A więc gdzie jestem? Nie mam zielonego pojęcia. Jesteśmy na jakimś zadupiu. Wyjechaliśmy około godzinę temu, ale co nas zatrzymało? Oczywiście guma.
HA! COMEDY!
Ethan jak zwykle zapomniał zapasowego koła, nie było ratunku.
- BRO! Wtf is wrong with you!?
- I'm sorry guys. I totally forgot about it!
Nie odzywałam się, tylko ostro myślałam nad tym jak można nas uratować! Stoimy na środku pustyni, na pustej drodze z flakiem. Super.
- Is there a range? - wkońcu się odezwałam.
- I don't think so.
- Ugh, what will we do?
- I don't know. We're in the middle of fucking desert, we don't have too much water and we completely don't have range. This is fucking joke.
- Calm down, Gray. We will come up with something. I promise.
No wątpię. Bardzo martwiłam się co będzie dalej. Tak jak ujął to Grayson, nie mamy za dużo wody. Chyba nie ma innego wyjścia, niż poprostu czekanie na kolejnego kierowce. Może on będzie miał oponę? Albo poprostu nas weźmie. Tak szczerze, nie mam już siły na dalsze niespodzianki. Oby to był pierwszy i ostatni problem na naszej drodze.
Mija już 3 godzina oczekiwania. Wszyscy jesteśmy zmęczeni, spragnieni i umieramy z gorąca. Dobrze, że Ethan wziął powerbanka, do którego podpieliśmy wiartaczek i się chłodzimy. To chyba jedyna dobra rzecz, jaką zrobił dla tej wycieczki.
- I hate you guys. - podłuższej ciszy odezwałam się, jestem tak cholernie wykończona.
- Same.
- Yup me too.
Dobrze, że przynajmniej w tym się zgadzamy. Nie wierze, nie wierze, że takie coś musiało spotkać akurat nas. Powoli zbliża się zmrok. No kurwa, co jeszcze?
Niedługo po tej krótkiej konwersacji, dostrzegliśmy światła w oddali. Czyżby ktoś jeszcze był na pustyni oprócz nas? Blask co raz bardziej nas oślepiał, pełni nadzieji i chęci do życia zaczeliśmy ostro wymachiwać rękami. Jak to sie nazywało? A no tak, przypływ adrenaliny.
Wydaje mi się, że zbliżające się auto to był prawdopodobnie jakiś czerwony Jeep. Oby się zatrzymał, proszę!
A JEDNAK!
Nie uwierzyłam w to co widzę. W czerwonym Jeepie, z piosenką zespołu Hockey Dad na cały regulator siedzi Cameron (nie Dallas). Serio.
- WTF ARE YOU GUYS DOING HERE?!?
- We're on a road trip with her! What are YOU doing here?
- I'm leaving LA, didn't see?
- Okay, I see, but why now? You said that you will stay here at least for a month!
- Huh, that's funny. I never said anything like that...
- GUYS! We're in the middle of nowhere... Please, Cam! Can you give us a lift? We need new tire, some food and something to drink! SAVE US PLZ!
- Wow boy calm down! Of course I'll take you. GET IN!
Nie wierze w to co widze... fatamorgana?
Cameron Dolan wyjeżdżająca z Los Angeles w poszukiwaniu lepszego życia ratuje nas z opresji! Kocham babke.
Jak nam obiecała tak zrobiła. Wyrzucajsc nasze bagaże, pomachała z sarkastycznym uśmiechem na ustach, zostawiając trójkę nastolatków na środku jakiegoś pustkowia. Dobra, przesadziłam, jest stacja benzynowa i sklep z pocztówkami Route 66. Żałosne.- Soo... What's our plan?
- Idk. Gray?
- First of all: we need to buy a lot of water and food. Thank God Cam gave some cash. But second of all: we need to change tire and fill the tank. This is our plan.
- Good. I'll buy some food.
I pomaszerowałam do pobliskiego sklepiku. Co wziąść do jedzenia? Mmm... chipsy, chrupki i czekolada. Ale przecież kurwa jesteśmy na środku pustkowia, dwie godziny i będzie po słodkościach!
Postanowiłam zapakować coś bardziej „uniwersalnego". Gotowe kanapki, dużo kanapek! Do tego kilka zgrzewek wody niegazowanej. No i pięknie.Płacąc, zauważyłam przez okno jak chłopcy wymieniają opone. Tak cholernie słodko razem wyglądają! Gdy się nie kłócą, potrafią być naprawde uroczy.
Zapakowałam zakupy do naszego pięknego autka z pełnym bakiem i zawołałam chłopaków. Wszyscy zajeliśmy swoje miejsca i pełni ekscytacji ruszyliśmy dalej w drogę, naszym kolejnym przystankiem było Phoenix. Kiedy tam trafimy? Jak widać nasza trasa jest nieprzewidywalna...
CZYTASZ
Employers
Fiksi PenggemarSpojrzałam w górę i ujrzałam te fioletowe pasemko, które tak dobrze znałam.