Rozdział VI

10 3 2
                                    

Poczułam powiew powietrza zbliżający się w kierunku Chestera. No tak. To on jest największym zagrożeniem, bo ja próbowałam być niezdarna, a Matt... To Matt. Niewiele myśląc odepchnęłam Chestera jak najdalej mogłam, aż wywrócił się i uderzył plecami o ziemię. Poczułam straszny ból rozlewający się po ciele. Nigdy nie czułam niczego gorszego. Co cię nie zabije, to cię wzmocni mawiają. Gówno prawda! Nibira myślała, że jestem tak samo rozkojarzona jak on. Błąd żółtodzioba. Widząc jaki ma pęd wystawiłam rękę, na którą się nadziała i upadła. Szybko rzuciłam się za nią wyciągając sztylet. Wszystko bolało jak cholera. Czyli gorzej nie będzie, przeszło mi przez myśl. Przyszpiliłam ją na chwilę do ziemi, a widząc, że zaraz mnie zrzuci wbiłam sztylet po rękojeść w jej przedramię przybijając ją tym do ziemi. Zasyczała z bólu. Zrzuciła mnie po chwili i mimo jej szybkości Chester już był na niej przelotnie mnie dotykając i wyciągając mój drugi sztylet. Skąd on wiedział, gdzie go trzymam?! Wiłam się po ziemi w agonii starając się okazywać jak najmniej słabości. Moim ciałem targały spazmy bólu. Spojrzałam na walczących. Ona zaraz go zrzuci. Wtedy po nas. Zbierając całą silną wolę jaką miałam zaczęłam się podnosić. Ból zwiększył się jeszcze bardziej, a myślałam, że to już niemożliwe. A jednak. Kiedy stałam już w miarę prosto Nibira zrzuciła Chestera. Nieźle ją poharatał. Tak samo jak ona jego zresztą. Rzuciłam się na nią od razu. Długo jej nie powstrzymam przed wstaniem. Rozejrzałam się przelotnie. O nie. Rzuciła Chestera na kamień. Zemdlał. Wolne żarty! Obok niego leżał mój sztylet.
-Matt, broń!- krzyknęłam do bruneta zdzielając łokciem twarz Nibiry. Zaczęłam słabnąć. Skupiłam się na napieraniu na jej górne partie ciała, bo dzięki skrzydłom ma je silniejsze. Nogami cały czas mnie kopała i próbowała zrzucić. Matt zaczął podbiegać do mnie z bronią. Nie miałam rąk, żeby ją wziąć. Szybko podjęłam decyzję, co uwolnić. Padło na jej rękę przyszpiloną do ziemi. Podnosząc swoją dłoń poczułam przeorywanie pazurami mojego boku i cios w żebra. Nagle wychyliła szyję i wgryzła się w moją dłoń. Cholerny krwiopijca. Puściłam ją drugą ręką. Wyrwałam sztylet z jej przedramienia, które od razu zaczęło się goić dzięki mojej krwi. Wbiłam go w bok jej szyi. Puściła moją rękę, a ja od razu przywaliłam nią w jej twarz pięścią. Miała wysunięte kły, które wypadły gdzieś na bok. Zrzuciła mnie jednocześnie wstając. Nie zważając na mroczki zaczynające się pojawiać przed moimi oczami z powodu bólu i utraty krwi wstałam. Zamierzyła się na Matta. Wyciągnęła już sztylet i odrzuciła go gdzieś na bok. Szyja już zaczęła się zasklepiać. Cholera. Mam niezłą krew. Najwyraźniej uznała, że nie stanowię już zagrożenia. Nie miałam nic ostrego, jedynie paznokcie. Kiedy zamierzała na niego skoczyć rzuciłam się jej na plecy. Wybrałam moment, gdy była już przechylona, aby runęła na ziemię. Tak też się stało, tylko że to ja wylądowałam na ziemi, a ona na mnie. Uśmiechnęła się szyderczo i zaczęła przybliżać się w stronę mojej szyi. Zaczęłam się wiercić i wyrywać. Nagle poczułam coś przesuwającego się w bucie. Sprężynowy nóż! Muszę tylko dobrze wymierzyć. Może otworzy się i w nią trafi. Oby. Poruszyłam się tak, aby przesunął się nieco wyżej. Spojrzałam w bok i zobaczyłam przerażonego Matta wytrzeszczającego oczy. Po drugiej stronie leżał nieprzytomny Chester. No i to byłoby na tyle jeśli chodzi o moich bohaterów. No cóż, przecież to nie jest tak, że ja tu tracę krew, nie mogę jasno myśleć przez pulsujący ból z zatrutej rany, a ich sparaliżował strach i kamień (sarkazm). Kobiety mają przecież zwiększony próg bólu... No ale nie aż tak! W sumie musi to komicznie wyglądać. Dziewczyna cała we krwi (jak sądzę) mocująca się z jakimś mitycznym potworem, 2 metry dalej na kamieniu leży sobie nieprzytomny facet i kulminacyjny moment.... Pół metra od nich stoi przerażony chłopak z nożem w dłoni i nie wie co robić. Ech, przynajmniej ten nóż podniósł. Po tym rachunku sumienia zaczynam stwierdzać, że nie ma już po co się bronić. To nic nie da. W ostatnim geście rozpaczy wygięłam nogę i ku mojemu zdziwieniu sięgnęłam noża. Spojrzałam na stwora. Napawał się swoim zwycięstwem, dlatego jeszcze mnie nie wykończył. O nie! Ja tak prędko tego świata nie opuszczę! Kiedy Nibira zobaczyła, że na nią patrzę zaczęła się przybliżać chcąc wykończyć mnie rozszarpując gardło. Mimo tego, że to potwór miała czelność patrzeć się na mnie, gdy uchodziło ze mnie życie. Sadystka! Szybko przeanalizowałam swoją sytuację. Mam jedną szansę, żeby dobrze wbić nóż. Drugiej nie będzie. To musi być jakiś słaby punkt. Jednocześnie nie może go zbyt szybko wyjąć. Cholera ja nic o niej prawie nie wiem. A trzeba było słuchać mamy! Zaczęłam odrobinę panikować. Nagle przypomniały mi się jej słowa: "Głęboki wdech, zdystansuj się, oceń i atakuj." Wzięłam głęboki wdech. Znowu starałam się spojrzeć na to z pozycji obserwatora. Przygniata mnie całkowicie, ale uda mi się wykonać szybki ruch ręką. Wyznaczyłam cel i już po chwili zaatakowałam. Nóż wbił się jej prosto w kręgosłup pomiędzy skrzydłami. Zawyła boleśnie i od razu mnie puściła. Odepchnęłam ją od siebie. Rzuciłam się od razu po najbliższy sztylet i ostatkiem sił wbiłam sztylet po rękojeść w skroń Nibiry.
Po chwili adrenalina zaczęła opadać i poczułam, jak tracę przytomność. Podczas upadania poczułam jak ktoś mnie łapie. Nagle się obudzili. Moi bohaterzy!
Obudziłam się leżąc na jakimś prowizorycznym posłaniu. Było ciemno. To na czym leżałam było bardzo ciepłe. Czułam się o wiele lepiej. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to na czym leżę, a raczej znajduje się moja głowa, miarowo podnosi się i opuszcza. Przełknęłam ślinę i podniosłam powoli wzrok, by zobaczyć wyraźnie zarysowane kości policzkowe. Chester. Wyglądał uroczo, gdy spał. 

Pośród GłuszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz