Witam, nazywam się David. Ostatnio czuję się obserwowany. Pierwszy raz zacząłem to odczuwać kiedy wybrałem się z przyjaciółmi do lasu. Pewnie teraz się zastanawiacie "po co wybierać się do lasu?". Szczerze: to dlatego że jesteśmy w wieku 18 lat, a w tym wieku zaczyna ludziom trochę odbijać. Ale nie zamierzam owijać w bawełnę, przejdźmy więc do historii.
Po kilku godzinach spędzonych w lesie.
- David, chodź szybko! - zawołał jeden z moich kolegów.
- O co biega? - zapytałem.
- Dziewczyny coś znalazły! - odpowiedział.
Kiedy do nich dobiegłem, zauważyłem, że na drzewie widnieje jakiś symbol, a mianowicie przekreślone kółko wyskrobane w korze.
- Co to ma niby być? - zapytałem.
- Chcielibyśmy wiedzieć. - powiedziała Jill, jedna z moich koleżanek.
Na chwilę nastała cisza, a wszyscy zastanawiali się, co to może znaczyć. Potem coś się poruszyło w krzakach. Zignorowaliśmy to, bo pomyśleliśmy, że to po prostu wiatr. Popatrzyłem na zegarek, była już 10 w nocy. Postanowiliśmy, że zapomnimy o tym, bo to chyba nic nie znaczy, nie? Po prostu ktoś wyskrobał to, bo mu się nudziło, albo też z innych powodów... Nie było się czym przejmować. Kiedy wracaliśmy pieszo do domu zauważyliśmy jakąś sylwetkę. Stała od nas w odległości maksymalnie 10 metrów. Zapaliliśmy latarkę, wtedy po raz pierwszy go ujrzałem. Tajemnicza postać miała brązowe włosy, ciemno-żółtą kurtkę, czarne spodnie i... maskę, na której usta i okolice oczu były pomalowane na czarno. Marek - mój kolega - podszedł do tej postaci i zaczął z nią rozmawiać.
- Kolego, szukasz kłopotów? - zapytał z pogardą Marek
- Przepraszam, ale muszę. - odpowiedział cicho nieznajomy.
-Ale co...?- po tych słowach postać wbiła Markowi nóż w gardło.
Byliśmy oszołomieni tym, co się stało... Przed chwilą zginął nasz kolega, po prostu nas sparaliżowało. Po wyjęciu noża z ciała Marka nieznajomy zaczął powoli podchodzić do nas. Natychmiastowo się ocknęliśmy i zaczęliśmy uciekać w stronę lasu.. I to była najgorsza decyzja jaką mogliśmy podjąć. Chwilę później wszyscy się zatrzymaliśmy, ponieważ coś przed nami stało... Było ubrane w garnitur, miało ponad 2 metry wzrostu i, co najgorsze, nie miało twarzy. Zamaskowana postać dobiegła do nas i uklęknęła przed tym. Po chwili zobaczyłem jak trzech moich przyjaciół wyciąga ręce ku temu czemuś. Lecz, im bliżej do niego podchodzili tym byli słabsi, aż w końcu upadli na ziemię i stali się całkowicie bladzi. Mężczyzna bez twarzy obrócił swoją głowę ku mnie, a wtedy usłyszałem jego głos w mojej głowie.
- Opierasz się?- pytał ironicznie, i po chwili dodał - Może chciałbyś dla minie służyć, wtedy zachowasz życie.
- N-n-nie - wyjąkałem.
- Śmiesz mi się sprzeciwiać? - zapytała gniewnie postać.
- Wolę umrzeć, niż służyć dla takiego czegoś! - odpowiedziałem.
- A więc dobrze. Masky! Udowodnij swoją lojalność i zabij go.
Po tych słowach tak zwany "Masky" przewrócił mnie i wyjął nóż, ale ja byłem szybszy. Odepchnąłem go nogą, upadł na ziemię. Miałem czas na ucieczkę, zerwałem się więc na nogi i pobiegłem w stronę domu.
Teraz piszę to wszystko dlatego, że chcę was ostrzec. Bójcie się lasu. Muszę kończyć...
...dobija się do drzwi.