Rozdział III

18 3 1
                                    

Gdy ogar był już dość blisko ustawiłam się w lekkim rozkroku lewą nogą do przodu, aby mnie nie powalił zbyt łatwo. Moja taktyka to: odepchnięcie kijem najbardziej niebezpiecznych części zwierzęcia i przy odrobinie szczęścia pchnięcie sztyletem. To się nazywa improwizacja. Skoczył wysoko ponad mną i stwierdziłam, że pewnie uznał osadę za lepszy cel. Przełączyłam się w swój tryb bojowy. Teraz byłam tylko ja i bestia. Szybko cięłam sztyletem w podbrzusze ogara. Zaskowyczał z bólu i obrócił się w locie w moją stronę. Właśnie o to chodziło. Zaszarżował na mnie wściekły. Zamachnął się na mnie łapą. Odskoczyłam, ale o chwilę za późno. Zdążył zachaczyć pazurem moją nogę. Przeszła mnie fala bólu. Kiedy poczuł zapach krwi stał się jeszcze bardziej zawzięty. Tak samo jak ja. Co chwila przyskakiwał do mnie, a ja odsuwałam się i cięłam na odlew Karmelkiem. Często trafiałam, ale nie tak, by go zabić. W pewnej chwili skoczył na mnie mocniej. Nie zdążyłam zareagować i łupnęłam o ziemię. Zadzwoniło mi w zębach. Upadając automatycznie zgięłam kolana, by szybko się przetoczyć do tyłu. W tej samej chwili ogar na mnie skoczył, a ja wykorzystując siłę jego pędu odbiłam się z nim i już po chwili to ja trzymałam go przy ziemi. Już miałam przebić go ostrzem, kiedy usłyszałam dopingujące okrzyki i zdekoncentrowałam się. Przypłaciłam  to przeoraniem ręki pazurami. Zasyczałam z bólu i szybko odskoczyłam. Patrzył na mnie przenikliwie swoimi ślepiami. Sprawdzał, którą stronę mam mocniejszą. Wtedy wpadłam na genialny plan. Było to bardzo ryzykowne, ale nie widziałam innego wyjścia. W końcu opadłabym z sił. Przechyliłam się prawie niedostrzegalnie i lekko rozluźniłam mięśnie z lewego boku, żeby pokazać tam niby moją słabość. Przez chwilę widziałam w jego ślepiach błysk. Złapał przynętę. Zamarkowałam cios w jego szyję, odsłaniając jednocześnie lewy bok. Od razu rzucił się tam ze szczękami myśląc, że popełniłam błąd. Szybko skierowałam sztylet tam, gdzie była jego łapa. Wyłapał ten ruch i zauważył, że jest w pułapce. Jednak za późno, a więc postanowił zabrać mnie ze sobą na tamten świat, bo wgryzł się w mój bok. Poczułam spazmy bólu rozchodzące się po organizmie. Chciał go wyrwać, ale nie zdążył, bo już tkwił w nim sztylet. Zaczął opadać bezwładnie z zaciśniętą na mnie szczęką. Szybko złapałam go w pasie, aby nie spadł razem z kawałkiem mojego ciała. Był strasznie ciężki. Nie zważając na ból, powoli kucnęłam razem z ogarem,mstarając się nie zmieniać ustawienia jego szczęki. Kładąc go na ziemi poczułam pogłębiający się ból. Wyciągnęłam najmniejszy sztylet i powoli zaczęłam rozwierać jego paszczę, co chwila sycząc z bólu. Tylko ja mogłam wymyślić taki plan. Gdy skończyłam dostrzegłam ogrom obrażeń. Wgryzł się mocniej niż myślałam i traciłam sporo krwi. Zamachnęłam się ręką do tyłu w poszukiwaniu plecaka. No tak, zostawiłam go z nimi. Hahaha, ale śmiesznie, jeśli mi go nie oddadzą wykrwawię się. Idąc tam mogę się wykrwawić. A oni stoją tam i się patrzą jak ostatni idioci!!! No dobra z tym wykrwawieniem może przesadziłam. No ale kurde. Stać tam i patrzeć jak człowiek krwawi? Przyglądać się jak słabnie ich wybawiciel? No dobra... Tu też mogłam przesadzić w sumie to ja im te kłopoty sprowadziłam.. Ale mimo wszystko. Co z tymi ludźmi jest nie tak?! Zapomnieli jak trzeba się zachować? Któryś powinien tu wybiec i nieść mnie w ramionach (co najmniej). Ech i gdzie się podziały maniery. Zaczęłam się chwiejnie podnosić. Spojrzałam na nich. Serio? Nadal nic? Zdjęłam ostrożnie top, aby uciskać nim ranę i zaczęłam do nich podchodzić. Myślałam, że oczy im wyjdą z orbit. Kiedy spojrzałam na jednego widziałam w jego myślach rosnące pożądanie. Skrzywiłam się. Spojrzałam na innego. Uhh... Tam są jeszcze gorsze rzeczy. Popatrzyłam na wszystkich i wszędzie dostrzegłam to samo. Zaczęli do mnie podchodzić, pewnie, żeby zaoferować pomoc. Ja nie wierzę w to, co się dzieje. Hm. Przed chwilą działo się wiele rzeczy. Podsumuję ich reakcje. Wbił do nich człowiek proszący o pomoc. Zero reakcji. Biegła na nich bestia. Zero reakcji. Drobna dziewczyna zabiła w pojedynkę ogara na ich oczach. Zero reakcji. Widać, że dziewczyna jest poważnie ranna. Hmmm... I co tutaj? ZERO REAKCJI. Dziewczyna zdejmuje koszulkę, i co? Nagle wszędzie poruszenie. Wszyscy chcą być jak najbliżej. Ech, rzygać mi się chce jak na nich patrzę. I to dosłownie. Nie mogę na nich patrzeć nie patrząc im w oczy.
- A teraz możecie mi podziękować za widowisko, łaskawie oddać mi plecak i zobaczymy się później ok? Może jutro.- poczułam kolejny spazm bólu.- A może trochę później.
Oni jednak nie zamierzali odchodzić zamiast tego patrzyli na mnie pożądliwym wzrokiem chłonąc widok. Wiedziałam jednak, że nic mi nie zrobią. Spojrzałam więc w lewo szukając wzrokiem plecaka, bo czułam, że krwawię mocniej i szybko muszę to opatrzyć. Usłyszałam dźwięk kroków z prawej. Obejrzałam się i dostrzegłam nadchodzącego chłopaka. Kiedy na mnie spojrzał, od razu przystąpił do biegu. Ach, pewnie kolejny oszołom. Jednak on rozepchał tłumek robiący się wokół mnie, podbiegł i nie pytając o nic po prostu delikatnie, aczkolwiek stanowczo złapał mnie w pasie jednocześnie dociskając materiał tak, że nie musiałam go trzymać. Nie robił tego pożądliwie, bardziej opiekuńczo i troskliwie. Oparłam się o niego wykorzystując go jako podporę. Naprawdę zaczęłam tracić siły. Zerknęłam na koszulkę. Cała czerwona.
- Czy was wszystkich powaliło?! Zamiast jej pomóc wpatrujecie się w nią jak w mięso!!- wykrzyczał wściekle trzymający mnie brunet.
- A ty to niby co? Bohater się znalazł. Od razu położyłeś na niej łapska!!- odparował mu blondyn, który wcześniej udawał rycerza. Brunet już miał coś powiedzieć, ale mu przerwałam:
- Ja tu jestem jakbyście nie zauważyli!- powiedziałam ironicznym głosem.
- Przepraszam. Zabiorę cię do środka. Tam cię opatrzymy.- Już zaczął mnie prowadzić, ale stawiłam opór. Zabolało mnie to i syknęłam z bólu.
- Chyba nie sądzisz, że pójdę tam w takim stanie?!- spytałam sarkastycznym głosem.
- Dlaczego niby nie?
- Hmm... Zastanówmy się. Po pierwsze oni gapią się na mnie jak na mięso, jak sam zauważyłeś.- zaczęłam wyliczać- Po drugie skąd mam mieć pewność, że nie przegrzebiecie mi plecaka i nie zabierzecie broni? Po trzecie nie będę przebywać przy ludziach, których nie znam nie mogąc się bronić.- dokończyłam westchnieniem i skrzyżowaniem rąk, co skończyło się kolejną falą bólu, ale nie dałam tego po sobie poznać. Komizm polegał na tym, że ciągle się o niego opierałam, choć teraz już tylko częściowo. Miałam zbyt miało sił, by ustać o własnych nogach na zbyt długo. W tym czasie brunet mierzył mnie spojrzeniem, więc dla efektu już miałam się od niego odsunąć, ale mnie przytrzymał.
- No dobra.- westchnął zrezygnowany. Uśmiechnęłam się triumfalnie.- Ale idę z tobą i wrócimy tutaj. - Naraz mój uśmiech przygasł.
- Co?! Nie możesz!
- Jeśli ty możesz to i ja mogę.
- Nie!- huknął jakiś głos- Ty nie możesz.- Szybko obejrzałam się w stronę, z której dobiegał głos. Stał tam starszawy jegomość. A obok niego.. Werble proszę. Złotooki chłopak. No to po mnie. Przemknęło mi przez myśl.- Znasz zasady.- Poczułam jak podtrzymujący mnie brunet zesztywniał. Przełknął ciężko.
- Tak znam.- Złotooki uśmiechnął się
- No właśnie. Więc pójdzie z nią Jessie.- Złotooki już ruszał w naszą stronę. Zadrżałam. Trzymający mnie brunet nieznacznie zacieśnił uścisk.
- On na pewno ze mną nie pójdzie!- rzuciłam gniewnie. Na co staruszek roześmiał się jakbym nie miała nic do gadania. Oburzyłam się.
- Pójdzie, pójdzie. Potrzebujesz pomocy. Sama nie dasz tam rady. Nie w takim stanie. Rozumiem też twój punkt widzenia, więc pozwolę ci odejść.
- Przecież sama mogę o sobie decydować, wiesz? I napewno nie chcę iść z nim. Ani z nikim innym.- dodałam szybko, żeby Jessie nie pomyślał, że go nie lubię. Chociaż gardzę nim nawet bardziej niż Chesterem, a tego tutaj znam zaledwie z widzenia.
- Sama raczej nigdzie nie odejdziesz. A zostać tu też nie chcesz. Kłócąc się w nieskończoność po prostu tracisz cenny czas. Więc oto moja propozycja. Zabierasz ze sobą Jessiego. On ci pomoże. A żeby mieć pewność, że wrócisz musisz zostawić tu sztylet. Nikt oprócz mnie go nie dotknie.- zmrużyłam oczy.
- Dlaczego niby mam ci wierzyć?
- A komu innemu?- Na myśl o tak długim czasie z Jessim skręcało mnie od środka i przeszedł mnie dreszcz. Ale nie mam wyjścia.
- No dobra niech ci...-  Zaczęłam  się poddawać.
- Nie! Ja z nią pójdę. Znam zasady. Zostanę strażnikiem, a to uznaj za mój test. I tak musiałbym tam pójść na próbę. Ta będzie nawet większa. - powiedział z goryczą. Wszyscy wstrzymali oddech.
- Dobrze, niechaj tak będzie. Ale ona musi zdecydować.- triumfalnie uśmiechnął się staruszek. A to oszust. To był od początku jego plan. Zdziwiło mnie jednocześnie postępowanie bruneta. Dla mnie zrobił coś całkowicie wbrew sobie, chociaż nawet nie zna mojego imienia. Powinnam go odtrącić i zabrać Jessiego. Ale prawda jest taka, że za bardzo się go boję. Jak i tego co mógłby tam ze mną zrobić. Zerknęłam w jego oczy. Przełknęłam ciężko. Zdecydowanie nie chcę z nim iść.
- Wybieram jego- Oznajmiłam bardziej wtulając się w bruneta. Niedługo stracę przytomność od utraty krwi. Niech się pospieszą.
-Dobrze więc proszę podaj mi ostrze.- Oddałam mu jeden z moich sztyletów. Kiedy mu go podawałam, on pokręcił głową.
- Nie ten, ten którym walczyłaś. Po tamten napewno wrócisz.- Na myśl i oddaniu Karmelka skręcało mnie w dołku. Nie miałam siły się jednak kłócić i on o tym wiedział. Ostatni raz pogładziłam ostrze i podałam mu je. Teraz muszę wrócić.
- Dobrze, a teraz lepiej już idźcie.- Rzucił do bruneta mój plecak. Nawet nie zauważyłam, że go ma. Może tu wcale nie ma tak słabej ochrony.
Brunet okręcił się ze mną delikatnie w stronę głuszy i wyruszyliśmy. Obejrzałam się za siebie. Jessie cały stężał. Ewidentnie nie podobała mu się sytuacja. Kiedy wrócę będę miała niezłe kłopoty. Kiedy doszliśmy do skraju głuszy ja pokazałam mu gdzie iść. Nic nie mówiąc po prostu szedł. Ja traciłam bardzo szybko siły. Kiedy poczułam, że zaraz zemdleje zdążyłam jedynie powiedzieć: szałwia. Jedyne zioło, które może mi pomóc. Nie wiem czy je odnajdzie, nie zdążyłam mu powiedzieć nic więcej, bo zapanowała ciemność.

Pośród GłuszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz