To było kilka dni temu... Musiałem uczyć się na biologię, bo następnego dnia miał się odbyć sprawdzian, a z biologii byłem słaby. Szukałem na Wikipedii informacji o jądrze komórkowym, aby się czegoś dowiedzieć o jego budowie i stanach.
Udało mi się już zapamiętać jego schemat, dość intuicyjnie przedstawiony na obrazku obok. To było proste! Czytałem dalej o otoczce, blaszce, czułem się jak komputer, do którego z łatwością wprowadza się dane, do momentu, gdy napotkałem zielony przypis z cyfrą 1. Po chwili rozmyślań typu: „Skąd na Wikipedii zielona referencja? Czemu moderatorzy i użytkownicy przeglądający ostatnie zmiany tego nie usunęli?". Kliknąłem go. Przeniosło mnie na stronę o adresie „dbz5lzsk7vbxhp.cf", na której pośrodku widniały duże napisy „To nic.", „Strachem nic nie zdziałasz." oraz dwa przyciski „tak" i „nie".
Przeraziłem się nieco, bo nie jest to jakieś typowo spotykane zjawisko, tylko... no nie wiem... coś jak w marnych (lub czasami nie)... creepypastach?
Odruchowo kliknąłem „nie", gdyż przyzwyczajony jestem tak robić przy różnych komunikatach, które rzadko mają jakieś znaczenie. Przeglądarka wyłączyła się. Rozważałem trochę nad tym, co się przed chwilą stało. Niby dalej się uczyłem, co szło mi bez żadnych problemów, ale nie mogłem przestać o tym myśleć! W dość krótkim czasie, który spędziłem wkuwając, otrzymałem aż trzy odpowiedzi. Jedna z nich mówiła, że coś takiego odpowiadającego nigdy nie spotkało, druga też, ale trzecia przykuła moją uwagę: pewna osoba oznajmiła w niej, że już raz natknęła się na tę stronę. Przekierował ją na nią artykuł o miejscowości Nikopol w Bułgarii. Szybko poprosiłem tę osobę w komentarzu na profilu, żebyśmy o tym porozmawiali. Wyłączyłem komputer. Zjadłem kolację i poszedłem spać.
Rano obudziłem się, spożyłem śniadanie, umyłem zęby i byłem gotowy na nowy dzień w szkole. Przeszedł mi on szybko - cieszyłem się ze skończonych lekcji dwukrotnie, gdyż był piątek. Radość sprawiała mi tylko piątka ze sprawdzianu. Po lekcjach zajechałem do domu i od razu włączyłem komputer. Źródłem mojego zdziwienia był strasznie wolny internet. Otworzyłem więc przeglądarkę i przeszedłem na stronę netiaspot.home, aby ponownie uruchomić router, jednak nie była ona dostępna, tak samo jak 192.168.1.254.
„Dziwna sprawa" pomyślałem, otwierając menedżer zadań. Całe 8,5 Mb/s wykorzystywał proces o nazwie „dbz5lzsk7vbxhp"! Zniszczyłem go i użycie sieci wróciło do normy. Po jakimś czasie jednak znowu się uruchomił. Moim oczom ukazało się okienko przeglądarki z napisem „Niestety nie da się tak". Czym prędzej wszedłem na Zapytaj i wyszukałem użytkownika, do którego napisałem wcześniej, ale jego konto już nie istniało. Zdziwiło mnie, że ktoś postanowił usunąć konto. Bez sprawdzania powiadomień, po prostu usunął. Gdy już miałem sobie pójść pograć na PlayStation, aby brat mógł posiedzieć, wyskoczyło okienko z filmem. Przedstawiał on bieg w lesie. Był on nagrany w 3D i rozdzielczości 720p lub wyższej (nie wiem, mam monitor 1280×800), co wyróżniało go z tłumu innych niepokojących filmików.
Zrobiłem zeza i oglądałem go. W tle było słychać szybki oddech. Nagrany był chyba sportową kamerą stereoskopową. To był zwykły las, jednak było w nim coś niepokojącego. W tle przebiegała niska, ciemna, humanoidalna postać. Robiła to szybko i zwinnie, niczym kot. Niestety nie uchwyciłem jej na zrzucie ekranu, bo zrobiłem go za późno. Gdy film się skończył, komputer się wyłączył.
To przeżycie było straszne, ale dawało ciekawy dreszczyk emocji. Muszę uważać na takie linki, zwłaszcza dlatego, że podczas odtwarzania filmu usunęło się kilka plików z /boot/grub. Musiałem udzielić zgody wirusowi podczas instalowania jakiegoś programu.
Dobrze, że robiłem zrzuty ekranu.