•3• Okay, So Now Just Jump [part 2]

37 3 5
                                    

W końcu w salonie zastaliśmy również roześmianych chłopaków. Oni chyba za dużo wypili.

– Będziemy się zbierać. – rzucił Michael.

– Już? – wyjąkał Harry. – Przecież zabawa się dopiero zaczyna!

– Powątpiewam. – rzuciłam cicho, zakładając buty.

– Ja również. – Mikey wziął moją stronę, powtarzając moją czynność.

W końcu udało się nam wyjść i po chwili znaleźliśmy się w samochodzie.

– Jak ci idioci dalej będę pić, to jutro będziemy odwiedzać ich w szpitalu. – zaczepił Mike, odpalając samochód.

– Czy ja wiem? Pewnie zaraz zasną. – posłałam w jego stronę uśmiech.

I w sumie na tym skoczyła się nasza rozmowa, która swój ponowny początek zaczęła pod moim domem, ale tym razem przeze mnie.

– Przepraszam, że przeze mnie nie mogłeś pić. – rzuciłam cicho.

– Spoko. I tak jutro musimy iść do szkoły, więc nie będę musiał leczyć przynajmniej kaca. – zaśmiał się.

– A to nie jest tak, że nie powinno się chodzić na imprezy w ciągu tygodnia? – spojrzałam na niego.

– Jest, ale tym baranom nie przemówisz do rozsądku. – uciął, przyglądając mi się badawczo. – Malowałaś się?

– Tylko trochę błyszczyku i korektora. Nic wielkiego. – wzruszyłam ramionami.

Chłopak jednak wyciągnął dłoń w moim kierunku i kciukiem starł błyszczyk z moich ust.
Przyjemny dreszcz za sprawą jego dotyku, ugościł moje ciało.

– Szkoda, że wcześniej tego nie zauważyłem. – jeszcze raz przejechał palcem po moich ustach. – Ładniej ci jest bez niego.

– Em... dziękuję?

Chłopak tylko posłał w moją stronę uśmiech i zmierzwił swoje włosy, oczywiście wcześniej zabierając rękę.

– To ja...

– Jasne chodź. – chłopak wysiadł z auta.

Powtórzyłam jego czynność zdezorientowana, podążając za nim do furtki.

– Ale gdzie ty idziesz? – spytałam.

– Odprowadzić cię.

Zrównałam z nim kroku, aż w końcu stanęłam przed nim, zagradzając mu drogę. Ale nie wystarcza to, że mnie przywiózł pod dom i wprawił w zakłopotanie?
To znaczy, to nie tak, że się go wstydzę czy coś... Po prostu może trochę obawiam rodziców.

– Ale... ale po co to? – zmarszczyłam brwi.

– Ale co?

– No to, że mnie odprowadzasz. – wyjaśniłam.

– A to źle? Wiesz chciałem wyjść na wychowanego. – poprawił koszulę.

– Ale coś ci nie wyszło. – prychnęłam.

– Ale pomysł, czy to... – nie dokończył, gdyż przerwał mu głos mojej mamy.

– Już jesteście? – odwróciłam się w jej stronę. – Dzieciaki co tak stoicie, chodźcie do domu, bo jeszcze zamarzniecie!

Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Ja tu właśnie próbowałam nie wpuścić go do mojego domu, mojej oazy, a ta go zaprasza tak o!

– Słyszysz chodź do domu, bo jeszcze zamarzniesz. – rzucił cicho Clifford.

Little Younger || M. C.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz