Rozdział 7

965 153 2
                                    

- Nie wiedziałam, że Lauren potrafi być taka głośna – zaśmiała się Dinah, gdy po raz kolejny weszła do mieszkania przyjaciółek w nieodpowiednim momencie. – Dobra, my tu nie po to. – Szybko zmieniła temat, kiedy poczuła uszczypnięcie w ramię.

Dinah złapała Normani za dłoń i pociągnęła ją na kanapę. Camila słysząc dźwięk uginającego się materaca i naciąganej skóry, którą obity był mebel, poszła w ich ślady, siadając na fotelu.

- Rozmawiałyśmy z Ally. Mamy dobre i złe wieści – zaczęła ciemnoskóra, kładąc dłoń na udzie blondynki. – Od której zacząć?

- Straciłam wzrok, a moja dziewczyna słuch. Gorszymi rzeczami jest chyba tylko amputacja kończyn i rak – zakpiła, zakładając ręce na wysokości klatki piersiowej. – Najpierw zła.

Normani westchnęła i otworzył usta, chcąc to z siebie wyrzucić, lecz gdy zauważyła schodzącą po schodach Lauren, ponownie zamilkła.

- Mani, ona nas nie słyszy – przypomniała ma jej Hansen. – Mów.

Camila poruszyła się niespokojnie czując, jak delikatna dłoń Jauregui rozmasowuje jej lewy brak.

- Nie udało nam się załatwić biletu lotniczego. – Dinah wyręczyła ciemnoskórą, która bacznie obserwowała uśmiechającą się i niczego nieświadomą Lauren. – Wszystkie zostały wykupione. Wolne miejsca są tylko w późniejszym i wcześniejszym terminie.

Na twarzy Camili ukazał się lekki grymas, ale starała się go zamaskować, by jej dziewczyna tego nie zauważyła.

- Cholera... – zaklęła pod nosem. – Nie mówicie Lauren. Jeszcze nie.

Przyjaciółki kiwnęły głową i do dopiero po chwili zdały sobie sprawę, że przecież Camila i tak ich nie widzi.

Lauren przedwczoraj wróciła z badań, przez które ominęła ich czwartą rocznicę. Camila dobrze wiedziała, że brunetka ma poczucie winy. Chciała jej pokazać, że nie powinna się niczym zamartwiać i postanowiła, że zabierze ją gdzieś, by choć przez chwilę mogły wypocząć i nie zamartwiać się niczym.

- A jaka jest dobra wiadomość? – westchnęła zrezygnowana.

- Podskoczyłyście o kilka miejsc w liście oczekujących na operacje – powiedziała Normani, a Dinah w tym samym czasie przekazała Lauren tę samą informację, poprzez język migowy.

Obie dziewczyny niezmiernie się ucieszyły. Camila pisnęła ze szczęścia, a Lauren podbiegła do przyjaciółek i przytuliła się do nich.

- Złaź ze mnie, ciężka jesteś! – zaśmiała się Dinah, gdy zielonooka przygniotła ją do kanapy.

- W takich chwilach dobrze, że cię nie słyszy. – Cabello parsknęła śmiechem.

Nagle po pomieszczeniu rozległ się dźwięk telefonu. Camila sięgnęła do kieszeni bluzy i wyjęła z niej komórkę.

- Kto dzwoni? – spytała, pokazując ekran w stronę dziewczyn.

Wszystkie nagle się uspokoiły. Lauren, widząc, kto dzwoni, napięła wszystkie mięśnie.

- Twoja mama – powiedziała Dinah.

Kubanka od razu wstała z fotela i ruszyła w stronę kuchni. Na szczęście znała dokładnie każdy centymetr tego domu, dzięki czemu mogła bez przeszkód poruszać się po nim bez laski.

Przejechała palcem po ekranie i przyłożyła urządzenie do ucha.

- Matko – wycedziła.

- Karla. – Usłyszała oschły głos Sinuhe. – Nareszcie raczyłaś odebrać.

- Rozważałam odrzucenie połączenia. – Starała się zachować spokój. – Dlaczego dzwonisz?

- Chyba zapomniałam pogratulować ci czwartej rocznicy. – W głosie kobiety można było wyczuć ironię.

- Daruj sobie. Jeśli zadzwoniłaś tylko po to, to się rozłączam. – powiedziała nieco głośniej.

- Nie podnoś na mnie głosu, Karla – fuknęła Sinuhe. – Nie wierzysz w moje intencje?

- Jestem niewidoma, nie głupia, matko. – Wyciągnęła rękę przed siebie i gdy napotkała blat, oparła się o niego. – Czego chcesz?

- Doszły mnie słuchy, że jesteś u szczytu listy oczekujących. Jako twoja matka powinnam dowiadywać się takich rzeczy od ciebie, nie uważasz? – Niemiły ton Sinuhe był bardzo odczuwalny. – I mam nadzieję, że odwiedzisz nas niedługo. Twój ojciec i siostra się stęsknili. Tylko nie przychodź z Lauren.

- Przyjdę z nią albo nie przyjdę wcale – odpyskowała. – Jeśli tata i Sofia chcą się spotkać, to śmiało mogą przyjść do mnie, tylko niech najpierw zadzwonią, bo zamierzam wyjechać na kilka dni.

- Jesteś taka niewdzięczna, Karla.

- Żegnam. – Rozłączyła się.

Schowała telefon do kieszeni bluzy i położyła drugą dłoń na blacie, by się oprzeć.

Sinuhe nigdy nie przepadała za Lauren. Zawsze uważała, że jest ona złym towarzystwem dla Camili, ale starała się tego nie ukazywać. Jej nastawienie zmieniło się po wypadku. Kobieta uważała, że to wszystko stało się z winy Jauregui.

Według niej to przez dziewczynę Camila straciła wzrok, ponieważ to ona zaciągnęła ją tego wieczora do garażu. To przez nią Matthew był zazdrosny i dlatego podrzucił petardę. Na szczęście ojciec, jak i siostra bardzo lubili Lauren i nie zgadzali się z jej matką.

Kubanka wzięła głęboki wdech i powoli wypuściła powietrze. Odwróciła się z powrotem w stronę salonu i ruszyła do przyjaciółek.

- Normani, kiedy jest najbliższy wolny lot? – spytała, nie wyjaśniając, po co dzwoniła jej matka.

- Pojutrze, a co? – odparła szybko.

- Rezerwuj bilety, muszę odpocząć od tego miejsca – westchnęła i przekazała Lauren za pomocą języka migowego, że wylatują za dwa dni.

Jedyne, czego w tym momencie pragnęła Camila, to ucieczka jak najdalej od jej matki, a jedyne, czego pragnęła Lauren, to dowiedzieć się, co tym razem Sinuhe nagadała jej dziewczynie.

Vitium || CamrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz