Harry
– To jak? Jutro do Hogsmeade! – odezwał się rudzielec.
– Ron, przecież Harry nie może jechać. Nikt mu nie podpisze zgody – skrzywiła się Hermiona.
– A Syriusz? On nie może? – wpatrywał się w nas z pytającym wyrazem na twarzy.
– Kolejny raz to nie przejdzie – mruknęła brązowowłosa.
– No błagam, kogo obchodzi jakiś głupi formularz? – spytał rozgniewany.
– Nie przejmujcie się tak, ważne, żebyście się sami dobrze bawili – uśmiechnąłem się delikatnie.
– Harry... – wyszeptała Miona, zamykając mnie w silnym uścisku.
*
*następnego dnia*
– No już, już! Formularz podpisany? Dziękuję, dziękuję. No już! Wsiadajcie. Szybciej, szybciej, bez ociągania! – krzyczała McGonagall.
Podszedłem powoli, trzymając pustą zgodę w ręce. Stanąłem naprzeciw i wyciągnąłem przed siebie dłoń ze złożonym skrawkiem papieru, mając nutkę nadziei, że jakimś cudem się uda.
– Harry, przykro mi. Bez podpisu opiekuna nie możesz jechać. Może innym razem – pokiwała głową i dołączyła do rzędu uczniów.
– Tak, innym razem – powiedziałem bez emocji sam do siebie, odwracając twarz.
Hermiona wraz z Ronem pomachali mi ze smutkiem na twarzy. Poczekałem, aż odjadą i pokierowałem się do siebie. Szedłem przez korytarz, gdy nagle zauważyłem dobrze mi znaną jasną czuprynę.
– Już odjeżdżają, pośpiesz się – wskazałem ręką w ich stronę.
– Widzę – podszedł bliżej, na co wyraźnie nie byłem gotowy.
– Nie wybierasz się? – spytałem.
– A więc wolałbyś, abym pojechał? – pytając, uniósł brew.
– Nie to miałem na myśli – mówiłem, próbując ukryć zakłopotanie.
Po chwili poczułem, że coś delikatnego oplata moją dłoń. Spojrzałem w dół, uśmiechając się niemrawo i umocniłem uścisk.
– Skoro zostaliśmy sami, to może... – powiedział, szepcząc mi do ucha.
– Czekaj – urwałem bo na moich ustach znalazła się jego dłoń.
Zerknąłem na niego znacznie się krzywiąc, a ten bez jakiegokolwiek uprzedzenia, pociągnął mnie za sobą na górę.
Idąc wolnym krokiem po schodach, wymienialiśmy namiętne pocałunki. Będąc przy nim, czułem się tak błogo i ani na chwilę nie wyobrażałem sobie, że miałbym go wypuścić z moich objęć.
Nawet nie zauważyłem kiedy znaleźliśmy się na wieży astronomicznej. Zorientowałem się dopiero wtedy, gdy blondyn usiadł mi na biodrach i przyciągnął mnie do siebie, chwytając za mój krawat.
*
Draco
Siedząc okrakiem na szatynie, składałem delikatne pocałunki wzdłuż jego szyi, stopniowo się zniżając. Chłopak pode mną miał zamknięte oczy i całkowicie oddawał się przyjemnościom. Wolnym ruchem rozwiązałem krawat i rzuciłem go za siebie, w międzyczasie nie przerywając pieszczot. Dłońmi błądziłem gdzieś po jego torsie i plecach, przez co Harry od czasu do czasu wydawał z siebie zduszone jęki. Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne i głębokie. Z każdą chwilą byłem coraz bardziej podniecony i w spodniach zaczynało brakować mi miejsca. Widząc czerwoną twarz chłopaka, przygryzłem wargę, bo cholernie mnie to usatysfakcjonowało. Z torsu przeniosłem swoją dłoń na wewnętrzną część uda, gładząc je wolnymi ruchami, na co ten lekko się wzdrygnął i momentalnie jeszcze bardziej zarumienił. Po raz kolejny zassałem się w jego szyję, zostawiając przy tym czerwony znak. Lekko przygryzłem jego płatek ucha, na co chłopak cicho westchnął. Czułem się jak w niebie, bo nigdy z nikim nie doznałem tak głębokich emocji, które dosłownie się we mnie gotowały. Miałem wrażenie, że z wrażenia zabrakło mi tchu.
Widząc, że obaj jesteśmy już rozpaleni, zacząłem pośpiesznie rozpinać jego koszulę, gdy nagle usłyszałem skrzypienie zawiasów. Momentalnie się podniosłem i zacząłem rozglądać. Szatyn zapiął z powrotem guziki i podniósł się z ziemi.
– Ktoś tu jest? – szepnął do mnie.
– Ty też to słyszałeś? Jakby ktoś otwierał drzwi, zapomnieliśmy ich zamknąć – mówiłem cicho.
– Chodź, ale nawet nie próbuj oddychać – nakazał, grożąc mi palcem przed twarzą.
– Tak jest – mruknąłem i dostałem za to pięścią w bark.
CZYTASZ
NIBY NIC • drarry
FanfictionHistoria dwojga uczniów Hogwartu, którzy z niewiadomych przyczyn zawarli rozejm i odnaleźli w sobie garstkę emocji, które po raz pierwszy nie były przepełnione wyłącznie wieloletnią zawiścią. Z każdym kolejnym dniem starają się zrozumieć, jak tak na...