Dopiero po trzecim pianiu koguta otworzyła swoje szare, błyszczące oczy. Przez dłuższą chwilą wpatrywała się w nieco zardzewiały sufit w zamyśleniu, po czym w końcu spuściła nogi z łóżka i szybkim krokiem podeszła do szafy. Nienawidziła wstawać o świcie - była raczej typem tych, co śpią do późna... Albo raczej tyle, ile się da. Niestety, tylko bardzo wczesnym rankiem, mogła poddawać się swojej ulubionej czynności - polowaniu. Co prawda i matka i dość mocno przestrzegający zasad ojciec, wiedzieli o jej dość osobliwym "hobby", jednak od zawsze byli temu przeciwni. Z początku mieli zamiar ciągle obserwować i pilnować córkę, aby więcej takie nielegalne polowanie nie zdarzyło się nigdy więcej, jednak Rose miała dość buntowniczą naturę, tzn. Potrafiła zrobić wszystko, aby postawić w na swoim. Po jakimś czasie rodzice w końcu ulegli, jednak dalej zostając przy sceptycznym nastawieniu do polowań, czyli: Odmawiali spożywania zabitej przez córkę zwierzyny, trzymania owych trupów w domu, czy przyjmowania pieniędzy, za sprzedanie tych ofiar. Tak, więc polowała tylko dla siebie, dla wytchnienia, pewnego poczucia niezależności... Ale wiedziała, że nie na długo - z tego, co było widać i słychać, głód w dystrykcie 12 wciąż się pogłębiał i ponoć miał niedługo dosięgnąć nawet całkiem dobrze radzące sobie rodziny młynarskie. Oczywiście ojciec Rose, o niczym takim nie chciał słyszeć - uważał, że władza temu zapobiegnie. Phi, władza! Dobre sobie. To głównie przez nią, w dystrykcie jest jak jest, Ale na nic nie zdawały się tłumaczenia upartemu ojcu - on ślepo wierzył, że jak będzie idealnie przestrzegał wszystkich reguł (wyłączając oczywiście polowań córki), to wszystko mu zapewnią, dobre warunki życia i pracy, ochronę itp. Biedny, łatwowierny młynarz! Już matka wyglądała i była bardziej do tego wszystkiego sceptyczna, czego oczywiście nie odważyła się pokazać przy mężu, ani tym bardziej przy Strażnikach Pokoju itp. Czasem Rose zastanawiała się, jakim cudem tak rozsądna osoba, jak jej matka, mogła wyjść za tak nierozsądnego, ale o dobrej posadzie faceta. Przecież został młynarzem za sprawą swojego ojca, a nie władz! Ale ojciec i tak wiedział swoje.
W końcu szybko ubrała ciemne spodnie, beżową koszulę, czarne, wysokie buty, pelerynę tego samego koloru i owinęła szyję białym, wełnianym szalem. Co prawda, o tej porze roku i w leśnych warunkach, lepszym wyborem byłaby najzwyklejsza, skórzana kurtka, jednak Rose zawsze brała pelerynę. Miała do niej jakiś sentyment, coś w rodzaju przywiązania, czego inni nie potrafili zrozumieć. Dostała ją od świętej pamięci już babki - wielkiej buntowniczki i dość lekkomyślnej, niedoszłej rewolucjonistki. To właśnie przez to straciła życie, kiedy Rose miała dwanaście lat. Babcia od zawsze była przeciwko władzom - to najprawdopodobniej po niej dziewczyna odziedziczyła buntowniczą naturę. Dokładnie cztery lata temu jej babka, mimo trochę podeszłego wieku (a i tak nieźle się trzymała, biorąc pod uwagę dość szybką umieralność w dystrykcie dwunastym) podburzyła mieszkańców złożyska do rozpoczęcia mini powstania przeciwko władzom. Zebrała nawet sporą grupę ludzi, ku wielkiemu oburzeniu jej zięcia, jednak "prawie powstanie" zakończyło się klęską, aresztowaniem, bądź śmiercią wielu ludzi, w tym właśnie samej babki. Została po niej tylko ta peleryna i duży pierścień z białym oczkiem, który matka zaraz schowała do szuflady, po wieści o śmierci swojej rodzicielki. Po tym wszystkim, stosunek, chęć i zapał do buntu, próby zmienienia swojego losu, mieszkańców dystryktu bardzo zmalał. Najprawdopodobniej ludzie kompletnie się zniechęcą, a nawet za parę lat nikt nie będzie pamiętał, że takie "prawie - powstanie" było...
W końcu zeszła najciszej, jak tylko umiała, na dół. Bez zbędnego szelestu przeszła do kuchni, zgarnęła kawałek chleba i z pięć noży. Ojciec się zawsze za to wściekał, ale była to jej jedyna broń. Nie miała i nie było jej stać na jakiś łuk, miecz, czy topór, więc zostało jej tylko to. Pamiętała, jak pewnego dnia, kiedy dopiero zaczynała się wprawiać w rzucaniu nożami, jeden poleciał gdzieś daleko, gdzie później, mimo poświęcenia na to prawie całego dnia, nie mogła go za Chiny znaleźć. Wtedy została surowo ukarana - ojciec miał zazwyczaj spokojną naturę, jednak, kiedy był naprawdę zagniewany, za jeden, pożądany, ozdabiany kamieniami szlachetnymi, nóż, który kosztował naprawdę bardzo dużo, wtedy nie szczędził pasa. Mawiał, że jak już jego córka musi się mu i władzom sprzeciwiać, niech to robi jedynie z negatywnymi skutkami dla siebie! Tylko, że wtedy Rose miała zaledwie jedenaście lat, zdarzały jej się chwile nieodpowiedzialności, zapomnienia... Teraz na takie coś nigdy by sobie nie pozwoliła, a dokładniej jej godność. Bardzo, a według niektórych to nawet za bardzo czasem zadzierała nosa. Nie lubiła zadawać się z rówieśnikami, nie chciała nawiązywać przyjaźni, prowadzić luźnych rozmów... Była raczej typem, zadzierającego nosa, samotnika, który będąc sam, w lesie - tylko on, nóż i zwierzyna, czuł się jak ryba w wodzie. Nic dziwnego, że większość mieszkańcy dwunastego dystryktu, omijała ją szerokim łukiem.
CZYTASZ
Nienawidzę cię! [FF Igrzyska Śmierci]
FanfictionNazywam się Rose. Mam szesnaście lat. Jestem córką młynarza i mieszkam w dystrykcie 12. Jesteśmy jedną z nielicznych rodzin, które jeszcze mają co do gara włożyć. Wiodę raczej spokojne życie - pomagam rodzicom w pracy, szyję, czasem, mimo sprzeciwu...