|Rozdział 20|: Retrospekcja

815 45 24
                                    

            Pomidor rozdwoił się na mniejsze części, gdy nóż wszedł w niego gładko. Sok wchłaniał się w drewno deski do krojenia, wyglądało to na soczystą plamę krwi. Judy wytarła nożyk. Tyle jej wystarczy. Zabrała się za układanie pokrojonych plasterków na wierzch kanapek.

             Był ranek, pogoda za oknem zadowalająca. Judy pomagała matce ze śniadaniem dla najmłodszych, bądź zaspanych. Od szóstej trwały zbiory, a że lata ubywało, musieli przyśpieszyć pracy, by wyrobić normę.

             — Nie, na te nie dawaj — poinformowała Judy, wskazując na kilka kanapek oddzielonych od reszty. — Nick nie lubi pomidorów.

             Bonnie przytaknęła głową. Blat stołu zapełniony został po każdy brzeg. Ilość jedzenia musiała przełożyć się na potrzeby młodych, a ci byli najliczniejszą grupą.

             — No dobrze, wracam do nich. — Bonnie wytarła łapy o ścierkę i udała się w kierunku drzwi. — Dojdziecie z Nickiem, jak zjecie.

             Judy mruknęła pod nosem w odpowiedzi, chwyciła za kubek z chłodną już herbatą i usiadła przy krańcu stołu.

             — Dziękuję, że mi pomogłaś, córciu — dopowiedziała, nim wyszła.

             Judy spojrzała w jej stronę, odwróciła głowę i napiła się. Herbata smakowała paskudnie.

             Schody zapadały się pod czyimś ciężarem. Nagle zza ściany wyjawiła się twarz lisa.

             — Bezpiecznie? — W jego oczach widać było desperację.

             — Tak, nie ma jej. Jeszcze śpi jak pozostali. Możesz śmiało wyciągać kitę na zewnątrz.

             Nick wydobył z siebie jęk ulgi. Zerknął na swój ogon z politowaniem.

             — Jeszcze jeden dzień, a mi go urwie, słowo daję. Ja nie wiem, takie małe, a krzepa jak u...

             — Jest po ósmej — przypomniała mu natarczywie. — Mówiłam ci, że w tym domu wstaje się wcześnie, szczególnie teraz gdy jest najwięcej pracy. Tata prosił, byś też pomógł, pamiętasz?

             Nick mlasnął z niezadowolenia.

             — Całe życie na służbie...

             — Siadaj, jedz i nie marudź. Skończymy przed południem, a potem będziesz mógł spać, ile zechcesz.

             Słońce wzbiło się wyżej, swymi promieniami atakowało pracujących na polu, tak że z każdego lały się hektolitry potu. Większość nosiła na głowach chusty czy słomiane kapelusze. Zajęcie to było prostsze niż łapanie złodziei po ulicach miasta, lecz dużo bardziej męczące. Tego dnia zbierali maliny.

             Gdy skończyli, Nick z wycieńczenia rzucił się na trawę schowaną w cieniu najbliższego drzewa. Westchnął leniwie i zmrużył oczy. Judy odkręciła korek od butelki z wodą i oblała się nią, by choć na krótką chwilę się ochłodzić.

             — Niech zgadnę, jutro i pojutrze czeka nas to samo?

             Judy zrobiła złośliwą minę.

             — A co, już wymiękasz?

             Nick oparł się o ramię, by na nią spojrzeć.

Zwierzogród: ZaćmienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz