Harry
... Po nagłej i niekontrolowanej chwili bliskości odsunął się ode mnie i momentalnie przyłożył dłoń do swoich ust, a na jego twarzy rozlał się delikatny rumieniec. Spojrzał na mnie speszonym wzrokiem i ledwo słyszalnie szepnął:
– Potter... – wydukał i szybkim krokiem oddalił się w stronę swojego dormitorium.
*
Obudziłem się, łapczywie zaciągając powietrze do płuc. Czułem, jak po karku spływają mi kropelki potu. Pamiętałem ten sen jak przez mgłę, ale to, co najistotniejsze zdawało się zadomowić w mojej głowie na dobre.
– Śnić? O nim? Normalnie koszmar z piekła rodem – wymamrotałem sam do siebie, wciąż dysząc.
To podniecenie czy strach?
*
Migiem odbyłem poranną toaletę, bo śniadanie lada moment miało się rozpocząć. Tak jak zawsze usiadłem do stołu Gryfonów, wraz z dwójką moich przyjaciół. Nie potrafiłem jednak niczego przełknąć. Błądząc widelcem po talerzu, dyskretnie skierowałem swój wzrok na Malfoya, przez wspominkę dzisiejszego koszmaru. Potrząsnąłem głową na boki, jak gdyby chcąc odgonić natrętne myśli, ale zupełnie nie zapowiadało się, żeby w najbliższym czasie miały one wygasnąć.
*
Draco
Cholerny złoty chłopiec, nie potrafił oderwać ode mnie wzroku, nawet na moment podczas porannego posiłku. Ciągle się we mnie wpatruje, jak gdybym był jednym z dzieł Michała Anioła. Nie powiem, bo zawsze działa mi on na nerwy, ale w tym momencie drażni mnie jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Co próbuje osiągnąć tym daremnym, przeszywającym umysł spojrzeniem?
– Widzimy się na Quidditchu – odezwałem się do Crabba, podnosząc się z ławy.
– Przecież śniadanie ledwo co się zaczęło – wymamrotał zdziwiony, dokładnie lustrując moją twarz.
– Nie jestem głodny – skłamałem na poczekaniu, odchodząc od stołu.
*
Harry
Zauważyłem jak Malfoy wstaje od stołu i wychodzi z sali. Odprowadziłem go wzrokiem i chwilę później sam podniosłem się z siedzenia.
– Harry? – spytała Hermiona na widok mojego nagłego ruchu, lecz nie dostała żadnej odpowiedzi, a jedynie ciepły uśmiech oznaczający, że wszystko gra.
Biegłem przez długi korytarz, aż w końcu go zauważyłem. Zwolniłem kroku, nie chcąc wzbudzać podejrzeń, na co ten automatycznie odwrócił się z pytającym wyrazem twarzy.
– Zgubiłeś się? – zapytał oschle.
– Chodzę tymi korytarzami dobre kilka lat, myślę, że ciężko o taki wybryk - wbiłem mu szpilkę.
– Tak się składa, że twoje dormitorium jest w przeciwną stronę, więc raczej nieczęsto bywasz w tych zakamarkach. Dlatego słucham, czego tutaj szukasz? – na jego twarzy pojawił się drwiący uśmiech.
– Co cię skłoniło, by opuszczać salę przed zjedzeniem czegokolwiek? – zapytałem wprost.
– Co cię skłoniło, by nieustannie wlepiać we mnie, swoje zielone ślepia? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Zakochany?
– Śnij dalej, Malfoy – mimowolnie silnie przygryzłem wargi.
– Skoro nie masz nic na swoje usprawiedliwienie, to lepiej wracaj do swojej przyjaciółki szlamy, bo jeszcze się za tobą stęskni – rzucił na odchodne i nie czekając na żadną reakcję, zniknął za rogiem.
*
Draco
Rozłożyłem się na kanapie i ściągnąłem szatę. Próbowałem nie myśleć o tym co przed chwilą zaszło, ale nie potrafiłem przestać. Czy on mnie śledził? Co do licha miały znaczyć te maślane oczy? Upoili go jakimiś eliksirami, czy już do reszty zdurniał?
– Praca na eliksiry, no tak, zapomniałbym – mruknąłem do siebie, próbując odegnać stado myśli.
Usiadłem przy biurku, wyjąłem pergamin, pióro i tusz. Wolnym tempem pisałem kolejne zdania, które w tamtym momencie wydawały się składać w spójną całość.
Minęły jednak dwie godziny, a na kartce, pomimo wyraźnych starań widać było porządne braki, jak gdybym opuścił co najmniej kilka zajęć, chociaż nic z tych rzeczy nie miało miejsca. Czy ktoś robi sobie ze mnie żarty i tak jak wybrańcowi dolał do kielicha jakiś eliksir?
– Cholera – przekląłem i rozlałem stojący obok tusz.
*
Harry
Praca na eliksiry wlekła się gorzej niż krew z nosa. Nie jestem żadnym prymusem, a jeśli chodzi o ten przedmiot, to śmiałbym stwierdzić, że jest zupełnie odwrotnie, ale żeby nie radzić sobie z podstawami, to już delikatna przesada. Nie mogąc znieść tych niewyobrażalnych tortur, skierowałem się o pomoc do Hermiony, która bez ogródek zabrała się do tłumaczenia mi kolejnych zagadnień.
*
Nastał ranek. Jak zwykle odbyłem monotonne czynności i skierowałem się na śniadanie. Zasiadłem do stołu, a Hermiona zaczęła nakładać jedzenie na nasze talerze.
– Nie ma go – stwierdziłem w myślach.
Chwila, dlaczego w ogóle doszukuję się jego gęby wśród ślizgońskiego grona. Dopiero co usiadłem, co mi do tego, że nie przychodzi na posiłek? Jak dla mnie, to mógłby nawet i umrzeć z głodu dla dobra ludzkości.
Po skończonym śniadaniu razem z Hermioną i Ronem poszliśmy na zajęcia. Pierwszą godziną w planie były eliksiry, co wcale nie zwiastowało niczego dobrego.
*
Pierwsza połowa lekcji mijała dosyć spokojnie, do momentu, gdy usłyszałem skrzypienie zawijasów. Jak gdyby nigdy nic, Malfoy wszedł przez uchylone wrota. Spóźnił się? No tak, to wyjaśnia, dlaczego nie był na śniadaniu. Snape skierował na niego mrożący krew w żyłach wzrok. Mnie to by pewnie od razu chciał powiesić, gdybym zjawił się, chociaż minutę po czasie. Mimowolnie się odwróciłem i ujrzałem, że ma podkrążone oczy oraz bladą twarz. Właściwie zawsze taką ma, ale dzisiaj była o wiele bledsza. Nie spał? Dlaczego niby miałby nie spać? Sam nie zmrużyłem oka, ale to przez te cholerne eliksiry, musiałem siedzieć przy książkach aż do samego świtu. On natomiast nieźle sobie z tym radzi, mógłby to na spokojnie napisać w ciągu pół godziny. Nagle Hermiona kopnęła mnie w kostkę, przez co odwróciłem się i ujrzałem przed sobą Severusa, czując narastającą gulę w gardle, zamarłem.
– Panie Potter, co pana tak zaciekawiło, że postanowił pan totalnie zlekceważyć moją osobę, jak i moje zajęcia, by wpatrywać się w nie wiadomo co lub kogo? – nachylił się nad ławką i jeszcze bardziej zbliżył swoją przerażająca twarz do mojej.
– Ja tylko – urwałem, bo nie pozwolił mi dokończyć.
– Mam w głębokim poważaniu twoją kolejną wymówkę. Dzisiaj, godzina siódma, spróbuj się nie zjawić – wbił we mnie to cholerne spojrzenie, którego tak nienawidzę.
– Który to już szlaban w tym miesiącu, co Potter? – odezwał się blondyn.
– Mamy kolejnego chętnego? Za spóźnienie zapraszam wieczorem do mnie, punkt siódma – dodał, odwracając się w stronę własnego biurka.
– To są jakieś jaja – zbulwersował się, a ja razem z Hermioną mimowolnie się zaśmialiśmy, przez co ten wbił we mnie wściekłe spojrzenie, mówiące mi bym zamilkł.
– Możemy wrócić do lekcji, czy chcecie dostać kilkunastostronicową pracę? – zapadła cisza więc kontynuował zajęcia.
CZYTASZ
NIBY NIC • drarry
FanficHistoria dwojga uczniów Hogwartu, którzy z niewiadomych przyczyn zawarli rozejm i odnaleźli w sobie garstkę emocji, które po raz pierwszy nie były przepełnione wyłącznie wieloletnią zawiścią. Z każdym kolejnym dniem starają się zrozumieć, jak tak na...