W końcu w salonie zastaliśmy również roześmianych chłopaków. Oni chyba za dużo wypili.
– Będziemy się zbierać. – rzucił Michael.
– Już? – wyjąkał Harry. – Przecież zabawa się dopiero zaczyna!
– Powątpiewam. – rzuciłam cicho, zakładając buty.
– Ja również. – Mikey wziął moją stronę, powtarzając moją czynność.
W końcu udało się nam wyjść i po chwili znaleźliśmy się w samochodzie.
– Jak ci idioci dalej będę pić, to jutro będziemy odwiedzać ich w szpitalu. – zaczepił Mike, odpalając samochód.
– Czy ja wiem? Pewnie zaraz zasną. – posłałam w jego stronę uśmiech.
I w sumie na tym skoczyła się nasza rozmowa, która swój ponowny początek zaczęła pod moim domem, ale tym razem przeze mnie.
– Przepraszam, że przeze mnie nie mogłeś pić. – rzuciłam cicho.
– Spoko. I tak jutro musimy iść do szkoły, więc nie będę musiał leczyć przynajmniej kaca. – zaśmiał się.
– A to nie jest tak, że nie powinno się chodzić na imprezy w ciągu tygodnia? – spojrzałam na niego.
– Jest, ale tym baranom nie przemówisz do rozsądku. – uciął, przyglądając mi się badawczo. – Malowałaś się?
– Tylko trochę błyszczyku i korektora. Nic wielkiego. – wzruszyłam ramionami.
Chłopak jednak wyciągnął dłoń w moim kierunku i kciukiem starł błyszczyk z moich ust.
Przyjemny dreszcz za sprawą jego dotyku, ugościł moje ciało.– Szkoda, że wcześniej tego nie zauważyłem. – jeszcze raz przejechał palcem po moich ustach. – Ładniej ci jest bez niego.
– Em... dziękuję?
Chłopak tylko posłał w moją stronę uśmiech i zmierzwił swoje włosy, oczywiście wcześniej zabierając rękę.
– To ja...
– Jasne chodź. – chłopak wysiadł z auta.
Powtórzyłam jego czynność zdezorientowana, podążając za nim do furtki.
– Ale gdzie ty idziesz? – spytałam.
– Odprowadzić cię.
Zrównałam z nim kroku, aż w końcu stanęłam przed nim, zagradzając mu drogę. Ale nie wystarcza to, że mnie przywiózł pod dom i wprawił w zakłopotanie?
To znaczy, to nie tak, że się go wstydzę czy coś... Po prostu może trochę obawiam rodziców.– Ale... ale po co to? – zmarszczyłam brwi.
– Ale co?
– No to, że mnie odprowadzasz. – wyjaśniłam.
– A to źle? Wiesz chciałem wyjść na wychowanego. – poprawił koszulę.
– Ale coś ci nie wyszło. – prychnęłam.
– Ale pomysł, czy to... – nie dokończył, gdyż przerwał mu głos mojej mamy.
– Już jesteście? – odwróciłam się w jej stronę. – Dzieciaki co tak stoicie, chodźcie do domu, bo jeszcze zamarzniecie!
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Ja tu właśnie próbowałam nie wpuścić go do mojego domu, mojej oazy, a ta go zaprasza tak o!
– Słyszysz chodź do domu, bo jeszcze zamarzniesz. – rzucił cicho Clifford.
CZYTASZ
Little Younger || M. C.
Fanfiction"- Ludzie nie są fajni. - rzekłam cicho do chłopaka. - Nie. Ludzie są fajni. - poprawił mnie, uśmiechając się przy tym." Okładka jest mojego autorstwa.