Twins.

135 10 9
                                    

Po kolei topiłam każdy płatek w odchłani niekończącego się mleka. Nie no, tak naprawde to było pół miseczki, ale nevermind... miało być dramatycznie.

- Tato?

- Tak słońce?

- Dlaczego jeszcze nie mogę chodzić do szkoły?

- W sumie to możesz, od poniedziałku. Twój okres ochronny się skończył, więc w poniedziałek będzie Twoim pierwszym dniem w szkole. Co Ty na to?

- Bardzo się cieszę! Może wkońcu kogoś poznam. A co z pracą?

(Powiedzcie mi, co jest ze mną nie tak. Żaden normalny nastolatek nie cieszy się na wieść o szkole. NORMALNY nastolatek...)

- Jeśli dasz radę kontynuować, to kontynuuj. Nie jest ona jakoś wielce wymagająca, a wujek już wiele razy Cię chwalił. Nie rezygnuj.

- Dobrze, postaram się.

Tak szczerze, to bardzo liczyłam na to, że rozpoczęcie szkoły, nowe obowiązki i znajomi będą pretekstem do porzucenia tej roboty. Nie bardzo mi się tam podoba. Sami mokrzy faceci, słuchający country na cały regulator nie są najlepszą alternatywą mojego dnia. Ale przynajmniej kaska jest, so why not?

Dzisiaj jest piątek, ostatni dzień roboczy tego tygodnia. Ostatni dzień roboczy bez szkoły. Ogólnie ostatni dzień roboczy wolności.
Tak gęsto rozmyślając nad swoją egzystencją, nie zauważyłam powiadomienia na zjechanym ekranie mojego telefonu.

unknown: Hey, how are you?

me: Hey, I'm good. And you are?

unknown: Oh I'm Ethan, employer.

(HOLY SHIT!)

me: Oh hi Ethan! Sorry I didn't have your number in my contact list.

ETHAN: Oh that's no problem girl, will u be at work today?

me: sure I just finished my breakfast so lemme clean up. I'll be at 20 mins okay?

(wiecie jakie to uczucie pisać ze swoim pracodawcą jak z kolegą? Wykurwiste.)

ETHAN: yeah sure im waiting for u ;)

(!!!)

Szczerze? Jeszcze tak szybko z domu nie wyparzyłam chyba nigdy. Ubrałam się w najlepsze dresy jakie mam (X D) i szybkim krokiem poszłam do pracy. Miałam tak super humor, że nic nie miało zamiaru mi go zepsuć. Bez kitu.

Dobra, jednak coś spieprzyło.
W połowie drogi, pod Starbucksem, zorientowałam się, że gdzie ja, do jasnej cholery ide, jak przecież moim nowym miejscem pracy jest teraz WAREHOUSE. Co mnie podkusiło, żeby iść do dawnego mieszkania? Nie wiem.

Ale w tym momencie dopadło mnie chyba jakieś zasrane szczęście. Zastanawiając się, co ze sobą zrobić, obróciłam się w stronę Starbucksa i tam ujrzałam moje zbawienie.
Grayson w białym tank topie (!) i jeansowych, czarnych, przedartych rurkach odbierał właśnie dwie czarne kawy z kasy. Nie wierze.

Grzecznie, jak to na wychowaną dziewczynką przystało, nie wpadłam na niego przyprawiając go o zawał, tylko poczekałam przed wejściem do lokalu, aż chłopak spokojnie wyjdzie. No ludzie, to też człowiek prawda?

Grayson, niczego się nie domyślając, spokojnie wychodził przez szklane drzwi Starbucksa. Miałam już plan...

- Hi Gray! - starałam się go nie wystraszyć.

EmployersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz