You can fly high.

410 18 2
                                    


Była godzina 4:07 nad ranem.
Razem z tatą czekaliśmy na samolot do Los Angeles. Może to dziwne, ale nie byłam jakoś specjalnie podekscytowana tym faktem. Po prostu to była kolejna przeprowadzka, lecz tym razem inna od pozostałych.

Wszystko zaczęło się po śmierci mojej mamy. Bardzo to przeżyłam. Ciągłe wizyty lekarskie, tabletki, sesje i rozmowy. Miałam już tego dość. Tata stwierdził, że powinniśmy zmienić środowisko. Miał racje. Potrzebowałam tego.

Od małego mieszkałam w Katowicach, centrum Śląska. Naszą pierwszą przeprowadzką był Dortmund, miasto na zachodzie Niemiec. Bardzo polubiłam ten klimat i atmosferę jaka tam panowała. Szkoda, że mieszkaliśmy tam dość krótko, bo niecały rok.

Po tym czasie mój tata został przenisiony do oddziału w Los Angeles. Był on dobrym pracownikiem, dlatego dostał tą propozycję.

A więc tak znalazłam się tutaj, w damskiej łazience na lotnisku w jednym z moich ulubionych miast. Bez kitu. Znalazłam tutaj dużo znajomych, chodziłam do dobrej szkoły, a teraz to wszystko pójdzie w zapomnienie. Dlatego też pewnie nie czuję takiej ekscytacji w związku z kolejną przeprowadzką.
Dobra, już koniec dramy, czasu nie cofnę.

Zaraz mamy lot. Chciałabym być już na miejscu, bo nienawidzę latać samolotem. Poza tym wiem, że ta podróż będzie cholernie długa.

W czasie lotu głównie spałam. Po około siedmiu godzinach zaczęłam rysować, ponieważ kurewsko mi się nudziło. Uwielbiam rysować, szczególnie ołówkiem.

Tak jak przypuszczałam. Lot strasznie mi się dłużył. Gdy już w końcu dobiegł końca, wychodząc z samolotu ujrzałam błękitnie niebo, a w moją twarz buchnęła ogroma fala ciepłego powietrza. Tak, to właśnie LAX.

Odebraliśmy bagaże i tata zadzwonił po taksówkę. Wszystko poszło sprawniej niż mi się wydawało. Nasz nowy dom znajdował sie około piętnastu minut od lotniska. Nie tak źle. Plusem całej sytuacji będzie to, że będziemy mieszkać na zamkniętym osiedlu w szeregu identycznych domków. Lubię takie klimaty.

Pierwsze co zrobiłam po przyjeździe to wbiegłam na górę obejrzeć swój pokój. Jest piękny. Brudnobiałe ściany współgrają z ciemnymi panelami i dużym, dwuosobowym, białym łóżkiem z piękną pościelą. Nad nim wisiała tablica korkowa - miejsce na moje rysunki. Po drugiej stronie pomieszczenia znajdowała się słodka toaletka, czyli moje królestwo. Tak szczerze to ten pokój był sto razy lepszy niż w Dortmundzie. Kolejny plus.

Rozpakowałam swoje rzeczy i poukładałam w garderobie. Na szczęście była ogromna, więc wszystko się zmieściło.

Po ogólnym ogarnięciu ciuchów, prysznicu i kolacji, przyszła pora na obgadaniem szczegółów z tatą.

Dowiedziałam się, że chodzę do publiczego liceum w centrum Los Angeles. Nieźle. Podręczniki i cały school stuff miałam już załatwiony. Czyli nic tylko czekać do pierwszego dnia. Dobrze, że jest piątek. Miałam więc cały weekend, żeby mentalnie przygotować się do tego "wyjątkowego" poniedziałku.

Była dopiero 9 p.m. więc spokojnie mogłam zadzwonić na FaceTime do mojej przyjaciółki z Dortmundu. Mój angielski był na dość dobrym poziomie, dlatego nie miałam problemu z dogadaniem się. Myślę, że tutaj też go nie będę miała.

Agnes opowiedziała mi co się dzieje w Dortmundzie, social mediach, świecie show-biznesu i innych tego typu. Zajęło jej to ponad dwie godziny, ale to w jej stylu. Za to ją właśnie kocham.

Sobotę postanowiłam poświęcić na zwiedzanie miasta. No bo to w końcu LA. Hollywood i te sprawy. To trzeba zobaczyć. Może uda mi się kogoś poznać?

Wyszłam z domu już o 10 a.m. i po prostu spacerowałam tam, gdzie niosły mnie nogi. Zaczynając od Central LA, poprzez Hollywood, centrum handlove The Grove (od razu wiedziałam, że to będzie moje ulubione miejsce), Beverly Hills, aż na plażę Santa Monica.

Pod koniec trasy zdążyłam jeszcze wstąpić do Starbucksa, bo strasznie mnie wzięła ochota na kawę mrożoną. Lokal okazał się tak pełny, że kolejka wychodziła poza kawiarnię, a obsługa donosiła kolejne krzesła do stolików. Moją uwagę zwrócił najmniejszy, dwuosobowy stoliczek, przy którym siedziało dwoje chłopaków. Byli identyczni, także prawdopodobnie bliźniacy. Jedyne, po czym ich rozróżniłam na pierwszy rzut oka, to fioletowe pasemko opadające na twarz jednego z nich.

W końcu, po piętnastu minutach stania w kolejce przyszła kolej na moje zamówienie. Tak jak już mówiłam, wzięłam tylko dużą kawę mrożoną i zaraz opuściłam lokal. Mówiłam już że nienawidzę zatłoczonych miejsc? No właśnie.

Po szybkiej kawce w towarzystwie szumu morza zebrałam manele i ruszyłam w stronę domu. Trasa była dość długa, bo z plaży do centrum jest kawałek drogi. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam "Versace On The Floor" Bruno Marsa. Uwielbiam tą piosenkę, bez kitu.

Ani się nie zoriętowałam, a stałam już przed drzwiami mojego domu. Otworzył mi tata. Tak, był jeszcze w domu, bo to ostani dzień jego urlopu.

- Dlaczego nie możesz zacząć od poniedziałku?

- Biuro działa także w weekendy, a nie mogę zrobić kiepskiego pierwszego wrażenia przez za długi urlop. Muszę teraz dać z siebie wszystko, kochanie.

- Rozumiem cię, tato, ale kiepsko, że nawet w weekendy musisz pracować.

- Tak będzie mniej więcej przez pierwszy miesiąc, żabka. - Seriously... Ja mam siedemnaście lat, tato. - Poza tym wpadłem na świetny pomysł! Może też poszłabyś do pracy? Tak tylko dorywczo na pół etatu, hmm? Bardzo by to nam pomogło, ja nie musiałbym siedzieć do późna w pracy, a ty w końcu posiadałabyś własne pieniądze. Co ty na to?

- Nooo... Hmmmm... Tato... Bo ja mam siedemnaście lat dopiero... No i ten... Jakoś... Jakoś mi się bardzo nie śpieszy, ale pomyślę nad tym. Poza tym gdzie miałabym pracować?

- Pamiętasz wujka Adama? Od dwudziestu lat mieszka w Los Angeles i ma własną firmę budowlaną. Myślę, że chętnie by cię przyjął do pracy, bo bardzo się za tobą stęsknił. Widzieliście się ostatnio pięć lat temu. Nie musiałabyś tak ciężko pracować, bardziej dotrzymywać mu towarzystwa, a kto wie, czy nie sypnąłby pod koniec miesiąca trochę więcej?

- Dobrze, pomyślę nad tym. Już późno, więc idę spać. Dobranoc, tato!

- Dobranoc, kochanie!

Wow. Trochę mnie to zaskoczyło. Trochę bardzo. Tata chce mnie posłać do pracy? W Niemczech po siódmej po południu nawet na miasto nie mogłam wyjść, a teraz praca po szkole? Dziwne.

Poszłam na górę do łazienki zmyć makijaż i ogarnąć się mniej więcej. Szybko wymyłam zęby i przebrałam się w swoją zajebistą piżamkę ze SpongeBobem.

W łóżku jeszcze długo myślałam o tym co powiedział tata. Może ta cała pozaszkolna praca to nie byłby taki zły pomysł? Potraktowałabym to jako nowe doświadczenie. Może poznałabym nowych ludzi, nauczyłabym się nowych rzeczy? Poza tym lubię sport i wysiłek fizyczny, także myślę, że nie sprawiłoby mi to większego problemu. Po szkole pewnie będzie mi się nudzić, póki nie znajdę nowych znajomych, także byłaby to też forma zabijania czasu. Same plusy.

Czyli decyzja podjęta. Idę do roboty!


Witam! To pierwszy rozdział jaki udało mi się kiedykolwiek wyskrobać. Może się wydawać dość nudny, lecz obiecuję, że akcja niedługo się rozkręci! Mamy wakacje, będę miała dużo wolnego czasu więc rozdziały będą pojawiać się regularnie. Myślę, że wtorki byłbyby odpowiednie, bo w końcu to dzień Dolanów. Bardzo jednak proszę o gwiazdki i komentarze, to bardzo motywuje!

xoxo, Julka ❤️

EmployersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz