Rozdział VII

10 3 3
                                    

Zanim otworzyłam oczy zaczęłam rozmyślać nad tamtą sytuacją. Dlaczego ich kojarzyłam? To nie ma sensu. I nagle spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba. Ta kobieta... To przecież moja matka! Jak mogłam jej nie poznać?! Ale w takim razie... Cholera ja mam brata! Zaczęłam łapczywie brać oddech. Nie dbałam w tej chwili o to, gdzie jestem. Dlaczego ja nie miałam pojęcia, że mam brata? Dlaczego?! Dobra. Muszę się uspokoić. Wdech... Wydech... Wdech... Wydech... To się prawie skończyło atakiem paniki. Nie miałam ich już od dawna. No dobra. Więc muszę teraz sobie to wszystko na spokojnie przemyśleć. Od początku. Wzięłam jeszcze jeden głęboki oddech. Mam brata...

Poczułam wściekłość na mamę, że nic mi nie powiedziała. Znowu zaczęłam czuć brak powietrza. Dobra, nie tędy droga! Znowu... Wdech... Wydech... Zabierzmy się do tego od innej strony. Tych 2 typków. To jakaś inna rasa. Ewidentnie mama ich znała. Tylko skąd? Dobra to potem. Szukali 2 rodzeństwa. Chodziło o jakąś przepowiednię. Znam tylko jedną i nie zgadza się z ilością dzieci. Czuję, że coś mi umyka. Nie wiem jeszcze co. Moje rozmyślania przerwał jęk. Od razu zaczęłam badać środowisko, w którym się znajduje.

Pokój z dziecięcym łóżeczkiem. Znowu. O co chodzi? To jakiś sen? Przeniosłam swój wzrok dalej. W kącie stała szafa. Tuż obok znajdowało się uchylone okno Pośrodku przeciwległej ściany znajdowało się lustro, a tuż przed nim stała dziewczynka.

Była łudząco podobna do chłopca. Miała długie, brązowe włosy sięgające do pasa starannie zaplecione w warkocz. Jest tak podobna do mojej mamy. Miałam uczucie deja vu. Palnęłam się w czoło. To przecież ja. Tylko młodsza. Najpierw nie poznałam własnej matki, a teraz siebie. Co ze mną nie tak? Z zaciekawieniem zaczęłam się sobie przyglądać. Stała, a raczej stałam przed lustrem jakbym na coś czekała. Nie pamiętam tej sytuacji. Zanim się obejrzałam podeszłam do niej i zaczęłam się nam przyglądać. Te same długie włosy zaplecione w warkocz. Jej zarzucony na tył, a mój na lewy bok. Niby ta sama postawa, lecz moja była trochę bardziej spięta.  Jej jasne, zielone oczy okolone były długimi rzęsami.  Spojrzenie wyrażało dobroć, podczas gdy moje całkowite skupienie i smutek. Moje rysy były zdecydowanie twardsze niż jej czy też matki. Miałam na sobie przetarte, podziurawione, czarne rurki z wysokim stanem. Kochałam je. Szara podkoszulka wpuszczona była w spodnie. Na sobie miałam za dużą, męską skórzaną kurtkę. Również czarną. Moimi butami były nieśmiertelne, długie, sznurowane glany. Oczywiście czarne. Spojrzałam na dziewczynkę. Nienagannie ubrana w jeansy i białą koszulkę. Na nią zarzuciła kraciastą koszulę. Wyglądałam przy niej jak bezdomna.
Moje rozmyślania przerwało wejście mamy do pokoju.

- Skarbie...- powiedziała z wyrzutami sumienia wypisanymi na twarzy. Widać było ślady łez na policzkach.

- Mamusiu, a gdzie jest Joni?- spytała dziewczynka. Yyyyy... To znaczy spytałam.

- Gwiazdeczko... Tak mi przykro...- powiedziała bezradnie kobieta. Dziewczynka miała łzy w oczach.

-To samo mówiłaś kiedy tatuś nie wrócił. Co się stało mamusiu? Joni już nie przyjedzie? Wiem, że mówiłaś, że nie możemy się tyle spotykać, ale miał przyjechać! Gdzie mój Joni?! - zaczęła (nie wróć! zaczęłam) histeryzować

- Skarbie... To moja wina. Tak strasznie mi przykro.

- Chcę do mojego braciszka! Gdzie jest mój braciszek?!- zaczęła łkać. Kobieta zaczęła poważnieć, ale wyglądała jakby nienawidziła się za to, co musi zrobić.

- Córeczko... On nie wróci. Rozumiesz? Nie możesz marnować życia na łzy. Johny cię kocha. Nie chciałby żebyś płakała, tak? -dziewczynka skinęła lekko głową powstrzymując się od płaczu. Kobieta wyraźnie odetchnęła.- Posłuchaj mnie. Wiem, że jest ci ciężko, ale pamiętaj...

Pośród GłuszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz