego wewnętrznego obrzydzenia jej stanem.

- Jestem z projektu "Nadzieja" i powiedziano mi, że mam tutaj zamieszkać. - Ostatnie słowo dudniło w moich uszach. Wiedziałem, że są idioci, którzy przygarniają plebs, aby ludzie w mieście dobrze o nich mówili. Była to raczej poprawa reputacji niż oznaka współczucia.

W ramach "Nadziei" biedni uczyli się na koszt państwa w bogatych szkołach, co miało skutkować ich dobrym wykształceniem i perspektywą porządnej pracy. O dziwo ten program naprawdę dawał rezultaty, bo to wysypisko po drugiej stronie rzeki powoli pustoszało.

Nie wiem dokładnie ile, ale chyba przez dłuższy czas patrzyłem się na dziewczynę, która nieudolnie próbowała zrobić dobre wrażenie, lecz w tym stanie przypominała jedynie dzikie zwierzę, które właśnie wylazło z lasu. Przez roztrzepane, różowe włosy nie mogłem zobaczyć nawet jej twarzy. Po chwili dotarło do mnie, że ona cały czas się we mnie wpatruje, więc przełknąłem ślinę i zdobyłem się na grzeczne słowa.

- Proszę mi wybaczyć, ale to na pewno pomyłka. Niech panienka zaczeka w salonie, zaraz wykonam telefon i wyjaśnię ten błąd. - Przepuściłem ją w drzwiach i pokazałem drogę do salonu. Sięgnąłem pośpiesznie po telefon leżący na blacie w kuchni i wybrałem numer do mojej matki. Ona mogła być jedyną przyczyną tego całego zajścia.

Minął pierwszy, drugi, trzeci sygnał, gdy nareszcie odebrała telefon.

- ...Aron? Słoneczko ty moje, jak dawno do mnie nie dzwoniłeś. Jak się masz? Dobrze się odżywiasz? Kiedy... - W tym momencie przestałem słuchać lawiny pytań padających z ust mojej zawsze pogodnej rodzicielki.

- Mamo, chodzi o... - Próbowałem jej przerwać, zanim zasypałaby mnie kolejnymi pytaniami, na które i tak nie zamierzałem jej odpowiadać.

- Nie przerywaj mi. Wiesz, że się o ciebie martwię, odkąd mieszkasz sam. W ogóle do mnie nie dzwonisz... - I znowu się zaczynało, "Aronie, martwię się, nie odzywasz się, już mnie nie kochasz" i tak dalej w nieskończoność. Głośno westchnąłem i podniosłem głos.

- Mamo, nie teraz. W tej chwili ważniejsza jest inna sprawa. - Zerknąłem na dziewczynę w salonie i wewnętrznie pomodliłem się za moją nową kanapę. A tak ją lubiłem... No ale trudno.

- Wiesz coś może na temat tego, że nasza rodzina została zgłoszona do projektu "Nadzieja"? - Starałem się brzmieć spokojnie, aby nie pomyślała, że jestem przeciwny temu zajściu.

- Aaa, to... - Zaczęła się cichutko śmiać do słuchawki, co mnie lekko przeraziło.

- Syneczku, pomyślałam, że nudno ci mieszkać samemu, więc zgłosiłam cię do projektu. Ma do ciebie przyjechać Emma. Słyszałam, że jest bardzo sympatyczna, więc zajmij się nią jak należy. Pokaż jej miasto, pospędzaj trochę czasu i takie tam. Masz przecież jeden wolny pokój, prawda? Więc nie widzę problemu. - Dodała, dalej śmiejąc się pod nosem. Po chwili jednak nagle ucichła.

- Masz być dla niej miły, bo inaczej możesz pomarzyć o przejęciu korporacji. - Powiedziała już całkiem stanowczo, po czym pożegnała się i rozłączyła.

Już nawet nie słuchałem jej ostatnich słów, ponieważ w mojej głowie krążyła tylko jedna myśl...

Miałem mieszkać z tą bestią pod jednym dachem?!

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej mam nadzieję że wam się podoba. Proszę o komentarze z waszą opinią :>

Projekt "Nadzieja"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz