Czułam jak ktoś bardzo delikatnie mnie niesie. No nie... Najpierw mdleję 2 razy, a teraz jeszcze mnie niosą. Co się ze mną dzieje do cholery?! Czas się ogarnąć! Najpierw trzeba ocenić sytuację.
Więc po pierwsze: Kto mnie niesie?? Po drugie: Gdzie znowu do cholery jestem?
Po trzecie: Dlaczego słyszę jak idą dwie, a nie jedna osoba?
Coś tu jest ewidentnie nie tak. Narazie nie powinnam otwierać oczu dopóki nie ocenię sytuacji. Więc od początku... Ten, kto mnie niesie ma zimne ręce. Stąpa bardzo cicho. Pewnie byłby niesłyszalny, gdyby mnie nie niósł, więc to napewno nie Matt. Więc, gdzie on jest?! Zaczęła mnie ogarniać panika. Walnęłam sobie mentalnego kopniaka w myślach. Nie czas na panikę. Teraz trzeba ocenić drugiego. Słyszałam, że szedł dość głośno i chaotycznie. To chyba Matt. Ten pierwszy musi być Alfą. Dziwne, ewidentnie stara się mną nie poruszać, żeby nie naruszyć ran. O co chodzi?! To sen, czy co? Postanowiłam szybko zerknąć na niosącego mnie. O cholercia... To.. to ... Chester?!!! Ja już nic nie rozumiem. Teraz to mam już strasznego mindfucka. Chyba że, w końcu może postanowił ze mną skończyć.
- Tutaj będzie dobrze.- powiedział Chester. Niedaleko słyszałam strumień. Czy on chce mnie utopić? W takim razie, po co mu Matt. Czułam, jak Chester zaczyna kucać, aby mnie prawdopodobnie położyć. Nie zamierzałam czekać na to, co będzie. Szybko wyrwałam się, od razu przetoczyłam się w bok. Wyciągnęłam sztylet i przycisnęłam go do szyi Chestera. Całą akcję przypłaciłam spazmami bólu targającymi moimi wnętrznościami.
- Spokojnie!- krzyknął Matt. Co za idiota. Ratuję nam tyłki w tym momencie.
- Przymknij się debilu. I gadaj, jak do tego doszło! - Dziwne, ale Chester nie próbował się wyrywać. Hmm... Wystarczy jeden jego ruch, a przecież polecę w bok, on pozostanie bez zadraśnięcia.- Dlaczego bratasz się z wrogiem, ty baranie?! W ten sposób zginiemy!!- Matt stał tylko ze zwięszoną głową. Nim zdążyłam zareagować Chester odebrał mi nóż dokładnie tak, jak myślałam. Teraz widzę swój błąd. Polecę na zraniony bok. Będzie bolało. W duchu przygotowałam się już na spotkanie z ziemią, ale ktoś mnie złapał. A raczej nie ktoś, tylko Chester. Zrobił to tak delikatnie, że prawie tego nie poczułam. Mimo, że już byłam bezpieczna, on dalej mnie trzymał.
- Puszczaj do cholery!- zaczęłam się wyrywać. Bolało jak diabli i mimowolnie syknęłam z bólu. On poluzował uścisk, abym się tak nie raniła i prawie spadłam, ale znowu mnie złapał. Przez chwilę, gdy mnie nie trzymał zrobiło mi się strasznie zimno.
- Przestań, skończona idiotko!- powiedział Chester.
- Niby dlaczego?!
- Musimy z nim współpracować, inaczej zginiesz.- powiedział Matt
- Zginę, jeśli będziemy z nim współpracować!- Normalnie postradał rozum. Znowu zaczęłam się wyrywać nie zważając na ból
- Już byśmy bez niego zginęli.- powiedział cicho.
- Jak to?!- spytałam zdezorientowana.
- Obiecaj, że przestaniesz się wyrywać i pozwolisz mu się trzymać.- już miałam odmówić, ale już totalnie nic nie rozumiałam.
-Ok.- westchnęłam.
- No więc nie mam pojęcia od czego zacząć.
- Ech, ja jej to powiem.- powiedział Chester.- Posłuchaj. Jestem twoim Tropicielem.- Zaczęłam wszystko powoli przetwarzać. On jest moim TROPICIELEM. Kimś, kto został powołany, by zabić określonego Niezłomnego. Mnie. Znowu zaczęłam się wyrywać. Przytrzymał mnie mocniej.- Och, skończ wreszcie. Posłuchaj do końca. Potem będziesz się wyrywać.- Poczułam jak nogi się pode mną zapadają. Moim Tropicielem jest Alfa. Alfa, która jest cholernie potężna + ma teraz moce Tropiciela. Dziękuję losie, lepiej być nie może. Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież Tropicieli posyła się tylko do najniebezpieczniejszych Niezłomnych. Ja nawet nie sądziłam, że się do nich zaliczam. Myślałam, że jestem bardziej jakąś Samowystarczalną czy coś. Hierarchia jest spora. Wzięłam głęboki oddech.
- Więc jesteś moim...- przełknęłam.- TROPICIELEM.
- Tak, ale nie pierwszym.
- Jak to nie? To mam ich więcej. Przecież to niemożliwe.
- Powiedziałem, że nie jestem pierwszym, bo on nie żyje.
- Co? Ale w takim razie co?! Kto?? Jak???
- Odpowiadając na twoje pytania. Po pierwsze: to, co słyszysz. Po drugie: to był ogar. Po trzecie: ty go zabiłaś. Po czwarte: pod osadą. I jeszcze jedno. Chyba wiesz, co mogą Tropiciele.- Powoli zaczął docierać do mnie sens jego słów. Tropiciele mają truciznę. Gdy chociaż zadrasną zostaje się zatrutym. Spojrzałam na ranę. Oo. To mam problem. Załamana oparłam się o klatkę piersiową Chestera i częściowo się w nią wtuliłam. Poczułam się lepiej. Nie dbałam już o to, kim dla mnie jest. Miałam to gdzieś. Chester chyba też, bo zaczął kręcić uspokajające kółka na mojej dłoni. Wiedziałam, że jestem zatruta. Spojrzałam w górę. Jest chyba koło 11. Czyli zostało mi jakieś 12 godzin. Potem umrę. Jeśli będę cały czas w jakiś sposób dotykać Chestera nie umrę w męczarniach. Nie wiem co gorsze.
- Jest odtrutka.- powiedział Matt. Spojrzeliśmy na niego zdziwieni.
- Jaka? - spytałam nagle pełna nadziei.
- Kiedyś znalazłem taką jedną książkę i... Och, zresztą nieważne. Nie ma na to czasu. Potrzebujemy krwi Tropiciela, ogara, Alfy i... - przełknął ciężko.- pióro Nibiry.
- Co?! Ale to jest nie do zrobienia. To jest...- chciałam powiedzieć niemożliwe, ale Chester położył mi palec na ustach.
- Nic nie jest niemożliwe, jeśli ja tu jestem kotku.- mrugnął do mnie.
- Czyli zamierzasz nam pomóc? I w ogóle stop! KOTKU?! -spytałam zdziwiona i rozzłoszczona.
- Odpowiadając na twoje pytanie, KOTUŚ. Nie pomagam wam i tak zupełnie bez powodu cały czas tu jestem, a ty żyjesz.- odparł sarkastycznie gładząc mnie jednocześnie po policzku. Od razu strąciłam jego rękę z rządzą mordu w oczach. Dobra, chce się zabawić. To się zabawimy.
- Woooow, nie znałam cię od tej strony MISIU- zaakcentowałam ostatnie słowo.
- No dobra nie traćmy czasu. Krew Tropiciela i Alfy już mamy. - powiedział Matt nie wiedząc co myśleć o naszym zachowaniu.
- Jak to? Kiedy wy..?
- Czy ta trucizna działa ci na mózg? Przecież jestem Tropicielem i Alfą kotku.
- I zamierzasz dać mi swoją krew misiu?- spojrzał na mnie jak na głupią.
- A jak inaczej zamierzasz ją szybko zdobyć?
- No dobra, ale nie sądziłam, że zechcesz misiu.- dodałam tylko gładząc go po klatce piersiowej, na co on spojrzał na mnie srogo.
-Niby dlaczego? Według ciebie jestem aż takim wielkim ku...
- Nie kończ swojej myśli.- przerwałam mu.- No dobra, więc krew ogara nie będzie wcale trudno znaleźć. Więc pozostaje Nibira. Tylko jak my mamy to do cholery zdobyć? Przecież to Hybryda.
- W życiu jej nie pokonamy.- zgodził się Chester. Nagle wpadłam na genialny pomysł.
- Oj tam zaraz pokonać. Wystarczy przecież piórko. Wystarczy je jedynie znaleźć i ujść z życiem, czyż nie?
- A czy wiesz może, jak to zrobić?
- Wystarczy jej leże. Na bank są tam pióra. - Chester spojrzał na mnie z powątpiewaniem, ale nie miał lepszego planu. Westchnął.
- Wiem, gdzie jest jedno. Dosyć niedaleko. Pospieszmy się.
Szliśmy dosyć szybko. Ja wspierałam się na Chesterze albo trzymałam jego rękę. Po pewnym czasie przyciągnął mnie do siebie delikatnie, złapał w talii i szliśmy dalej przytuleni. To było bardzo przyjemne o dziwo. Nie rozumiałam, dlaczego to zrobił, ale mogłabym tak zostać na zawsze. Stop, co ja wygaduję ! To Chester! To Chester! Musiałam oprzytomnieć. Ciekawe, jak naprawdę ma na imię... Stoooop!!! Co ja wyczyniam. To Alfa. Teraz trochę oprzytomniałam. Jednak postanowiłam cieszyć się chwilą. Wtuliłam się w niego mocniej i oparłam głowę na jego klatce piersiowej. Szliśmy w ciszy, którą postanowiłam przerwać.
- To jak znalazłeś tę książkę Matt?- na to pytanie wydawał się lekko skonsternowany.
- A raz byłem w archiwum i tak sobie leżała. Pomyślałem. Napewno ciekawa. No i ją wziąłem. - zaczął kręcić.
- Och, powiedz to. Przecież cię za to nie skażemy.- wziął głęboki oddech.
- Poszedłem do archiwum, bo interesowałem się światem na zewnątrz, a wiedziałem, że pytanie ludzi nic nie da. Ciekawiło mnie, co się dzieje z tamtymi ludźmi. Po co naprawdę nam mur itp. W archiwum znalazłem jakieś zamknięte szafki. Otworzyłem je i znalazłem tam kupę książek i różnych dzienników. Wszystko zakurzone. Bałem się, że zostawię ślady. Już miałem odpuścić i wrócić bardziej przygotowany, ale jedna książka była prawie nie zakurzona więc ją wziąłem i przejrzałem. Dowiedziałem się wielu rzeczy jak na przykład ta odtrutka. Chociaż i tak zapamiętałem tylko składniki. - powiedział na jednym wydechu.
- Chwila moment! Znasz tylko składniki?! - zesztywniał Chester.
- Jakoś to ogarnę.- powiedział niepewnie Matt.
- Do cholery tu chodzi o jej życie!- zaczął sie wydzierać Chester. Wtuliłam się w niego bardziej, żeby go jakoś uspokoić. On przytulił mnie tak mocno jakby nigdy nie miał puścić.
- Jestem pewna, że to ogarniesz Matt.- powiedziałam z przekonaniem, które o dziwo miałam.
- Taa jasne. Jak niby ma to przygotować znając jedynie składniki?!- wybuchł Chester. Skarciłam go wzrokiem i spojrzałam na Matta.
- Da radę.- powiedziałam z mocą- Matt, czy w osadzie uczyłeś się robić okłady z szałwi?
- Nie.- odpowiedział niepewnie.
- A więc jedyne co wiedziałeś to to, że ma być z szałwi?
- Tak. A co, zrobiłem go aż tak źle? - spytał podłamany.
- Nie do cholery zrobiłeś go lepiej niż ja! - na te słowa rozchmurzył się. Chester wciąż wydawał się nieprzekonany, ale ustąpił. Dalej szliśmy w ciszy. Tym razem to nie ja przerwałam ciszę.
- Jak się tu znalazłaś?- spytał Matt.
- A gdzie indziej miałabym się znaleźć?- spytałam ironicznie.
- Och, wiesz o co mi chodzi.- nie chciałam o tym nikomu mówić, przynajmniej jeszcze nie teraz. Nie dam rady przeżyć tej nocy ponownie. Zacisnęłam usta w wąską kreskę.
- A może ty powiesz, jak się znalazłeś w osadzie? - próbowałam zejść z tematu mojej osoby. Matt skrzywił się na to.
- A ty, jak się tu znalazłeś?- spytał Chestera.
- Sam zadaję sobie to pytanie.- mówiąc to, przytulił mnie trochę mocniej. On też wymigał się od odpowiedzi. Najwyraźniej nikt z nas nie jest gotowy, aby poruszać takie tematy. Chciałam już zacząć nowy temat, ale poczułam lekki powiew wiatru. Wiedziałam, że Nibira ma świetny słuch i wzrok. Przynajmniej tak mi mówili. W zasadzie ona ma wszystko lepsze + skrzydła. Gdyby zaatakowała Chester musi być przygotowany. Musiałam go jakoś ostrzec.
- Jak daleko jesteśmy od celu?- spytałam starając się nie okazać zdenerwowania. Jednocześnie nie chciałam powiedzieć leża, żeby nie wiedziała, że tam idziemy.
- Jeszcze jakieś pół godziny marszu.- odparł Chester.- Dlaczego pytasz? Czyżbym ci się znudził, kotku? - powiedział to na wpół żartobliwie, na wpół z goryczą. Nie wiem, co o tym myśleć. A zresztą pomyślę o tym później, najpierw zagrożenie. Poczułam następny powiew tym razem bliżej. Chciałam, żeby Chester na mnie spojrzał czy coś, ale on trwał w zamyśleniu. Musiałam coś zrobić szybko. W jakiś sposób zwrócić jego uwagę. Powiedzieć mu o Nibirze. Tylko jak? Miałam przeczucie, że ona jeszcze ocenia sytuację. Czy stanowimy zagrożenie, czy nie? Oby stwierdziła, że nie. Dobra, czas zacząć myśleć. Nie panikować. Myśleć, nie panikować. Zaczęłam sobie gorączkowo powtarzać. Skup się! Skarciłam się w myślach. No dobra. Ocena sytuacji. Gorzej niż prze*ebane. No to świetna ocena sytuacji. Nie ma co!! No dobra. Wszystko na spokojnie jeszcze raz. Poczułam kolejny powiew. Kurde, chyba stanowimy zagrożenie. Ok, co ja mogę teraz zrobić. Gdybym była a pełni sprawna na spokojnie przyjęłabym ją i ochroniła Matta i Chestera. Ale w tym stanie... Niewykonalne. Ok, więc potrzebny mi Chester. Co może zwrócić skutecznie jego uwagę. I to jeszcze tak, żebym mogła mu coś przekazać. Zacisnęłam uścisk. Nic, jedynie zaczął kręcić kółka na mojej talii. To nawet przyjemne i kojące. Spróbowałam uszczypnąć go w bok. Nie zareagował. Próbowałam niby niezdarnie iść i ustać na jego stopę. Nawet na mnie nie patrząc unikał moich nóg. Spojrzałam na jego mocno zarysowaną szczękę, piwne oczy okolone długimi rzęsami i czoło zmarszczone w skupieniu. I jak to ja, wpadłam na strasznie genialny (czytaj: głupi) pomysł. Lepszego nie znajdę. Odwróciłam się do niego bezceremonialnie przyciągając jego głowę, równocześnie wspięłam się na palce i pocałowałam go w jego pełne usta. Przez zdziwienie nie zareagował od razu. Moim pierwotnym planem było po prostu powiedzenie bezgłośnie na jego wargach o Nibirze. Ale cóż... Ja naprawdę nie powinnam improwizować. Powinni mi tego zabronić. Nie wypaliło z kilku powodów. Po pierwsze, to mój pierwszy pocałunek i chciałam, żeby był choć odrobinę wyjątkowy. No co? Jestem nastolatką, bez względu na sytuację mam prawo marzyć. Więc stwierdziłam, że przecież nic się nie stanie, jeśli przez chwilę pocałuję go na serio i zobaczę, jak to jest. Druga sprawa. Nie sądziłam, że to mi się tak spodoba. Kolejna rzecz, która mnie najbardziej zszokowała. Nie spodziewałam się, że on po chwili zaskoczenia zacznie z namiętnością oddawać pocałunek. Nie mogłam się zmusić żeby to przerwać. Machinalnie zanurzyłam palce w jego gęstych, jedwabistych, kruczoczarnych włosach. Dopiero zdałam sobie sprawę, że już od dawna marzyłam, by to zrobić. Zaczęłam zatracać się w tej chwili. Oczywiście, nie mogło to trwać dłużej. -.- Zbliżający się wiatr oznaczał rozpoczęcie ataku Nibiry.
CZYTASZ
Pośród Głuszy
FantasyJestem Orion. Tak, zgadza się. Dokładnie jak ta konstelacja. I mimo tego co najpierw można pomyśleć- jestem dziewczyną. Dziewczyną, która od 10 lat (prawie 11) błąka się po lesie pełnym zmutowanych przez naturę... w zasadzie wszystkiego. Ziemia zmi...