Usiadłam na swoim standardowym miejscu na ławce rezerwowych i z zaciekawieniem wpatrywałam się w grających licealistów.
Z tego co zdążyłam zauważyć, przychodzili tutaj codziennie po lekcjach i grali do osiemnastej.
W tym czasie mogłam obserwować ich grę, jak i odrabiać lekcje.Przez pół roku oglądania ich, zdążyłam nauczyć się ich imion. Według mnie ich rodzice naprawdę mieli zajebisty gust, bo praktycznie każde pasowało do osobowości chłopaków. Lub prędzej mieli dobre wyczucie.
Oni chyba też się do mnie przyzwyczaili.
W sensie czasem nawet się ze mną witali i rozmawiali!
Właśnie. Ze mną, a nie z dziewczynami z ich klasy.
Dla mnie to było, jak prawdziwe wyróżnienie.
Nie raz też, gdy zostawałam dłużej w zimowe wieczory, Harry podwoził mnie do domu, a później w szkole żartował i mówił, że jestem mu coś "winna". Choć tak naprawdę, nic nie musiałam mu dawać ani robić dla niego.Jednakże to mój ulubiony licealista z ich wszystkich – zielonowłosy Michael – miał ze mną najlepszy kontakt.
Może i nie odwoził mnie do domu w zimowe wieczory, bo musiał wcześniej wracać, ale to on od dwóch miesięcy spędzał ze mną lunch - podczas, gdy mógł ten czas poświecić dla przyjaciół - zaczepiał mnie na przerwach, zagadywał, a nawet czasem pomagał nosić książki i po prostu poświęcał mi uwagę.Jak na przykład teraz, gdy zauważył, że już siedziałam na swoim miejscu, pomachał mi, pomimo akcji rodzącej się ma boisku. Odwzajemniałam ten gest, wysyłając w jego stronę jeszcze uśmiech.
Chłopak już tego nie odwzajemnił, bo musiał wracać do gry, ale nie przejęłam się tym. W końcu w tym momencie robił to co lubił, a nie to co wypadało mu z grzeczności.
Odwróciłam głowę od boiska i ściągnęłam plecak, któregoś z chłopaków na ziemię, by móc położyć swój. Zaraz też wyciągnęłam książkę od matematyki i długopis, by stawić czoła temu cholerstwu.
Sekretem nie było to, że nie lubiłam matematyki.Jednakże niektóre działy, takie jak geometria, uwielbiałam. Może to było spowodowane tym, że nie lubiłam suchych przykładów, tylko wolałam mieć wszystko rozrysowane.
Na szczęście nauczycielka zadała nam tylko dwa, krótkie zadania, więc szybko się z nimi uwinęłam by przejść do chemii.
Chemię jako tako lubiłam. Gorzej z nauczycielką, gdyż była to ta sama, co uczyła nas matematyki i dużo razy odnosiła się do tego przedmiotu, niż samej chemii. Tak wiem, że chemia to matma i coś tam jeszcze, ale takie gadanie denerwuje, bo zamiast wytłumaczyć coś jeszcze raz, ona po prostu przechodzi dalej.
Jedynym pocieszeniem było to, że jeszcze tylko pół roku i będę miała inną, prawdopodobnie lepszą, nauczycielkę z liceum.W końcu po drugiej próbie rozwiązania zadania, dałam sobie spokój i spisałam wszystko z internetu.
Tak, internet to zdecydowanie najlepsza pomoc naukowa, jaka kiedykolwiek powstała.Później zrobiłam geografię, historię i angielski, po którym miałam już wolne.
I takim oto sposobem minęły dwie godziny. Czas naprawdę szybko leci.
Zamknęłam książki i wepchnęła je wszystkie do plecaka wraz z długopisem.
– Już skończyłaś? – podskoczyłam na dźwięk znajomego głosu.
– I co zrobiłeś głąbie? Przestraszyłeś ją! – krzyknął Louis z tym swoim angielskim akcentem.
Luke tylko przekręcił oczami i usiadł obok mnie, uprzednio zrzucając mój plecak na ziemię.
Mógłby trochę szanować cudze mienie...Michael usiadł przede mną na ziemi – tak jak reszta – pijąc wodę i co chwila posyłając mi uśmiech.
– Chciałabyś iść z nami na imprezę? – wypalił w którymś momencie Luke.
Przekręciłam głowę w jego stronę, jednocześnie odrywając się od Michaela.
Już miałam coś mówić, gdy nagle Clifford wtrącił:
– Ona nigdzie nie idzie.– A czemu to? Jesteś jej ojcem, że za nią decydujesz? – zapytał Zayn, przez co każdy spojrzał na niego.
– Bo ma tylko piętnaście lat. Jest za młoda. – wyjaśnił zielonowłosy, mierząc wzrokiem Malika.
Za młoda.
No tak, zawsze będę dla niego za młoda.
Coś nieprzyjemnego zakuło mnie w sercu.Ponownie, tym razem ze skrzywieniem, otwarłam buzię, żeby coś powiedzieć, lecz teraz wtrącił się Luke:
– Nie jest za młoda. Tam nawet nie będą sprawdzać jej wieku, ba, tam nikt nie sprawdza wieku, bo to domówka! – powiedział nieco głośniej. – To chyba najwyższy czas się wyszaleć, co nie? – zwrócił się do mnie. – Pójdziesz z nami?Przygryzłam wargę, mierząc go wzrokiem. Z jednej strony nigdy nie byłam na takiej imprezie i chciałam tego spróbować, ale z drugiej nie chciałam rozczarować Mikey'a.
Zabawa vs smutny Michael.
Zabawa vs smutny kotek.
Zabawa vs zły kotek.
Zabawa vs... a pieprzcie się, idę z nimi.
– Pójdę z wami. – pokiwałam jeszcze głową na potwierdzenie.
– Widzisz Mike? Małolata zdecydowanie wie, co jest dobre. – blondyn posłał kpiący uśmiech do chłopaka.
– Dobra niech idzie z nami. – spojrzałam na niego, lecz on patrzył na chłopaków. – Ale ja jej nie będę niańczył, jeżeli się upije. Nie ma takiej opcji.
Michael ranisz moje serce.
Które chyba krwawi od tego wylewu nienawiści.– Nie bój się, ja się już nią zajmę. – odparł blondyn z kolczykiem i przyciągnął mnie do siebie, by objąć moje ciało ramieniem.
Ale tak miał robić Michael, a nie ty, amebo umysłowa.
Mam nadzieję, że ten pierwszy rozdział się wam spodobał. Ogółem to, to miało zupełnie inaczej wyglądać, ale no cóż... wyszło, jak wyszło.
Endżoi czy coś.
CZYTASZ
Little Younger || M. C.
Fanfiction"- Ludzie nie są fajni. - rzekłam cicho do chłopaka. - Nie. Ludzie są fajni. - poprawił mnie, uśmiechając się przy tym." Okładka jest mojego autorstwa.