⚜Rozdział drugi⚜

2.1K 295 76
                                    

Nie od dziś Lance wiedział, że czasem przesadzał z balowaniem. Uświadamiali go w tym ojciec i matka, a gdy było naprawdę źle, nawet i rodzeństwo. Czasem brak podstawowego zestawu ubrań. Oraz portfela. Często więc zostawał u swojej partnerki (czy też partnera) ,,na jedną noc'' do rana. I było okej. Mimo to, gdy w końcu uniósł powieki i spojrzał przed siebie, zgłupiał.

Nie pamiętał, żeby poprzedniego dnia w końcu poszedł do baru. Co prawda, powinien, ale raczej tego nie zrobił. No i raczej żadna osoba z Revange, którego był stałym bywalcem, nie zarabiała na tyle, by pozwolić sobie na taki pokój.
      Wysoki sufit, wielkie okna zakończone szpicem, kremowe ściany, ozdobne, kunsztowne meble z ciemnego drewna. Samo łóżko, na którym leżał, przykryty kołdrą o jedwabnej, czerwonej poszewce, mogłoby pomieścić z dziesięć osób. No i ten szum. Ledwo go słyszał, postanowił go więc zignorować i skupić się na czymś innym. Na przykład na wspomnieniach z poprzedniego wieczora.

Nie od razu go zauważył. Dopiero po chwili, gdy pogodził się z myślą, że pierwszy raz niczego nie pamięta, a on sam opadł z powrotem na poduszki, poczuł, że jego ręka uderzyła o coś, co zdecydowanie nie było poduszką. Jak poparzony na powrót usiadł, by zobaczyć kruczoczarną burzę włosów. Następnie prosty nos i jasną karnację, oraz znajomy profil - to właśnie o tym chłopaku mówiły między innymi gazety od przeszło tygodnia. Co oznaczałoby, że Lance był właśnie w pałacu. Co on robił w pałacu?!

W pierwszym odruchu chciał obudzić księcia, jednak jego ręka zatrzymała się w połowie drogi. A co jeżeli straci przez to dłoń? Wolno w ogóle dotykać księcia? Co, jeżeli za samo obudzenie może zostać stracony? Jakby to wytłumaczył rodzinie? Ale jeżeli sobie od tak stąd wyjdzie, mogą go uznać za zbiega albo co... Szczególnie, że miał na sobie jakieś dziwne ciuchy, wyglądem przywodzące mu na myśl ninja. Jak na jedną noc miał stanowczo za dużo pytań bez odpowiedzi.

Złapał się za głowę i syknął. Szum, który słyszał już wcześniej, teraz przybrał na sile. Z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy. Po chwili Lance miał wrażenie, jakby głowa miała mu eksplodować. Szum przemienił się w pisk, co raz głośniejszy i głośniejszy. Nawet nie zarejestrował, kiedy zgiął się w pół i zaczął krzyczeć. Poczuł czyjeś dłonie na ramionach, silny, stanowczy uścisk. Niebieskoszare oczy.

Ciemność. 

Gdy ponownie odzyskał świadomość, nie otwierał oczu. Pozwolił, by jego ciało obudziło się pierwsze. Po raz kolejny zaczął krążyć myślami wokół wczorajszej nocy i ze zdziwieniem stwierdził, że praktycznie wszystko pamięta. Naradę, szaleńczy bieg do Pidge, potem do zamku. A potem... O cholera. Teraz żałował, że pamięta.

Już miał otworzyć oczy i zmierzyć się z rzeczywistością, gdy przeszkodził mu w tym znajomy głos. 

— Kto wam na to pozwolił?! — głos księcia przesiąknięty był złością i Lance współczuł osobie, która z nim rozmawiała.

— Ależ książę, zrozum, że zachowaliśmy ostrożność. Chcieliśmy wiedzieć, z kim...

— Nie o to pytałem — przerwał mu Keith. — Nie mieliście prawa grzebać w głowie komuś, kto uratował mi życie. Z tego co pamiętam, prawo nie zezwala na robienie tego ludziom bez wyraźniej zgody władcy. Dostałeś zgodę na działanie?

— Nasz władca nie żyje, książę. — Starszy mężczyzna był wyraźnie zadowolony z wybrnięcia z sytuacji. — Zostałeś nam tylko ty i dokładamy wszelkich starań, by tak pozostało. Jak zdążyłeś zauważyć, wczoraj o mało co nie zginąłeś, a gdyby nie ten młodzieniec, z pewnością musielibyśmy dzisiaj wyprawić pogrzeb zamiast koronacji.

Nastała chwila ciszy. W końcu książę westchnął i Lance miał wrażenie, że Keith jest zmęczony całą tą sytuacją. Zmęczony, ale żywy.

⏸️ HURRICANE || Klance [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz