Chłód i szarość przywitały Jacka Wściekłego, w chwili gdy przekroczył próg ciasnego pokoju, bez szyb na świat zewnętrzny, ze srebrnym, rozciągającym się przez cały pokój stołem, z dwoma krzesłami znajdującymi się po przeciwnych bokach blatu, z jedynie jedną wiszącą lampą w centrum klaustrofobicznego pomieszczenia, z wykonanymi z żelaza, ciężkimi drzwiami, obok których ciągnęło się zajmujące całą ścianę lustro weneckie, za którym stała Scarlett oraz strażnik więzienny.
Jack Wściekły zajął swoje miejsce i poprawił krawat, czekając na wprowadzenie pierwszego więźnia. Wyłożył na stół wszystkie poszlaki, którymi dysponował. Pogniecione kartki papieru z literami od A do I. Wizytówkę. Saszetkę z narkotykiem.
Wszystko to otrzymał od posterunkowej Hopps, z którą spotkał się kilka poprzednich dni temu. I ona została przez niego przepytana, a treść jej wypowiedzi pokrywała się z tą od posterunkowego Bajera.
Wyjął również paczkę papierosów i zapalił jednego.
Posterunkowa Hopps nieoczekiwanie zaproponowała mu swoją pomoc, tłumacząc się, że nie potrafi siedzieć bezczynnie, gdy pod jej nosem giną obywatele, których powinna chronić, a żeby to robić, musi mieć swój czynny udział w śledztwie. Natychmiast jej odmówił, na co zareagowała sporym zaskoczeniem i odeszła z opuszczoną głową i zaciśniętymi pięściami. Jack nie potrzebował niczyjej pomocy. To było jego śledztwo i najwyraźniej musiał jej o tym przypomnieć.
Westchnął, prostując się na krześle, gdy strażnik wprowadził pierwszego z więźniów. Do sali ciężkim krokiem wparował Robert Walter, olbrzym ubrany w jednolity, pomarańczowy strój. Niedźwiedź grizzly niechętnie usiadł na miejscu naprzeciw detektywa.
Jack zgasił papierosa o popielniczkę, którą, specjalnie na jego życzenie, przyniesiono do sali przesłuchań. Przedstawił się, a gdy już miał to odhaczone, przeszył swym lodowatym wzrokiem całe jego włochate cielsko, największą uwagę skupiając na czarnych oczach. Walter jedynie skrzyżował łapy i warknął złowrogo, ukazując ostre zębiska. Dało to jasno do zrozumienia, że nie piśnie ani słowem.
Detektyw puknął dwa razy o blat stołu, informując strażnika zza szyby, by przyprowadził wspólnika Waltera.
— Skończyliśmy — wymamrotał, sięgając po drugiego papierosa.
Na miejscu niemego niedźwiedzia usiadł baran, trzęsący się jak galareta na sam widok detektywa. Był to dobry znak dla Jacka; wiedział już, że z tym panem sobie pogada.
— Nie będziesz mieć problemu, jeśli zapalę? — Uważnie zerknął na swoją ofiarę, by dokładnie ujrzeć jej reakcję na to pytanie. Zdezorientowany baran zaprzeczył ruchem głowy. — Dobrze. Wiesz, z nałogiem ciężko jest walczyć.
Ze srebrnej zapalniczki wyplunął mały płomień, na sekundę rozświetlający pokryty w półmroku obszar. Jack trzymał tak zapalony ogień w powietrzu na kilka dodatkowych sekund, nie odrywając oczu od Normana Burtona, który wędrował wzrokiem od lewej ściany do prawej, kilka razy w dół na brudną posadzkę, rzadko kiedy kierował go w stronę detektywa. Jack zgasił ogień. Schował zapalniczkę do kieszeni i wypuścił z ust dym docierający do przestraszonego barana, który zakasłał z tego powodu.
Ponownie się przedstawił.
— Od razu powiem, że oczekuję od pana prawdomówności oraz zaangażowania. Nie muszę chyba wspominać, że jeśli pańskie zachowanie będzie przypominać te Waltera, osobiście dopilnuję, aby przeniesiono pana do najmroźniejszych odmętów Ice Chest w Tundrówce, w którym więźniowie zamarzają po dwóch dniach, a po trzech często trafiają do kostnicy.
CZYTASZ
Zwierzogród: Zaćmienie
FanfictionOd głośnej sprawy z dziczeniami drapieżników mija kilka miesięcy. Judy Hopps i Nick Bajer stają się jednymi z bardziej rozpoznawalnych stróży prawa w mieście, tworząc razem niezawodny duet. Ich relacja stopniowo się przeistacza i z czasem dowiadują...