Rozdział II

31 4 3
                                    

Szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś innego. Sądziłam, że będzie tu pełno okopów, no nie wiem jakiś mur naszpikowany kolcami albo coś; kilka wież strażniczych z łucznikami w środku. Myślałam bardziej o takich klimatach. W życiu jednak bym nie zgadła, że legendarne, wszechpotężne osady to po prostu wielki kloc betonu z gładkim murem wysokim na 5 metrów. No halo, przecież to żadna trudność dostać się do środka. Hmmm... A może właśnie o to chodzi? To by nawet miało sens. Pewnie tam jest mnóstwo pułapek itp. Nie byłabym sobą gdybym nie sprawdziła. Na szczęście jestem choć na tyle rozważna, żeby zaczekać do zmroku. W ogólnym rozrachunku dobre i to. Zresztą, jak to mówią: "Jak się bawić, to się bawić. Drzwi wyj*bać, okna wstawić". Skoro i tak mam tam wejść, to co za różnica w jaki sposób? Najgorszy scenariusz jaki przewiduję to, że wezmą mnie za dziką i zabiją. No ale przecież żyje się raz. Rozbiłam obozowisko na konarach rozłożystego dębu, skąd mogłam dobrze przyjrzeć się osadzie. Zauważyłam tam 9 murów okalających zabudowy. To, co wzięłam na początku za twierdzę było wielkim murem ze strażnicami. Zdziwiło mnie to. Po co stawiać coraz większe mury w środku? Hmm. Interesująco się zapowiada. Ciekawe, do którego muru dam radę się przekraść. Oceniam swoje umiejętności na jakiś ósmy, jeśli są pułapki. Jeśli nie, sądzę, że dam radę wejść na strażnicę. Wiem, pewna siebie jestem, ale cóż, w mojej sytuacji nikt nie miałby nic przeciwko szybkiemu strzałowi w plecy. Przeszłabym nawet do historii jako zdobywca murów czy coś. Zawsze lepsze to niż Chester. Och, jak ja go nie cierpię. Nawet nie wiedziałam, że można kogoś tak nienawidzić. A jednak. Myśląc o nim zacisnęłam nieświadomie pięści. Wzięłam głęboki oddech. Cóż, przynajmniej tym razem wyszło bez walki. Jakaś nowość. Skrzywiłam się na tę myśl. Nasze spotkania zawsze kończyły się jakąś dobrą bijatyką i zawsze mogłam poprawić swoje umiejętności. Chociaż patrząc na to z innej strony przynajmniej zachowałam siły. Grunt to dostrzegać pozytywy. Po kilku godzinach wyczekiwań wreszcie nadszedł zmrok. Od razu zaczęłam skradać się w stronę zabudowań. Nie spotkałam niczego niebezpiecznego w drodze do pierwszego muru. Dziwne. Gdy udało mi się na niego wspiąć, ostrożnie wyjrzałam na drugą stronę. Po całym murze rozstawione były tu pochodnie oświetlające przejście. Słabe postępowanie. Oprócz tego w oddali zauważyłam zbliżających się strażników. Było ich tylko 2. To było jeszcze dziwniejsze. Szybko określając ich odległość ode mnie stwierdziłam, że na spokojnie się przekradnę, więc skoczyłam miękko na ziemię. Nie wydałam żadnego dźwięku. Przed odejściem dalej upewniłam się jeszcze, czy nie zostawiłam śladów. Na szczęście ziemia była tu twarda i ubita,  więc bez ryzyka udałam się dalej. Podczas przemierzania osady uświadomiłam sobie, że pewnie dam radę przejść dalej, ale nie zdążę wrócić do obozowiska przed 3. Spojrzałam przed siebie. Byłam tak niedaleko muru. Spojrzałam w górę, mniej więcej północ. A co mi tam. Pobiegłam w stronę ogrodzenia cicho stąpając po ziemi. Już po chwili byłam przy murze. Szybko zaczęłam się wspinać. Było odrobinę trudniej niż poprzednim razem, ale udało mi się. Wyglądając zza szczytu zobaczyłam to co wcześniej z jedną drobną różnicą, małym szczególikiem. Praktycznie pod sobą dostrzegłam strażników. Wstrzymałam oddech. Znowu te moje szczęście. Już myślałam, że mnie zauważyli, kiedy wyruszyli w dalszy obchód. Obserwując ich jeszcze przez chwilę stwierdziłam, że są przystojni, ale nie tak jak Charlie. Nikt go nie zastąpi. Przełknęłam z trudem i skarciłam się w myślach. Nie potrzebuję go. Byłam przed nim i teraz też jestem samowystarczalna. Więc co robisz tutaj? Wyszeptał jakiś mały głosik w mojej głowie. Dobre pytanie. Ach, nie znoszę go. Zawsze jak już obieram jakiś cel, widzę drobne światełko na horyzoncie, on wszystko psuje. Teraz mu się nie uda. Nie stchórzę jak tamtej nocy. Jestem jej to winna. Pogrążona w rozmyślaniach trwałam na murze. Spoglądając na drugą stronę zauważyłam identyczne rozmieszczenie domów i innych budowli. Wszystko było takie same, ale trochę większe i bardziej zadbane. Spojrzałam w bok i zauważyłam nadchodzących strażników. Zeskoczyłam z powrotem przed mur i cicho ruszyłam do obozowiska. Po drodze natknęłam się na kolejnych strażników. Nawet nie musiałam ich widzieć, żeby stwierdzić gdzie są. Stąpali głośno i chaotycznie, a na dodatek jeszcze głośno rozmawiali. Spytam po raz kolejny; jak to się im, do cholery, udało? Przecież z takimi ludźmi nie idzie przeżyć Zacmokałam z niesmakiem. Jeśli oni mają mnie bronić, to nie mam po co tam iść. Równie dobrze mogłabym od razu biec po głuszy i krzyczeć " Co mi zrobisz jak mnie złapiesz! Co mi zrobisz jak mnie...". I w tym właśnie momencie zostałabym trupem. A więc... O co w tym wszystkim chodzi?! Przecież to jest teoretycznie i praktycznie niemożliwe!! Jak oni mogą tu żyć w bezpieczeństwie. Ukryta za beczką miałam ruszać już w dalszą drogę, gdy usłyszałam następnych, jeszcze na chwilę przed tym, jak ich zobaczyłam. Jeden z nich przykuł moją uwagę. Stąpał prawie bezgłośnie. Jego twarz oświetlana przez pochodnie tworzyła niesamowity widok gry światła. A to jeszcze nie wszystko. Miał brązowe oczy ze złotymi refleksami. Zastanawiałam się jakby to było, gdyby skierował je na mnie. Po chwili to zrobił, a ja zamarłam z przerażenia. Czekałam na jego reakcję. Przez jego twarz szybko przeszła burza uczuć: szok, zdziwienie, zaciekawienie. Trwało to tylko ułamek sekundy, ale wyłapałam to. Już szykowałam się do ataku, kiedy on zaczął już otwierać usta, by coś powiedzieć. Zamknął je jednak po chwili, odwrócił ode mnie wzrok i poszedł do przodu. Zaintrygował mnie, ale po tym, co dostrzegłam w jego oczach zdecydowanie będę się trzymała od niego z daleka. Ogólnie niby wszystko było z nim w porządku, ale ja przez kontakt wzrokowy potrafię wejrzeć w głąb człowieka, dostrzec jego myśli i zamiary. Nawet Charliemu o tym nie powiedziałam. Dobra koniec wspominek. Wracając do tematu. Dostrzegłam w nim bezlitosność i pogardę dla większości ludzi. Gdy oddalił się na bezpieczną odległość jak najszybciej przedarłam się przez mur i pobiegłam. Dlaczego nic nie powiedział? Chociaż widziałam to w jego oczach, nie chciałam tego przyznać. Wie, że wrócę. I chce mnie... Ale nie w dobrym znaczeniu. (Przełknęłam gulę w gardle) To się dopiero nazywa entuzjastyczny początek. Nawet tam nie weszłam, a już wiem, że będę miała wroga. Westchnęłam. Ktoś kiedyś powiedział: "Gdyby życie było łatwe byłoby nudne." Taaa. Napewno prędko się nudzić nie będę. Z takimi myślami ułożyłam się do snu w obozowisku. Znowu wszystko się powtarza: kroki dudniące w korytarzu, kłótnia, ale tym razem, gdy już miał rozlec się krzyk sceneria nagle się zmieniła. Klęczałam obok rannej mamy. Starałam się być dzielna. Nie okazywać załamania. Niestety, z oka wymknęła mi się łza. Mama podniosła rękę, czule objęła nią mój policzek i otarła łzę. Uśmiechając się smutnie i z miłością powiedziała:
-Nieważne gdzie będę ja, ani gdzie będziesz ty. Nieważne, ile będzie nas dzielić. Pamiętaj, że zawsze jestem i będę przy tobie. Bez względu na wszystko. A teraz musisz być dzielna.
- Nie wiem czy bez ciebie potrafię.- odparłam drżącym głosem, za który się nienawidziłam. Mama zawsze była taka odważna, a ja taka słaba. Nigdy jej nie dorównam.
-Ale ja wiem, że potrafisz. Mało tego. Ja wiem, że będziesz dzielna. Zresztą już jesteś.- Pogładziła mnie po policzku.- Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej. A teraz zapamiętaj.- Zmieniła ton- musisz dotrzeć do osady   South Way. Gdy już tam będziesz, musisz porozmawiać z kierowniczką i  powiedzieć, że jesteś od Argo. Rozumiesz? -kiwnęłam głową- Dobrze. Tylko pamiętaj, możesz to powiedzieć tylko i wyłącznie dla Jenny, jasne?- Znowu kiwnęłam głową.- A teraz spójrz mi w oczy. - Zdziwiona wykonałam polecenie mamy. Zobaczyłam w nich przez moment niską, krępą kobietę. To pewnie była Jenny. Potem zobaczyłam przez ułamek sekundy migającą mi twarz taty i kogoś zamazanego. Następnie usłyszałam krzyk i śmiech. Obudziłam się cała zlana potem. Z zamkniętymi oczyma zaczęłam głośno oddychać, żeby się uspokoić. Nigdy przedtem nie miałam takiego snu. Nie przypominam sobie nawet tej sytuacji. Hmmm... Jakby się zastanowić to pewnie od tej pory potrafię wejrzeć w głąb ludzi. Ciekawe , jak to się stało i dlaczego mama mi tego nie wytłumaczyła. No tak, bo nie zdążyła... Przeze mnie... Czułam, że za chwilę się rozpłaczę. Dobra, koniec jeśli będę to roztrząsać, w życiu się nie pozbieram. To był mój sposób. Zostawiania wszystkiego na później i zajmowania myśli rzeczami typu: "Co sobie dziś upoluję na obiad." albo "Mięso rosomaka jest najlepsze." Wow. Mam myśli jaskiniowca. Brakuje mi tylko maczugi. Chociaż... W sumie mam pałkę.... No dobra nie czas na porównania do neandertala. Skarciłam się. Ułożyłam się ponownie do snu. Nie wiadomo, co czeka mnie jutro. Wstając przeciągałam chwile w obozowisku jak długo się da. Tak wiem, to tchórzostwo, ale czasami to najlepsze wyjście. Przypomniałam sobie o tej nocy. Dobra tym razem będzie inaczej. Zebrałam swój skromny dobytek i wyruszyłam w drogę. Byłam pełna obaw, ale i nadziei. Może w końcu znajdę w życiu swoje miejsce. Zastanawiałam się tylko, jak tam podejść. Podkraść się pod bramę? Nie, lepiej tam iść tak, żeby mnie zauważyli i nie uznali za wroga. A jeśli zaczną strzelać... To cóż, mówi się trudno, zawsze próbowałam. Po kilku minutach szybkiego marszu spojrzałam się za siebie. To co tam spostrzegłam upewniło mnie w decyzji i nieznacznie przyspieszyłam kroku stąpając ostrożniej i tak cicho jak się dało. Za mną na brzegu lasu węszył ogar. Gdy dokładnie mu się przyjrzałam dostrzegłam, że utyka na jedną łapę. No super... Teraz nawet ogara porządnie zabić nie potrafię. To ten sam, który mnie wtedy dziabnął. Jestem pewna. Spojrzałam przed siebie. Ok, jestem dość blisko zabudowań. Byłam wyczulona na najmniejszy szelest za mną. Jeśli coś usłyszę, po prostu pobiegnę. Teraz starałam się zachować względny spokój. Idąc tak próbowałam wyglądać na pewną siebie, jednocześnie wszystkie mięśnie miałam napięte jak struny; przygotowane do ucieczki. Gdy podeszłam pod wielką, metalową bramę wzmocnioną dodatkowo kratą z zewnątrz, odetchnęłam z ulgą, ale zastanawiałam się, co mam zrobić teraz. Aż nagle wrota zaczęły się otwierać a za nimi w szeregu stało 14 typa. Wow. Doceniają mnie. Stali po 7 osób w półokręgu. W moją stronę wycelowali dzidy. Hmm... Nigdy nikt mnie tak nie witał.
- To się nazywa gościnność.- powiedziałam z przekąsem, łapiąc się pod biodra. Oni stali zmieszani widząc, że nie trzymam żadnej broni. Mieli zapewne jakiegoś przełożonego i czekali na rozkazy. Nie widziałam w żadnym z nich lidera. Widocznie ten wysłał swoich podwładnych, a sam się nie raczył pojawić. Typowe... Nagle za mną usłyszałam trzask. Szybko się odwróciłam i zobaczyłam pędzącego w moją stronę ogara. No świetnie... Tylko tego brakowało. Szybko się do nich odwróciłam.
- Wpuścicie mnie czy nie? Decyzja teraz albo wszyscy zginiemy.- pokazałam na ogara za sobą. Spojrzałam na ich przerażone twarze.- Czy wy w ogóle wiecie jak z tym walczyć?- pokręcili niepewnie głowami.
Palnęłam się w czoło. Też mi wybawiciele. Nagle jeden wystąpił z szeregu i dobywając miecza, powiedział:
- Nie lękaj się! Ja cię obronię!- Nie mogłam się powstrzymać. Wybuchłam śmiechem.
- To miłe z twojej strony chłoptasiu, ale czy ty wiesz chociaż jak się zabija ogara? I czy wiesz na jakiej one zasadzie działają? - spojrzałam pytająco. Ten stał lekko zmieszany. Ech... Z kim ja pracuję. Kiedy w walce nie zabije się ogara, tylko poważnie  zrani on wróci dwa razy silniejszy. Podła ta natura. Zero szans przeżycia. Nie znam osoby ani o takiej nie słyszałam, która potrafiłaby przeżyć drugie spotkanie z tą bestią.
- No właśnie. Dzięki za chęci, ale przesuń się i daj działać profesjonaliście.- Wykonał polecenie bez szemrania. Ach, a myślałam, że wytrzyma dłużej. Szybko obróciłam się przodem do zagrożenia, wzięłam swój najdłuższy sztylet do lewej ręki, a w prawą chwyciłam niezawodny kij. Tylko mnie nie zawiedź Karmelku. Odbiegłam od bramy, żeby mieć większą przestrzeń i nie wpuścić go do środka. Spojrzałam się szybko za siebie. Ja nie mogę, co za idioci. Nadal stali w miejscu czekając na widowisko. Jeśli ogar mnie wyminie i pobiegnie tam, będzie po nich. Ścisnęłam mocniej sztylet. Więc mnie nie wyminie. Zapewniłam się i ruszyłam na niego.

Pośród GłuszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz