|Rozdział 17|: Niezapomniana noc - część 2

1K 45 29
                                    

            Gazela powstała, unosząc kieliszek.

             — Moi mili, chciałabym wszystkim serdecznie podziękować za przybycie — powiedziała łagodnie.

             Wzrok wszystkich powędrował w jej stronę.

             — Dzięki wam udało się zebrać mnóstwo pieniędzy z biletów, których cena została celowo zaniżona, by mogli przyjść wszyscy — kontynuowała. — Wiedzcie, że mam zaszczyt przeznaczyć całą kwotę na fundację Podaruj zooŻycie. Dziękuję.

             Sala wypełniła się gromkimi brawami, Gazela wzniosła toast, wszyscy wzięli łyk szampana i ponownie usiedli. Znajdowali się w pojemnym pomieszczeniu przypominającym ekskluzywną restaurację, które mieściło się nieopodal morza. Ozdobione stoliki z krzesłami pokrywały większość sali. Judy i Natalie zajęły miejsca tuż przy jednym z kilku wyjść na zewnątrz, na pokryty deskami taras otaczający cały budynek. Udali się tam po koncercie na ucztę, za którą, jak upewniła ich Gazela, nie musieli płacić.

             Judy wyszukiwała wzrokiem znajome twarze. Byli niemal wszyscy. Bogo, ubrany w lśniący granatowy garnitur, siedział tuż obok burmistrza miasta i samej Gazeli, która usadowiła się na równi ze wszystkimi, przy zwykłym stoliku. Pazurian rozmawiał w grupce z kolegami z pracy, kątem oka dostrzegła Flasha, starego znajomego Nicka, wraz ze swoją dziewczyną. Żałowała, że jej partner nie mógł się znaleźć przy nich. Przy niej.

             Usiłowała wyszukać w tłumie detektywa Jacka Wściekłego i zdziwiło ją to, że siedział w cichym kącie bez żadnego towarzystwa. Był smutny. Coś ją zmuszało, by podejść do niego i przywitać się.

             — Natalie, za moment wracam, dobrze?

             Chwilę potem znalazła się przy odpowiednim stoliku. Jack, ubrany identycznie jak zwykle, wyglądał na nieco znużonego, lecz gdy jego niebieskie jak otaczające ich zimne morze oczy spotkały się z jej oczami, wysilił się na delikatny uśmiech i natychmiast się wyprostował.

             — Witaj, Hopps. Co cię do mnie sprowadza?

             — Cześć — odparła sucho, zastanawiając się usilnie jak odpowiedzieć na to trudne pytanie. Przywitała się, i co dalej? — Ja...

             — Proponuję taras, panno Hopps.

             — Co?

             — Lepiej będzie, jak porozmawiamy na osobności.

             — No... okej.

             Judy rozmasowała swoje nagie ramię i udała się za wyższym o pół głowy od niej królikiem. Czuła się spięta, choć nie wiedziała dlaczego, ale odczuła ulgę, że Jack przejął inicjatywę. W przeciwnym wypadku pewnie by się ośmieszyła.

             Księżyc znajdował się już wysoko na zalanym czernią niebem, noc była bezgwiezdna i przyjemna. Jack stanął przy jednej z lamp, rozświetlającej jego ponurą twarz, i oparł się o żelazną barierkę otaczającą taras. Judy zrobiła to samo i zapatrzyła się w dal. Jej oczy napotkały pokrytą mrokiem plażę i bujające się delikatnie na wietrze długie liście palm, do jej uszu dolatywała uspokajająca melodia szumu morza rozciągającego się daleko za horyzont. Stworzyło to intymną atmosferę, a Judy przez krótką chwilę poczuła się w zupełnie innym miejscu; wydało jej się, że była tam tylko ona i Jack.

             — Wspaniała noc, nieprawdaż, panno Hopps? — Przerwał ciszę, odrywając wzrok z tańczących w spokoju fal na jej twarz.

Zwierzogród: ZaćmienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz